Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Niedbalski: Moja praca wygląda kompletnie inaczej, gdy mam do czynienia z graczem świadomym

Bartosz Łukomski
Ryszard Jędrzejewski
Tomasz Niedbalski na co dzień prowadzi drugoligową drużynę oraz grupy młodzieżowe we Wrocławskim Klubie Koszykówki. Z basketem związany jest od lat, a swoją pracę traktuje jako pasję. Jest to postać nietuzinkowa, tryskająca pozytywną energią, posiadająca głowę pełną innowacyjnych pomysłów. O sporcie i szkoleniu młodych ludzi może opowiadać godzinami.

Rozmawiając z zawodnikami, którzy mieli styczność z trenerem odniosłem wrażenie, że łączy Pan nieodzownie trening z pewną filozofią…

Jako trener muszę patrzeć na zawodnika przyszłościowo, dalekowzrocznie. Muszę zwracać uwagę na to kim on może stać się w wieku 20, 21 lat. To wymaga czasu i wiele cierpliwości, ponieważ zakusy w dzisiejszych czasach są ogromne. Miasto, pierwsze piwo, dziewczyny, to wszystko odwraca uwagę młodych ludzi od sportu.

Moja praca wygląda kompletnie inaczej kiedy mam do czynienia z graczem świadomym. To znaczy takim, który sam o siebie dba, umawia się na dodatkowe treningi, pracuje z trenerem od przygotowania motorycznego, trzyma odpowiednią dietę. Wtedy praca staje się przyjemnością, a relacje na linii trener zawodnik są bardzo dobre. Nie zawsze jednak tak jest i niektórych podopiecznych trzeba delikatnie popchnąć w odpowiednim kierunku. Następuje, jak ja to nazywam, delikatne ścieranie się. Część młodszych graczy odbiera to jako atak na siebie. Niesłusznie, ponieważ z własnego doświadczenia wiem co może stać się z nimi w przyszłości. Jest to okres przejścia z młodzieżowej koszykówki do seniorskiej. Dla niektórych bardzo ciężki moment. I właśnie przez to muszę zwracać uwagę na wiele detali, by jego ścieżka rozwoju była najbardziej optymalna i żeby mógł w przyszłości odnaleźć się w dorosłym baskecie.

Jeśli chodzi o podejście do zawodników to słyszałem, że jest trener wyznawcą „stylu amerykańskiego”, czyli skupia się Pan przede wszystkim na dobrych stronach zawodnika, wyzwala w nim pozytywną energię, a cała atmosfera w drużynie oparta jest na dobrych emocjach…

Szczerze… to różnie z tym bywa. Myślę, że dla ludzi, którzy patrzą na mnie z boku jestem bardzo spokojny i cierpliwy. W tym momencie muszę jednak posypać głowę popiołem, ponieważ są momenty gdzie dość mocno wybucham albo na coś się nie zgadzam. Mimo tego jestem zwolennikiem dawania zawodnikom do myślenia niż rugania ich.

Nie ukrywam, że jestem zafascynowany tym amerykańskim, highschool’owo-college’owym podejściem do tematu. I zamierzamy to zrobić tu w WKK. To znaczy chcemy stworzyć prężną organizację, w której sztab ludzi pracuje bardzo ciężko, aby wynieść ją na określony, wysoki poziom. Do tego musi powstać określony etos pracy i przede wszystkim muszą być wyznaczone cele długofalowe. Trzeba być również bardzo cierpliwym, bo po drodze coś może się nie udać. Jeszcze niedawno w klubie borykaliśmy się z wieloma problemami. Teraz zostały w nim osoby, którym dobro klubu leży mocno na sercu.
Wiemy, że za kilka lat to może być miejsce, które może przypominać amerykański college, jeśli chodzi o infrastrukturę, sprzęt, innowacyjne pomysły.

Chcemy stworzyć nowoczesną bazę treningową. By realizować te pomysły, będziemy potrzebować ludzi świadomych z pasją i wizją. Zaczynamy pracę od siebie. Jako jeden z pierwszych klubów młodzieżowych stworzyliśmy sztab szkoleniowy. Taki jakie mają zespoły ekstraklasowe. To znaczy na wszystkie mecze jeździ pierwszy i drugi trener, trener od przygotowania motorycznego oraz fizjoterapeutka. Tym właśnie chcemy pokazać, że jesteśmy zespołem ludzi, który bardzo mocno pracuje nad wszechstronnym rozwojem młodego gracza.

Dzisiaj młody gracz wymaga od klubu chyba więcej niż ten grający pięć, dziesięć lat temu?

Zawodnik dziś oczekuje podejścia indywidualnego. Na zwykłej jednostce treningowej nie da się tego zrobić. My wychodzimy jednak temu naprzeciw, ponieważ nasi zawodnicy mogą poświecić zawsze pół godziny przed czy po treningu na doskonalenie swoich umiejętności. Na nowym obiekcie będziemy mieć trzy hale, trzynaście koszy, strefę motoryczną, profesjonalne gabinety odnowy biologicznej itd. To stworzy nam ogromne możliwości. Myślę, że jeśli gracz będzie chciał się rozwijać to jestem pewny, że u nas znajdzie odpowiednie miejsce dla siebie.

Właśnie jeśli chodzi o wasz nowy obiekt. Kiedy on powstanie?

Mam nadzieje, że w przyszłym sezonie już zaczniemy na nim pracować. Jeśli to się uda to naszym celem jest uruchomienie obiektu w taki sposób, żeby zarabiał pieniądze na siebie i klub będzie mógł funkcjonować na bazie tego co obiekt jest w stanie wygenerować. Energia całego zespołu WKK jest nakierowana teraz na finalizację tego projektu.

Wow…

No właśnie chodzi o to, żeby po uruchomieniu obiektu nie było tego wow i spoczęcia na laurach. Trzeba będzie jeszcze ciężej pracować. I wszyscy teraz czekamy na „otwarcie” nowego rozdziału w historii tego klubu

Niektórzy złośliwi mówili, że z momentem kiedy Jakub Koelner odejdzie z WKK finansowanie klubu przez Pana Przemysława Koelnera też się skończy…

Też słyszałem takie głosy, ale jak widać nic takiego się nie stało. Myślę, że prędzej czy później Kuba tutaj wróci. Był w klubie od początku i może stać się jego ikoną. Mam nadzieję, że dojdzie do takiego momentu, że zagra on w jednym zespole ze swoim młodszym bratem Mikołajem (rocznik 2002) na odpowiednio wysokim poziomie rozgrywkowym.

Kuba zbiera teraz różne doświadczenia w Tauron Basket Lidzie. Miał całkiem niezły początek sezonu, notował dobre statystyki. Od pewnego czasu, decyzją trenerów nie gra. Mimo to myślę, że bieżący sezon tylko go wzbogaci.

Dzięki płynności finansowej wiele zyskaliście…

Na pewno tak. Większość klubów młodzieżowych jest finansowana z miasta. Z tymi środkami bywa różnie, raz są większe raz mniejsze. My mamy wsparcie pana Przemysława Koelnera. Za jakiś czas, po uruchomieniu obiektu możemy stać się niezależni finansowo i to stworzy nam jeszcze większą gamę możliwości.

W tym sezonie walczycie już o awans do I ligi?

Na obecny rok wyznaczyliśmy sobie inne cele. Priorytetem są rozgrywki młodzieżowe. Bieżący sezon traktujemy jako taki „casting”. To znaczy wypuściliśmy bardzo młodych graczy na głęboką wodę. Szesnasto czy siedemnastolatkowi grają co weekend w II lidze, w rozgrywkach centralnych rywalizują z zawodnikami starszymi od siebie. Klub dał im możliwość grania na wysokim poziomie.

Szczególnie, że rozgrywki wojewódzkie nie oferują zbyt wiele…

Tu muszę przyznać, że czasami mieliśmy już tego grania aż za dużo. Zgodzę się, że brakuje meczów na wysokim poziomie. Ostatnimi czasy jednak widać tendencję powrotu ośrodków koszykarskich, których długo nie było. Przykładem może był Górnik Wałbrzych, który dużo zyskał dzięki nowemu obiektowi, Turów Zgorzelec ma ogromny potencjał, Chromik Żary, gdzie praktycznie z niczego stworzono coś fantastycznego czy Kobierzyce z Adamem Wójcikiem i Jerzym Binkowskim. Także w najbliższym czasie walka o awans do rozgrywek centralnych może stać się bardzo zaciekła.

Można powiedzieć, że wokół klubu tworzy Pan otoczkę świętości…

Świętości… raczej nie. Bardziej poczucie wzajemnego poszanowania. Jeśli starasz się coś robić to rób to jak najlepiej. Nie potrafiłbym być w tym co robię takim byle jakim. Pomysł naszego szefa – pana Przemysława Koelnera, by stworzyć od podstaw młodzieżowy klub koszykarski, który jest jednym z najlepiej szkolących ośrodków w Polsce – wzbudza mój wielki szacunek. Ale on poszedł w swej wizji dalej i z własnej kieszeni buduje kompleks sportowo – hotelowy. Podkreślam, z własnej kieszeni! Czapki z głów – bo dzisiaj to niespotykane. Ostatnio gościliśmy u siebie przedstawicieli zespołu z Treviso. Gdy zobaczyli obiekt, głęboko pokłonili się z szacunkiem przed szefem.
Tego samego wymagamy od zawodników i trenerów, by szanowali to co daje im klub. Chcemy do tego wzbudzić w naszych podopiecznych poczucie dumy i elitarności z racji reprezentowania barw klubu.

Ostatnio sporo młodych zawodników wyjeżdża na zachód, często nawet zza ocean. Czy jest to dla nich dobry kierunek?

Nikt tego nie wie jak to się wszystko potoczy. Mamy na razie za małe doświadczenie w wypuszczaniu młodych zawodników. W porównaniu do Serbów czy Hiszpanów u nas to dopiero kiełkuje. Mimo to wydaje mi się, że taki sposób rozwoju przez młodych graczy będzie coraz częściej wybierany. Nie jest to jednak gwarancja sukcesu, ale nigdy bym nie powiedział NIE mojemu zawodnikowi, gdyby był zdecydowany na wyjazd.

Skąd się bierze problem reprezentacji młodzieżowych? Nie odstajemy chyba aż tak bardzo fizycznie czy umiejętnościami od innych nacji, mimo to dwie z trzech naszych kadr znalazł się w dywizji B…

Będąc na dziewięciu turniejach rangi mistrzowskiej nauczyłem się jednej rzeczy. Zwycięstwa budują zespół. Z każdym wygranym meczem drużyna staje się pewniejsza. Kiedy przegrywa mamy sytuację odwrotną. Jednym z głównych czynników jest na pewno mentalność. Inną sprawą jest to, że młodzi zawodnicy w sezonie nie rozgrywają zbyt wielu meczów pod presją. Nie rywalizują oni w sytuacjach trudnych co powodują, że nie zbierają odpowiednich doświadczeń. Tego później brakuje m.in. na arenach międzynarodowych.

U nas często jest również tak, że zawodnicy są bardziej zaaferowani tym co dzieje się wokół meczu niż samą grą. Pojawia się rozkładanie rąk po gwizdkach sędziów, teatralne miny, obrażanie się. To wszystko odciąga graczy od meczu, tak nie powinno być. Będąc w zeszłym roku z rocznikiem 1998 w Hiszpanii na jednym z największych turniejów młodzieżowych w Europie nie widziałem Hiszpana, który by był zaskoczony decyzją sędziego. Tam mecz jest świętością, tylko to się liczy. U nas występują czasami takie infantylne zachowania, które przeszkadzają w grze.

Przemysław Karnowski opowiadając o swojej grze w NCAA mówił, że minuty otrzymują tylko ci zawodnicy którzy walczą, mają charakter, niczego się nie boją. Nie ma tam miejsca na teatralne miny o których Pan wspomniał. Z czego to wynika?

Zadam Panu inne pytanie… A który klub młodzieżowy robi dzisiaj selekcję?

Właściwie żaden

Właśnie, nie ma selekcji. Na trening przychodzą dzieci, które chcą grać w koszykówkę, jednak niekoniecznie ich cechy predysponują do tego, aby był walczakiem na boisku. Mają ładnie ułożony rzut, są dobrzy technicznie, ale nie zawsze są „fajterami”. W takiej Gonzadze natomiast nie ma miejsca na pomyłkę, ponieważ błąd może ich kosztować kilkaset tysiący dolarów wyrzuconych w błoto. Tyle kosztuje stypendium jednego zawodnika. Nie mogą sobie na to pozwolić. System jest dobrze skonstruowany. Kiedy uniwersytet daje stypendium biednemu chłopakowi z dzielnicy to on nie ma innego wyboru jak tylko walczyć o lepszą przyszłość. Wtedy musisz walczyć.

Wspominał Pan, że przejście z koszykówki młodzieżowej do seniorskiej jest bardzo trudne. Dlaczego?

Dziś mało kto buduje zespół na lata. Liczy się wynik. Wszyscy chcą znaleźć się w fazie playoff, a najlepiej w czwórce. Dlatego rzadko młodzi zawodnicy odnajdują się takim systemie. Góra, czyli zarząd musi mieć jasno sprecyzowane cele. Dodatkowo trener musi mieć komfort pracy i nie może bać się wprowadzać młodych do gry. Takiego komfortu pracy raczej nikt nie ma.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska