MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Nie ma się czego bać. Czyli o tym, kto zbił miśka

Janusz Michalczyk
fot. Paweł Relikowski
Gdyby kilka dni temu ktoś mi powiedział, że siedząc na fotelu u stomatologa wpadnę w błogostan, uznałbym go za wariata. Dawno nie byłem u tego typu specjalisty i w pamięci miałem zakodowany nieznośny jazgot maszyny do borowania i zatykający dech swąd, ulatujący z wierconego zęba. Koszmar.

Ilekroć pomyślałem o odwiedzeniu dentysty, przypominałem sobie rozdzierające sceny z filmu pt. "Maratończyk", gdzie Laurence Olivier z pomocą stomatologicznego instrumentarium pastwi się nad młodym Dustinem Hoffmanem.

No dobrze, można być tchórzem, ale nie do końca życia. W końcu wybrałem się z wizytą do gabinetu, zaległem w fotelu, zamknąłem oczy i... Czy to uroda pani stomatolog, czy zastrzyk w dziąsło, czy nowoczesne przyrządy, a może wszystko razem sprawiło, że całą godzinę spędziłem w jakimś przedziwnym półśnie. Uwierzcie, nie ma się czego bać!

Ludzie są odważni na różne sposoby. Najszybszy polski kierowca, Robert Kubica, półtora roku po fatalnym wypadku usiadł znów za kierownicą i w ostatni weekend wygrał rajd samochodowy we Włoszech. Na mecie był tak szczęśliwy, jak ja po wyjściu z gabinetu stomatologicznego. Na jego twarzy rysowała się wielka ulga.

Z okna w redakcji codziennie obserwuję, jak piesi pokonują w zabronionym miejscu trzypasmową jezdnię, skracając sobie drogę do przystanku tramwajowego. Miejsce nie należy do bezpiecznych, bo kawałek dalej jest zakręt i auta wypadają z niego ze sporą prędkością. A piesi? Jedni biegną, inni maszerują, są i tacy, którzy podpierają się laską, zdarzył się nawet kamikaze z niedowładem nóg machający dwiema kulami. Myślałem, że nic mnie już nie zaskoczy, ale wczoraj dostojnym krokiem przeszła tamtędy zakonnica. Oni wszyscy z pewnością powiedzą wam, że nie ma się czego bać.

Za strachliwych trudno uznać dwóch turystów, którzy - jak niesie plotka - pobili w sierpniu w pobliżu Zakopanego brunatnego niedźwiedzia. Tłumaczyli się potem: byliśmy przekonani, że zaczepił nas namolny tubylec, utrzymujący się z przebieranek i pozowania do fotek. Podobno cała trójka była po tym niecodziennym pojedynku na pięści solidnie poturbowana i zakrwawiona. Misiek zbiegł do lasu, a dwójką jego przeciwników zajęli się lekarze. Nie wiem, czy ma znaczenie szczegół, że byli to hutnicy z Czelabińska - Wasyl i Aleksiej. W każdym razie wyszło na to, że Ruscy też się niczego nie boją.

Możecie powiedzieć, że taka odwaga często nic nie kosztuje albo łączy się z brakiem wiedzy lub wyobraźni. I będziecie mieć rację.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska