Tak jakby nikt nie zauważył, że rozczarowanie wpisane jest w każdą rywalizację. Jak stwierdził wielki filozof sportu, ale przede wszystkim genialny trener Kazimierz Górski: „Czasami się wygrywa, czasami się przegrywa, a czasami remisuje”. I tyle. Tak samo jak nie rozumiem o co chodzi, gdy słyszę, że to największy kryzys olimpizmu, a stało się to po tym, jak jakiś zawodnik z krajów arabskich nie podał ręki sportowcowi Izraela. Czy ja jestem najstarszym człowiekiem na świecie? Czy tylko ja jeszcze pamiętam olimpiadę w Moskwie w 1980 roku i cztery lata później w Los Angeles?
To przecież wtedy nie wystartowało wiele krajów na znak protestu po interwencji Związku Radzieckiego w Afganistanie. Jacyś mocno przewrażliwieni teraz jesteśmy. No dobrze, to jeszcze jeden przykład. Zacząłem oglądać transmisję z zawodów golfowych pań. Włączyłem telewizor już w trakcie zawodów i słyszę taką frazę: „Na szczęście ten najokrutniejszy okres w historii tego sportu mamy już za sobą...”. Boże, o co chodzi? - myślę sobie. - Jakieś masowe mordy na polu golfowym? Nie, pan się rozczulał nad tym, że przez lata kobiety nie miały wstępu do klubów golfowych...
Ale wróćmy do mojej tezy z początku tekstu. Skąd taka wizja? Otóż podczas igrzysk kilka razy usłyszałem wypowiedzi podobne do tej, którą gdzieś zapisał słynny krytyk filmowy Tomasz Raczek: „Oglądałem wczoraj mecz Polska-Iran w siatkówce. Wygraliśmy, więc był powód do radości. Jednak scena, jaka rozegrała się pod siatką po zakończeniu meczu, kłóciła się z ideą olimpijską. Zresztą, kto jeszcze na tych igrzyskach pamięta o baronie de Coubertin i sformułowanej przez niego olimpijskiej idei ponadpolitycznego braterstwa i czystego sportu? Media komentując olimpiadę, podkręcają w odbiorcach tylko uczucia patriotyczne (czasem nacjonalistyczne), a zapominają o humanistycznych”. Czyli teraz jak mamy kibicować? W ramach miłości i uznania wartości ludzkich co najmniej połowa Polaków powinna kibicować Iranowi? A bokser podczas walki, w ramach wartości humanistycznych, powinien czasami dać sobie walnąć w nos. OK. No i kibice zamiast „Polska, gola!” winni śpiewać: „Kochaj mnie, kochaj mnie, kochaj mnie nieprzytomnie. Jak zapalniczka płomień, jak sucha studnia wodę”.
Ja rozumiem, że są ludzie o poglądach prawicowych i lewicowych, ale nie ma już granic w niszczeniu tradycyjnych wartości? Słowa Raczka przypomniały mi opinię o sporcie niejakiego Zygmunta Freuda, który kiedyś tak to ujął: „Sport jest sublimacją popędu do przyglądania się i tendencji: sadystycznych, ekshibicjonistycznych, homoerotycznych i erotyki ruchowej”. Obie nadają się dla psychoanalityka. W myśl poglądów Tomasza Raczka inwokacja z „Pana Tadeusza” powinna trafić na indeks ksiąg zakazanych, jak to jeszcze w połowie XX wieku przydarzyło się „Kubusiowi Fataliście” Diderota. No bo jak: „Dziś piękność twą w całej ozdobie/Widzę i opisuję, bo tęsknię po tobie”. Fuj, nacjonalistyczne jak nic. No i by nie drażnić wartości humanistycznych z okazji świąt, flagi zaczniemy wywieszać w piwnicach. I to po godzinie 23. Można nie lubić sportu. I wiem, że wśród kibiców zdarzają się patologiczne osobniki. Ale kibicowanie swojej drużynie jest jak miłość do żony. Ona zawsze będzie lepsza od innych, co nie oznacza, że inne wymorduje. W ramach konsekwentnego niszczenia cywilizacji europejskiej nie mordujcie nam chociaż sportu.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?