Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Przebudzenie mocy w polskich politykach na ogół ma złe zakończenie: kac. No, chyba że idzie o film

Arkadiusz Franas
Fot. Tomasz Hołod / Polskapresse
Bo tego durnia mamy za prezydenta". Nie, to nie jest wypowiedź współczesna. Tak kiedyś Lech Wałęsa powiedział o Lechu Kaczyńskim. Oczywiście, była to karygodna, ale też emocjonalna odpowiedź na ciągłe oskarżanie założyciela Solidarności o współpracę z tajnymi służbami PRL i efekt konfliktu braci Kaczyńskich z Wałęsą. Konfliktu, który rozciągnął się na całą scenę polityczną. I nie chce mi się już nawet cytować setek podobnie obraźliwych wypowiedzi obu stron.

Pokazuje to jednak, w przeddzień 35-lecia Porozumień Sierpniowych, jak bardzo zniszczyliśmy legendę tej pierwszej Solidarności. Sami. Jak potrafiliśmy zmieszać z błotem to, co było początkiem nowej Polski. Naprawdę wolnej, choć niektórzy nadal jeszcze w kościołach śpiewają: "Ojczyznę wolną racz nam wrócić Panie". Żeby nie było łatwiej, to warto przypomnieć, że w wersji pierwotnej "Boże! Coś Polskę..." Alojzego Felińskiego z 1816 roku fraza ta brzmiała: "Naszego króla zachowaj nam Panie!". Jako hołd dla cara i króla Aleksandra I. Wróćmy do XXI wieku. Gdzie wszyscy bawią się historią, jak się komu żywnie podoba. Jesteśmy w czasach, kiedy już nikt nie wie, kto naprawdę odpowiada za wybuch II wojny światowej, są środowiska coraz częściej sugerujące, że nie wiadomo, czy tylu samo Żydów co Niemcy, w tamtych czasach, nie wymordowali i Polacy, że niewykluczone, iż to SB sprowokowała wydarzenia sierpniowe, by doprowadzić do Okrągłego Stołu... Już niczego nie można być pewnym.

To czy ja mogę się dziwić, że jakaś firma do promocji wódki, celowo nie podam nazwy, bo nie jestem pewien, czy nie uczynili tego świadomie, wykorzystała zdjęcie z tragedii lubińskiej z 1982 roku, przedstawiające mężczyzn niosących rannego kolegę z podpisem: "Kac Vegas? Scenariusz pisany przez...". Tam gdzie kropki, padła nazwa marki wódki. Zdjęcie przedstawiono, że niby niosą pijanego po fajnej zabawie zakrapianej tą wódką. Firma oczywiście przeprasza za tragiczną pomyłkę. Pomyłkę? Dowodów nie ma, więc oficjalnie wszyscy w to wierzą, ale przecie nawet półamatorskie firmy reklamowe wiedzą o czymś takim jak prawa autorskie, że nie bierze się zdjęć skądkolwiek, tylko ze specjalnych baz itp. A przecież wszyscy wiemy, że od lat reklama żywi się prowokacją. Więc w kraju, gdzie właściwie nie ma już żadnych świętości, jest to możliwe. I tak się dziwię, że na przykład nikt jeszcze nie wykorzystał sceny sprzed bitwy pod Grunwaldem, gdy Jagiełło dostaje dwa nagie miecze, by pokazać, że potem, przepraszam za wyrażenie, konar zapłonął...

O ile dużego kaca mogą mieć ci, którzy tak od lat się obrażają historycznie, to pewnie lepiej się czuje poseł Henryk Siedlaczek z PO. Jeszcze nie zdążył napisać interpelacji, a już okazała się skuteczna. Poszło o przyspieszenie polskiej premiery filmu "Gwiezdne wojny: Przebudzenie mocy". Ta kolejna część sagi na świecie ma mieć premierę 18 grudnia, a u nas zaplanowano ją dopiero na 25. I o przyspieszenie poseł zwrócił się do minister kultury. I nim skończył pisać, już dystrybutor dokonał zmian. Czy wiedział o interpelacji? Nieistotne. Poseł zadziałał w imieniu pracowników swojego biura, którzy czekają na ten film. W ludzkiej sprawie. Wolę takiego posła niż tych, co wiedzą lepiej, kto większym bohaterem był. Gdy patrzę na te zabawy historią, zadaję sobie pytanie, które postawił bohater "Gwiezdnych wojen" Ben Kenobi: Kto jest większym głupcem: głupiec czy ten, kto za nim idzie?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska