Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Pamiętajcie się kochać...

Katarzyna Kaczorowska
Henryk Szwejcer został skazany na karę śmierci. Wyrok wykonano 14 lipca 1949 roku
Henryk Szwejcer został skazany na karę śmierci. Wyrok wykonano 14 lipca 1949 roku fot. archiwum
Henryk Szwejcer był jedną z ofiar terroru stalinowskiego na Dolnym Śląsku. Propaństwowiec, oskarżony o sabotaż, zginął w lipcu 1949 roku. Jego historię przypomina Katarzyna Kaczorowska

Najukochańsza ma jedyna Różyczko i wy najdroższe moje córuchny! Za chwilę mnie już nie będzie na tym świecie. Żegnam was i dziękuję przede wszystkim Tobie Różyczko za wszystko i wybacz, jeżeli kiedykolwiek przykrość sprawiłem. Wy również dzieci kochane nie miejcie do mnie żalu, wiecie, jaki całe życie byłem. Uczcie się i pracujcie pamiętając, że społeczeństwo to jest wielka rodzina, składająca się z poszczególnych rodzin. Jeżeli te poszczególne rodziny będą szczęśliwe, to społeczeństwo jest szczęśliwe. Pamiętajcie kochać się w rodzinie, dbać o rodzinę".

Niewielkie kartki papieru wypełniają słowa napisane ołówkiem. Henryk Szwejcer wiedział, że to ostatni w jego życiu list.
"Różyczko i dzieci uściskajcie wszystkich krewnych i znajomych. Wszystko jest wolą Bożą. Bądźcie zdrowi i szczęśliwi, kochający was bardzo mąż i ojciec". Był 14 lipca 1949 roku. Tego samego dnia o godzinie 20 wykonano karę śmierci. W protokole podpisanym przez wojskowego prokuratora kapitana Stanisława Lisowskiego odnotowano, że po odczytaniu wyroku do więźnia oddano salwę karabinową. Czy tak było istotnie? Zwykle po prostu strzelano w tył głowy. Pluton egzekucyjny był zbędnym wydatkiem.

Henryk Szwejcer. Syn Joachima i Salomei. Urodzony w Sosnowcu w 1886 roku. Polak, rzymski katolik, żonaty, dwie córki. Świat zawalił mu się w grudniu 1948 roku. Skończył niecały rok później.
"Gazeta Robotnicza" z maja 1949 roku informowała na pierwszej stronie: "Sanacyjny dygnitarz, NSZ-owiec i członek NSDAP we wspólnej akcji sabotażowej dezorganizowali pracę przemysłu węglowego". Hersztem bandy był oczywiście ów dygnitarz, czyli Henryk Szwejcer. Dziennikarz, tak jak sąd, nie miał litości dla sabotażystów oskarżonych o to, że z powodu przetrzymywania przez nich korespondencji Zarządu Dolnośląskiego Zjednoczenia Przemysłu Węglowego w Wałbrzychu, państwo poniosło straty, a kopalnie nie wyrobiły normy.

Grudzień roku 1948. W Polsce zaczyna się nowa era wyznaczana przez zjednoczenie Polskiej Partii Robotniczej i Polskiej Partii Socjalistycznej pod szyldem Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej. Nie tylko w gazetach gołym okiem widać szczyt stalinizmu. Od roku trwa tzw. plan trzyletni, który ma postawić na nogi zrujnowaną polską gospodarkę. Opracował go związany z PPS Czesław Bobrowski i kierowany przez niego Centralny Urząd Planowania. "Trzylatka" to jedyny skuteczny plan gospodarczy zrealizowany w PRL, ale w miarę, jak w państwie władzę przejmują stalinowcy, każde potknięcie w jego realizacji traktowane jest jak sabotaż, najczęściej inspirowany przez sanacyjnych agentów.

Henryk Szwejcer był kimś. Wykształcony, z dużym doświadczeniem - przed wojną pracował w kopalniach, miał też swoją firmę. Ale chyba zabrakło mu wyobraźni, bo w tych niebezpiecznych politycznie czasach związał się ze Stronnictwem Demokratycznym - był nawet przewodniczącym komitetu SD w Wałbrzychu.

Zaczęło się od zatrzymania Gerlickiego Henryka, czyli Gerlicha Heinza, w październiku 1948 roku. Ekspedytor poczty zewnętrznej w Dolnośląskim Zjednoczeniu Przemysłu Węglowego w Wałbrzychu - według aktu oskarżenia - dopuścił się aktu sabotażu przez to, że na zlecenie Czarneckiego Władysława od 10 lipca do 15 października 1948 wstrzymywał wysyłkę poczty Zjednoczenia, czym naraził Skarb Państwa na milionowe straty.
Gerlich był łatwym łupem. Urodził się w Breslau, w latach 1940-42 służył w niemieckiej armii. W Zjednoczeniu był gońcem.
Drugi był Czarnecki Władysław. W czasie wojny, jak wielu Polaków, związany z podziemiem niepodległościowym. Tego UB zatrzymał dwa dni po Gerlichu. W śledztwie został członkiem Narodowych Sił Zbrojnych, w poetyce tych czasów - faszystowskiej bojówki kolaborującej z hitlerowcami.

Trzecim, zatrzymanym w grudniu, był Henryk Szwejcer, rzekomy członek dywersyjnego związku mającego na celu "dokonywanie sabotażu w tak ważnej dziedzinie przemysłu, jakim jest przemysł węglowy na Ziemiach Odzyskanych".
"- Dlaczego dotychczas zeznawaliście nieprawdę mówiąc, że oprócz Czarneckiego Władysława nikt nie był wtajemniczony w sprawę wstrzymywania wysyłki poczty?

- Dotychczas zeznawałem nieprawdę zatajając osobę Szwejcera - organizatora wstrzymywania wysyłki poczty z Dolnośląskiego Zjednoczenia Przemysłu Węglowego dlatego, że miałem wobec niego dług wdzięczności. Mianowicie w początkach lipca 1945 roku Szwejcer przyjął mnie do pracy w Zjednoczeniu, mimo iż wiedział, że miałem w czasie wojny drugą kategorię Volkslisty, służyłem w armii niemieckiej i że byłem członkiem NSDAP i SA.
- Skąd Szwejcer wiedział?

- Dowiedział się w pierwszych dniach lipca 1945 roku w następujących okolicznościach: przenosiłem ze Zjednoczenia rzeczy do domu Szwejcera. Usłyszałem, że żona rozmawia po niemiecku, dowiedziałem się, że miała trzecią kategorię Volkslisty".
Z protokołów przesłuchań łatwo zorientować się, że cała trójka zatrzymanych musiała być torturowana. Może od początku celem był Szwejcer? A może tak jakoś wyszło, że dwóch kolegów - Gerlich i Czarnecki - którzy razem odpowiadali za wysyłkę poczty, lubiło przy okazji wypić i czasem gdzieś po drodze zawieruszały im się listy. Kiedy jednak okazało się, że Zjednoczenie nie wyrabia wziętych z sufitu wyśrubowanych norm, sprzęt się psuje, a ludzie nie dają rady, trzeba było znaleźć winnego. I nie mogli być nimi ludzie, którzy narzucili te nierealizowalne zadania. Musieli być nimi sabotażyści. Najlepiej z odpowiednim - czyli nieodpowiednim pochodzeniem. Szwejcer nadawał się do tego idealnie, w końcu karierę urzędniczą rozpoczął jeszcze przed wojną. A że wydawało mu się, że po wojnie też może służyć wolnej ojczyźnie?

Akt oskarżenia, w którym zapadły trzy wyroki śmierci, przezornie ominął fantastyczny wątek z przesłuchania Gerlicha jednoznacznie pokazujący, że cała sprawa jest z palca wyssana. Nieszczęśnik zeznał 5 lutego 1949 roku, że Szwejcer razem z niemieckim dyrektorem Zjednoczenia, inżynierem Tatlebenem (który na szczęście zdążył już wyjechać z Polski) w lipcu 1945 roku z kasy pancernej Wafagu (przez Polaków przekształconego w Zjednoczenie) zabrali bezcenne klejnoty księżnej von Pless. Sam co prawda tego nie widział, ale opowiedział mu o tym niejaki Franke, we wrześniu 1945 roku. Franke tej fantastycznej opowieści potwierdzić już nie mógł, bo w 1946 roku został wysiedlony. A że śladu po tych klejnotach w domu Szwejcera nie znaleziono...

7 czerwca 1949 roku adwokat Jan Grzyb napisał pismo do Najwyższego Sądu Wojskowego w Warszawie, zaskarżając wyrok. Podnosił, że sąd nie uwzględnił okoliczności łagodzących, takich jak wiek i choroby skazanego, przede wszystkim zaś nie pochylił się nad całym życiem Henryka Szwejcera, stojącym w jawnej sprzeczności z postawionymi mu zarzutami.
"(...) Jest odznaczony Wielką Gwiazdą Śląska. W okresie okupacji współdziałając ze swą żoną Różą uratował wielu Polaków i Żydów przed prześladowaniami niemiecko-faszystowskich władz okupacyjnych, wydając konfidentów gestapo w ręce niepodległościowych organizacji podziemnych, narażając niejednokrotnie życie własne i żony. (...)

Również pozytywnie oceniano jego pracę w Zjednoczeniu w 1946 roku oraz jego udział w pracy w Powiatowym Komitecie Odbudowy Warszawy w Wałbrzychu, za którą został odznaczony srebrną odznaką państwową. Siostra skazanego to była więzień Oświęcimia".
Henrykowi Szwejcerowi nie pomogły jednak ani odznaczenia, ani robotnicze pochodzenie. Prezydent Bolesław Bierut nie skorzystał z prawa łaski. Ofiarę zbrodni sądowej pochowano w tajemnicy na cmentarzu Osobowickim, nie informując rodziny, gdzie jest grób.
Katarzyna Kaczorowska

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska