Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Policjant uratował życie tonącemu, nikt inny nie skoczył. Nawet nie usłyszał "dziękuję"

Ewa Chojna
Jacek Taradajczyk, na co dzień pracuje w Komendzie Miejskiej Policji w Legnicy. Za uratowanie tonącego mężczyzny otrzymał nagrodę od wójta gminy Chojnów, a także od właścicieli ośrodka wypoczynkowego w Rokitkach gdzie mogło dojść do tragedii.
Jacek Taradajczyk, na co dzień pracuje w Komendzie Miejskiej Policji w Legnicy. Za uratowanie tonącego mężczyzny otrzymał nagrodę od wójta gminy Chojnów, a także od właścicieli ośrodka wypoczynkowego w Rokitkach gdzie mogło dojść do tragedii. fot. Polskapresse
Pojechał nad wodę do Rokitek pod Legnicą, było upalne niedzielne popołudnie. Nie był na służbie. Odpoczywał. Cieszył się słońcem i dniem wolnym od obowiązku. Jednak jak to często bywa, obowiązek i wtedy go nie opuścił. Jacek Taradajczyk, funkcjonariusz z Komendy Miejskiej Policji w Legnicy, nie zastanawiał się ani chwili kiedy kobieta zaczęła krzyczeć, że jej mąż się topi. Z całego tłumu ludzi wygrzewających się w piekącym słońcu tylko on jeden skoczył na pomoc tonącemu.

- Wypatrzyłem tylko ręce wystające z wody, ale gdy wskoczyłem, już ich nie było widać - opowiada Jacek Taradajczyk. - Pod wodą zobaczyłem mężczyznę opadającego na dno.

Policjant zaczerpnął powietrze i zanurzył się pod wodę. Chciał jak najszybciej dotrzeć do człowieka, z którego razem z pęcherzykami powietrza uchodziło życie. Kiedy był już na wyciągnięcie ręki złapał tonącego za pas i wyciągnął na powierzchnię. Ostatkiem sił dopłynął z nim do brzegu, gdzie oddał mężczyznę pod opiekę żony.

- Przyznam, że traciłem siły, ale nie mogłem człowieka upuścić, by znów nie zanurzył się w wodzie - opowiada legniczanin. - Wołaliśmy, by ktoś nam pomógł, ale początkowo nikt się nie ruszył. Dopiero po chwili podbiegło dwóch młodych panów i razem doprowadziliśmy go na brzeg.

Tonący może mówić o wielkim szczęściu. Według relacji Jacka Taradajczyka wyglądał już jakby nie żył. Z każdą minutą szanse na jego uratowanie malały, ale policjant i jego żona nie poddali się. Mężczyzna wyciągnięty z wody nie oddychał, był już siny, nie dawał żadnych oznak życia. Po chwili jednak ocknął się.

- Mężczyzna złapał oddech i nawet okazało się, że nie potrzebował pomocy medycznej - mówi policjant. - Po chwili wsiadł z żoną i dziećmi do auta i odjechali. - Nie wiem, skąd był. Wiem tylko, że nie umie pływać. Najważniejsze, że żyje.

Co by było, gdyby Jacka Taradajczyka nie było w tamtą niedzielę nad wodą? Czy tonący mężczyzna nadal mógłby cieszyć się życiem u boku bliskich? Czy może zostałby kolejną ofiarą wody w tym roku? A z drugiej strony, czy ktoś z tłumu gapiów rzuciłby się na pomoc?

NA PEWNO BYŁO TAM NIEMAŁO MĘŻCZYZN, KTÓRZY MOGLIBY POMÓC - CZYTAJ NA KOLEJNEJ STRONIE
- Nie każdy umie pływać, ale na pewno było tam niemało mężczyzn, którzy mogliby pomóc - zauważa podinsp. Sławomir Masojć z legnickiej policji.- Zawsze można pomóc, choćby krzykiem wzywać pomocy, albo rzucić coś, czego tonący może się chwycić. Ważne, by po prostu reagować w takiej chwili - dodaje policjant.

Co roku ratownicy, funkcjonariusze WOPR, strażacy i policjanci, setki ludzi, którzy w trakcie wakacji dbają o nasze bezpieczeństwo, mówi o tym, że nad wodą trzeba uważać. Nie wolno pływać w miejscach niestrzeżonych, nie wolno się popisywać i pod żadnym pozorem nie wolno wchodzić do wody po wypiciu alkoholu. A mimo to co roku ginie kilkaset osób. Część z nich to nieszczęśliwe wypadki. Jednak przyczyną dużej liczby zgonów nad wodą jest brawura i alkohol.

Czy właśnie to było przyczyną śmierci 26-letniej lubinianki, która dzień wcześniej utopiła się na kąpielisku po starej żwirowni w Rokitkach? Sekcja zwłok wykluczyła działanie osób trzecich. Biegli na ciele młodej kobiety nie znaleźli też śladów, które świadczyłyby o tym, że nurkując, kobieta zahaczyła o coś. Czy była pijana kiedy postanowiła popływać? To wykażą wyniki badań które poznamy w przyszłym tygodniu.

Ważne by reagować! Nie stójmy obojętnie

O tym, Jak w trakcie akcji ratowniczej nad wodą ważna jest każda, nawet najdrobniejsza pomoc mówi Jacek Kiełb, legniczanin i ratownik z 18-letnim stażem.

- Niektórzy ludzie pewnie się boją wskoczyć do wody, zwłaszcza jeśli nie potrafią pływać, ale spora grupa po prostu nie ma ochoty brać za kogoś odpowiedzialności. Pomóc można zawsze, na przykład wzywając pogotowie, można zrobić miejsce do reanimacji, podać coś. To się może wydaje mało, ale gdy ktoś sam ratuje drugiego człowieka, każda taka, najdrobniejsza nawet pomoc to już dużo. Najgorsza jest obojętność.
(AAG)

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska