Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nowe fakty i pytania o tragedię w Wiszni Małej pod Wrocławiem. Dlaczego policjanci wybiegli przed szyk?

Marcin Rybak
Marcin Rybak
Miejsce akcji policyjnych antyterrorystów pod Wrocławiem - 3 grudnia 2017
Miejsce akcji policyjnych antyterrorystów pod Wrocławiem - 3 grudnia 2017 Pawel Relikowski / Polska Press
Poważne błędy czy nieszczęśliwy zbieg okoliczności? Co spowodowało tragedię pod bankomatem w Wiszni Małej, gdzie zginął antyterrorysta, a trzech policjantów zostało rannych? Są nowe fakty i nowe pytania. Jak opowiadają nam funkcjonariusze, akcja pod Wrocławiem została źle zaplanowana i nieprofesjonalnie przeprowadzona. Główny problem: policjanci kryminalni nie uzgodnili swoich działań z antyterrorystami. W efekcie, w kluczowym momencie, zamiast pomóc, przeszkadzali. Ale czy dlatego zginął człowiek? Na to pytanie szukają odpowiedzi dwie policyjne komisje i prokuratura.

Krytycznej nocy z 2 na 3 grudnia grupa szturmowa wrocławskich antyterrorystów podchodziła do bankomatu w Wiszni Małej. W środku był mężczyzna, którego mieli zatrzymać. Uzbrojony w kałasznikowa. I wtedy wydarzyła się jedna z kilku rzeczy, których antyterroryści nie przewidzieli. Przed sformowanym przez nich szykiem, przed ich tarczą kuloodporną, mieli pojawić się dwaj policjanci kryminalni z Poznania. Jeden z nich otworzył drzwi bankomatu.

Być może przez moment kryminalni z Poznania znaleźli się na linii strzału i dlatego antyterroryści – na serię z kałasznikowa – najpierw odpowiedzieli paralizatorem, a nie ogniem z pistoletów maszynowych. Chociaż – mówi nam były antyterrorysta – dobry strzelec poradziłby sobie mimo wszystko. Jednak od samego początku wiemy, że o tragedii zadecydował moment. Ułamek sekundy, o który gangster był szybszy od policjantów. Niektórzy z naszych rozmówców sugerują, że policji nie zależy na tym by na jaw wyszedł prawdziwy przebieg wydarzeń.

Akcja zgodna ze sztuką...
Do strzelaniny w wiosce pod Wrocławiem doszło w sobotę 2 grudnia około 23.00. Już następnego dnia na konferencji prasowej Komendant Główny Policji Jarosław Szymczyk mówił, że akcja została przeprowadzona zgodnie ze sztuką. Choć przyznał, że nie wiedzieli, co będzie za drzwiami bankomatu i nie mieli wiedzy, że złodziej Łukasz W. posiada broń. Ale, jak dodał Szymczyk, nie można było wykluczyć, że będzie uzbrojony.

Fakt. Antyterroryści szli uzbrojeni. Z tarczą kuloodporną. Na pozór gotowi na najgorsze. - Gdyby jednak wiedzieli, że czeka na nich człowiek z kałasznikowem, z pewnością inaczej przygotowaliby akcję – nie ma wątpliwości jeden z naszych rozmówców. Było więc zgodnie ze sztuką? - Wielomiesięczna praca wielu osób została koncertowo spartolona – utrzymują nasi rozmówcy znający okoliczności tragicznych wydarzeń w Wiszni i to wszystko co działo się wcześniej. - Zaważył brak doświadczenia i parcie na sukces u niektórych osób – komentują.

Po kolei więc. Policjanci z Gdańska i z Poznania, zaczęli pracować nad grupą okradającą bankomaty. Gdańska policja założyła podsłuch telefonu mieszkającego na Wybrzeżu Jacka S. Kontaktował się ze złodziejem samochodów z Poznania Łukaszem W. Gdańszczanin przyjeżdżał do Poznania i w jego okolice. Nocował w hotelu Ibis w Suchym Lesie oraz w hotelu Regatta w Kiekrzu, z którego pochodził złodziej Łukasz W. Wiadomo było, że przygotowują się do skoku na bankomaty. Byli ostrożni. Porozumiewali się przez krótkofalówki. Stosowali zagłuszarki sygnału wysyłanego przez bankomaty. Używali telefonów na karty, które często wymieniali. Obawiając się policyjnej inwigilacji, umawiali się w nietypowych miejscach. Wiązano ich z kilkoma kradzieżami lub próbami obrabowania bankomatów.

Trzeci wspólnik, pochodzący spod Warszawy Grzegorz K., w tej grupie pełnił specyficzną rolę. Miał wpłacać po kilkadziesiąt tysięcy złotych na konto swojej matki, a potem wypłacać je z bankomatu wskazanego przez Łukasza W. Tak długo, aż w urządzeniu brakowało gotówki. Wtedy przyjeżdżała obsługa i napełniała urządzenie. Przestępcy wiedzieli, kiedy uderzyć w bankomat pełen pieniędzy.

Z podsłuchanych rozmów przestępców policjanci wiedzieli o jeszcze jednej rzeczy. Łukasz W. opowiadał koledze, że „odjeb... sędziego”, który prowadził jego sprawę za liczne kradzieże samochodów. Ten proces ciągnie się od 2007 roku w poznańskim sądzie. Pierwszy sędzia został wykluczony z procesu, bo Łukasz W. uderzył w jego samochód. Obrońca Łukasza W. stwierdził, że między sędzią i oskarżonym powstał konflikt interesów. Wyznaczono nowego sędziego, który po pewnym czasie zmarł. Przyczyną miał być rzekomo atak serca.

Trzecim sędzią został Krzysztof Mikołajczak – to jemu odgrażał się Łukasz W. Policja uznała, że groźby są realne. Sędzia dostał policyjną ochronę. Niestety, we wrześniu zmarł podczas w czasie wakacyjnej podroży w góry Kaukazu. Prawdopodobną przyczyną była choroba wysokościowa, która dopadła go podczas schodzenia z pięciotysięcznika Kazbek. Wiele wskazuje na nieszczęśliwy wypadek, ale fakt jest taki, że po jego nagłej śmierci Łukaszowi W. znowu się upiekło. Jego proces po raz kolejny wracał do punktu wyjścia.

TU PRZECZYTASZ pierwszą część naszego raportu o tragedii w Wiszni Malej

… albo źle zaplanowana
Rozpracowanie Łukasza W., czyli sprawę bankomatów i pogróżek pod adresem sędziego, przydzielono policjantowi z Wydziału Kryminalnego poznańskiej Komendy Wojewódzkiej. W tym wydziale pracuje od około roku, wcześniej był zatrudniony w jednej z komend powiatowych.

Jacek S. przyjechał z Gdańska do Wielkopolski 30 listopada. Zatrzymał się w hotelu Ibis w Suchym Lesie. Wraz z Łukaszem W. pojechali do Wiszni Małej pod Wrocławiem. W piątek 1 grudnia pierwszy raz próbowali okraść bankomat. Nie udało się. Na noc wrócili do Poznania.

Jak mówią nasi rozmówcy z policji, poznański kryminalny nie założył, że Łukasz W. jest uzbrojony. Złodziej nosił ze sobą torbę. Jak się później okazało, miał w niej kałasznikowa. Policja przypuszczała, że są tam nożyce do cięcia metalu. Nasze źródła twierdzą, że przez błędne rozpoznanie, był problem z załatwieniem antyterrorystów na akcję w Wiszni Małej. Na odprawie we Wrocławiu nie określano Łukasza W. jako wyjątkowo groźnego, uzbrojonego przestępcę. Mimo że w przeszłości, w innej sprawie, próbował rozjechać zatrzymującego go policjanta, a w podsłuchanych rozmowach groził sędziemu.

Wieczorem 2 grudnia Łukasz W. i Jacek S. znowu przyjechali do Wiszni Małej.

POLICJA DOSKONALE WIEDZIAŁA, ŻE ZŁODZIEJ WSZEDŁ DO BANKOMATU - CZYTAJ DALEJ NA KOLEJNEJ STRONIE

Policja doskonale wiedziała, że poznański złodziej wszedł do bankomatu i majstruje przy jego obudowie. Wcześniej w pomieszczeniu zainstalowała kamery. Kilku policjantów sprawnie zatrzymało Jacka S., który siedział w samochodzie niedaleko bankomatu. Inni zabezpieczali teren i drogę ucieczki, reszta udała się pod bankomat. Z tyłu urządzenia wypłacającego gotówkę jest niewielkie pomieszczenie techniczne. Mieści się w nim jeden człowiek. Tam był Łukasz W.

- Jeśli do zatrzymania angażuje się antyterrorystów, kryminalni usuwają się i czekają aż pododdział zrobi swoje. Dopiero potem wchodzą – mówią policjanci i byli policjanci, z którymi rozmawialiśmy. Tym razem jako pierwsi pod drzwiami bankomatu mieli pojawić się kryminalni z Poznania. Dla jednego z nich, tego zranionego, to miała być pierwsza w życiu akcja z udziałem pododdziału AT. - Taktyka działań nie przewiduje, by kryminalni mieszali się w działania pododdziału. Z pewnością nie było to uzgodnione z grupą szturmową – przekonują nasi rozmówcy.

Ale poznańscy kryminalni mieli być podekscytowani, że złapią złodzieja go na gorącym uczynku.
- Nie wzięto pod uwagę, że Łukasz W. będzie uzbrojony. Jeden z poznańskich policjantów otworzył drzwi, drugi zajrzał i zobaczył wymierzonego kałacha. Złodziej oddał pierwsze strzały, a ten drugi kryminalny złapał za lufę, przez co ma ślady poparzenia dłoni lub ranę postrzałową. Wychodząc przed szyk antyterrorystów, znalazł się na linii ognia. Dlatego ci nie mogli oddać bezpiecznego strzału. Wtedy jeden z nich użył paralizatora. Łukasz W. był jednak grubo ubrany, elektrody dobrze się nie wczepiły, prąd poraził go tylko na chwilę. Za moment zaczął strzelać serią – tak brzmi jedna z wersji wydarzeń.

Według innej – poznański kryminalny, uciekając przed strzałami Łukasza W., wpadł na tarczę kuloodporną niesioną przez pierwszego w szyku antyterrorystę. W tym samym czasie śmiertelny strzał dostał jeden z antyterrorystów. Po chwili zginął przestępca. Policjant, który użył paralizatora, chwycił za broń ostrą, pobiegł kilka metrów w bok i oddał strzały w ściankę metalowej budki.

Jak było naprawdę? Z kilku źródeł wiemy, że policja ma film pokazujący całe zajście. Nagrały go kamery zamontowane w okolicy przez Wydział Techniki Operacyjnej, specjalizujący się w inwigilacji. Nad wyjaśnieniem okoliczności tragedii pracują dwie policyjne komisje. Jedna z Komendy Wojewódzkiej we Wrocławiu, druga z Komendy Głównej. Swoje śledztwo w tej sprawie prowadzi też wrocławska Prokuratura Okręgowa.

Awans? To tajemnica
- Z tego poznańskiego kryminalnego, który wyszedł przed szyk antyterrorystów i zajrzał do pomieszczenia, robi się teraz bohatera – opowiadają policjanci. - Po akcji, mimo trwającego śledztwa, dostał awans. Chwali się rodzinie i znajomym, nawet szkice rysuje i opowiada, jak to wyglądało. Przełożeni to ucinają. Nie chcą, by media się dowiedziały. Boją się problemów i dymisji. Oficjalny przekaz ma być taki, że wszystko było dobrze zrobione, ale doszło do nieszczęśliwego wypadku.

Jedna z wersji mówi o tym, że KWP w Poznaniu zależało na sukcesie w akcji, w której pracowali także funkcjonariusze z Gdańska, a potem z Wrocławia. Ponoć dlatego dwaj poznańscy kryminalni jako pierwsi znaleźli się pod drzwiami bankomatu.

Chcieliśmy porozmawiać z poznańską KWP oraz policjantami kryminalnymi biorącymi udział w akcji pod bankomatem. Rzecznikowi komendy Andrzejowi Borowiakowi zadaliśmy wiele pytań. Odpowiedział, że „nie jest upoważniony do udzielania informacji mogących pozostawać w zainteresowaniu prowadzącej śledztwo prokuratury”. - Chcę zwrócić jednak uwagę na to, że Komendant Główny Policji kilkakrotnie wypowiadał się publicznie. Wskazywał, że w działaniach policjantów nie dostrzeżono nieprawidłowości i były one realizowane zgodnie ze sztuką policyjną – odpisał Andrzej Borowiak, rzecznik KWP.

Andrzej Borowiak nie chciał odpowiedzieć nawet na pytanie, czy kryminalny z Poznania, który rzekomo źle rozpracował Łukasza W., a pod bankomatem miał utrudnić antyterrorystom akcję, tuż po wyjściu ze szpitala dostał awans na wyższe stanowisko. Rzecznik przekonywał, że taka odpowiedź mogłaby narazić bezpieczeństwo tego policjanta. Jako policjant służby operacyjnej jest objęty wyjątkową ochroną ze względu na specyfikę realizowanych spraw.

Dolnośląska policja z odpowiedziami na jakiekolwiek pytania wstrzymuje się. Bo wciąż pracują komisje wyjaśniające okoliczności tragedii. Również wrocławska Prokuratura Okręgowa nie chce komentować sprawy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska