Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

O 11 wieczorem po wojnie

Aleksander Malak
Ale jeszcze na chwilę przed "wojną polsko-ruską pod flagą biało-czerwoną" coś mi chrupnęło w kręgosłupie. Tak, że wszelkie spodziewane skoki, podskoki i wyskoki w trakcie wieczornego meczu stanęły pod znakiem zapytania. Nie pozostało mi nic innego, jak zasięgnąć porady u profesora, o którym miałem już okazję pisać w tym miejscu.

Profesor, obok swojej właściwej specjalności, uprawia również psychologię i w tym względzie jest genialny. Jego reguła "samo przyszło, samo przejdzie" sprawdza się znakomicie. Jedyny feler w tym, że po 6 tygodniach. Ponieważ od poprzedniej wizyty zdążyłem się z profesorem zaprzyjaźnić na gruncie towarzyskim, uznałem, że mógłby (po znajomości) skrócić czas oczekiwania na "samo przejdzie", powiedzmy do wieczora, do meczu. Udało się niespecjalnie.

- Po pierwsze należysz do 40 proc. populacji, która ma rozszczepiony kręgosłup (tu profesor zarzucił mnie łaciną), co powoduje, że każdy mało skoordynowany (jaki delikatny?) ruch może powodować bóle, czy, jak wolisz, chrupnięcia. Poza tym należysz do 100 proc. populacji, której konstrukcja kręgosłupa wręcz nie pozwala na chodzenie prosto. Wygięcia kręgosłupa (znowu łacina) u ssaków, także z rzędu naczelnych natura przygotowała do chodzenia na czworakach…

- Może w pozycji kolankowo-łokciowej? To jakiś atawizm! - dorwałem się do głosu.
- Może atawizm, ale to jeszcze nie znaczy, że nie ma w tym sensu. Widzisz to? - profesor złapał się za ucho.
- To guzek Darwina. Atawizm, a jakże. Występuje u 10 proc. populacji. Przy okazji znamionuje większą niż normalnie objętość czaszki i co za tym idzie, potężniejszy mózg. Inteligencję po prostu. Przejdzie po 6 tygodniach…

I tak zakończyła się moja wizyta u profesora, po której przez godzinę stałem przed lustrem i studiowałem swoje uszy. Niestety, guzków Darwina nie znalazłem, ale mogę powiedzieć, że mam tzw. ucho Macchiavellego, w którym "górna część małżowiny jest płaska, duża, miękka i oddalona od czaszki". Wprawdzie moje oddalenie od czaszki nie jest wielkie, ale może dzięki temu mam wyostrzony słuch.

I to mi pozwala bezboleśnie przejść do wspomnianej na początku "wojny". Bo dobrze słyszałem i z całkowitym przekonaniem mogę stwierdzić, że wojnę wywołały media i politycy. Tym razem pierwszeństwo oddaję, niestety, mediom. Z każdej strony. Z jednej mieliśmy coś takiego: "ludzie Putina przygotowali nam na Euro brutalną prowokację", bo pomysł marszu powstał "w gabinetach putinowskich służb specjalnych". Z drugiej "Bitwę Warszawską II", co najlepiej oddawała okładka jednego z "tygodników opinii", na której Smuda został ucharakteryzowany na Piłsudskiego. Między tymi skrajnościami było wszystko z Cecorą i Smoleńskiem włącznie, chociaż przecież chodziło o zwyczajne zawracanie głowy nogami, czyli coś, co nas podnieca zwykle przez 90 minut.

Ja doskonale rozumiem, że redaktorom owych "opinii" chodziło głównie o podniesienie "czytalności" (jest oglądalność i słuchalność, może być czytalność) ich mediów. Trzeba jednak być kompletnie pozbawionym guzków Darwina, żeby nie wiedzieć, że czytalność nie pozostaje bez wpływu na poczytalność. Mediów, niestety, bo chór polityków na szczęście w ostatnim czasie śpiewa sotto voce (półgłosem). Ale, jak mawiał dzielny wojak Szwejk (to aluzja do piątkowego meczu): " - Są przecież na świecie takie stworzenia, którym przyroda odmówiła wszelkiej inteligencji".

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska