Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Po bandzie

Wojciech Koerber
Fot. Janusz Wójtowicz
Największy przegrany dolnośląskiego sportu w 2010 roku? Niespecjalnie lubię, gdy legendy nurza się w błocku, lecz odpowiedź nasuwa się, niestety, sama. Ryszard Tarasiewicz.

No więc, do czego ja się mógłbym przyczepić? Podobno dla Śląska mógłby pracować Tarasiewicz nawet za darmo. Rozumiem, że więcej było w tych deklaracjach przenośni, lecz warto czasem zdobyć się w życiu na drobny gest. Z materialnego punktu widzenia jest przecież szkoleniowiec największym zwycięzcą, skoro nadal kasuje - teraz już za nicnierobienie - 50 patyków miesięcznie.

A czy nie mógłby w związku z powyższym wpaść do klubu raz na dwa tygodnie i poprowadzić krótki trening z jedną z dziecięcych grup? Na przykład. Dla małolatów godzina z legendą - bezcenne. Dla wizerunku trenera - też lepiej. Dwie godzinki w miesiącu za 50 patyków! Pytanie tylko, czy jest w naszym futbolu miejsce na takie gesty? Oczywiście, nie ma, bo to twardy biznes jedynie. Nawet jeśli serce ma się zielono-biało-czerwone. Z naciskiem na zielone.

Wymieniało się jeszcze niedawno Tarasia wśród następców Beenhakkera, dziś kandydatem na selekcjonera, i to głównym, jest inny Dolnoślązak. Wojciech Basiuk. Choć mowa o żeńskiej reprezentacji, rzecz jasna. Basiuk tu zupełnie inny typ człowieka niż Tarasiewicz - naturalny, komunikatywny, uśmiechnięty. Taki, za którym zawodniczki pójdą w dym. Zresztą jedna poszła nawet przed ołtarz.

Gdy sięgał Basiuk pięciokrotnie po mistrzostwo kraju z AZS-em Wrocław, musiał mieć naturalnie wstęp do szatni. Los chciał, że wchodząc tak, pewnego dnia po raz drugi natknął się na tę samą zawodniczkę w niekompletnym stroju. I wtedy usłyszał: "Trenerze, dlaczego znowu ja?!". Więcej tam było jednak radości i zadowolenia, aniżeli zakłopotania, pretensji jakichś. Taa, potrafi się Basiuk dogadywać, Tarasiewicz nieco mniej.

I słówko jeszcze o innym naszym selekcjonerze, Cieślaku Marku. Też umie rozmawiać, ostatnio się więc w Zielonej Górze dogadał, po dekadzie spędzonej we Wrocławiu. "Uważałem, że dla siebie i dla klubu lepiej będzie, jeśli już zmienię środowisko. Bo to ciągle ta sama droga i te same dziury w niej" - pięknie ubierał tę przeprowadzkę w powody. A jednak nie jest tak do końca. Okazuje się, że do Zielonej jeździł będzie Cieślak z Częstochowy przez... Wrocław. Przez te same dziury.

Wszelako na miejscu będzie już inaczej. Tam incognito już się browarka nie przechyli. Jan Paweł II częstokroć sobie dworował, że jeśli chciał wiedzieć, co z jego zdrowiem i jak się czuje, musiał wziąć do ręki najświeższą prasę. I po lekturze już wszystko wiedział, co mu ewentualnie dolega, gdzie boli. No więc w Zielonej Górze też będzie Cieślak takim papieżem. Bo tam speedway jest religią, więc i duchowy przywódca musi być. A czemu poszedł do Falubazu, skoro mógł też w Częstochowie zostać? To proste. Bo chce medali, nie Medalików.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska