Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nie każdy może zostać księdzem

Agata Grzelińska
infografika: maciej dudzik, fot. mikołaj nowacki
Myli się, kto myśli, że do seminariów i klasztorów wybierają się życiowi nieudacznicy. To nie są miejsca, w których można się schować przed światem.

W dolnośląskich seminariach kończą się rekolekcje powołaniowe dla chłopców. "Tylko dla prawdziwych mężczyzn" - takim hasłem na rekolekcje zapraszało chłopaków Wyższe Seminarium Duchowne w Legnicy.

- Bardzo dobre hasło - chwali o. Marek Kosendiak, sercanin z Wrocławia. Nie ukrywa, że duchownym w dzisiejszym nierzadko agresywnym świecie czasem bywa trudno, ale ma na to swój sposób. - Trzeba zaakceptować to, jaki jest świat, i to, że nie każdy będzie mnie kochał. Tym bardziej że ksiądz musi być trochę znakiem sprzeciwu dla niektórych spraw.
Ojciec Marek jest zakonnikiem trzeci rok. W trudniejszych chwilach siłę daje mu wspólnota, świadomość, że jest więcej ludzi, którzy myślą tak jak on. Pomaga mu też wsparcie rodziny.
- Gdybym cały czas myślał o tym, co straciłem - że nie będę miał żony, dzieci, bogactwa - byłbym bardzo nieszczęśliwy. Dla mnie siłą jest moja wiara, wspólnota, możliwość pomagania ludziom - tłumaczy. - Swoją wiarę i swoje porażki przeżywam jako mężczyzna. A serce mężczyzny uszlachetnia się przez trudności. Braki wyrabiają siłę charakteru. To ważne, bo będę prawdziwym kapłanem, tylko gdy będę prawdziwym mężczyzną.

Kandydaci na księży muszą być zdrowi. Przyszły kaznodzieja nie może być przecież niemy. Jeśli ma nauczać innych, sam musi skończyć studia. Jeśli ma upominać wiernych, musi być człowiekiem świętym.

Nieco mniej wymagające są siostry zakonne. One także pytają dziewczyny zgłaszające się do klasztorów o zdrowie. Przyszłym zakonnicom nie stawia się już jednak np. wymogu zdanej matury.
- Wykształcenie można uzupełnić w zakonie - wyjaśnia siostra Genowefa Łączak z Legnicy. - Najważniejsze, by dziewczyna była przekonana, że ma powołanie zakonne.

Siostra Augustyna Kobylska, jadwiżanka z Wrocławia, dodaje, że wymagając od kandydatek zdrowia, zakonnice mają na myśli też m.in. dojrzałość emocjonalną. - Na podjęcie ostatecznej decyzji o złożeniu ślubów kandydatki mają osiem lat - mówi.

Czasami bywa trudno. Jak przyznaje diakon Robert Bielawski, niekiedy młodzi duchowni idący w sutannie po Legnicy spotykają się z wrogimi reakcjami. Jednak są na to odporni, a nierzadko jest to dla nich wręcz coś, co dodaje sił. - Wiem, że nie wszyscy będą lgnęli do Kościoła - mówi diakon Bielawski. - Ale też wiem, że to zależy od tego, jak będę żył. Nie jest to lekka droga, ale też nie tak bardzo ciężka.

Ks. Wiśniewski podkreśla, że w walce z własnymi trudnościami klerykom pomagają modlitwa, spowiedź, kierownictwo duchowe. Łatwiej jest z atakami ze świata. - "Dżungla" na zewnątrz bywa dobrym wyzwaniem, zwłaszcza dla męskiej młodości, która potrzebuje walki - mówi ks. Wiśniewski.
Oprócz zmagań ze światem, trzeba też nieraz powalczyć ze sobą samym. Ani kandydaci na duchownych, ani księża czy zakonnice nie ukrywają, że nieraz doskwiera im celibat czy konieczność bycia posłusznym.

- Mnie trudności mobilizują - mówi diakon Bielawski. - Pokonywanie ich daje dużo satysfakcji. Tym bardziej że za jakiś czas będę odpowiedzialny nie tylko za siebie, ale też za innych ludzi.
- Staramy się być dobre, ale w klasztorach też zmagamy się z trudnościami - przyznaje siostra Augustyna z Wrocławia. - Mamy jednak więcej czasu na modlitwę.

Drzwi seminariów i klasztorów nie będą otwarte dla każdego. Nie zostaną przyjęci nieochrzczeni, chorzy, homoseksualiści, impotenci, niedoszli samobójcy, ludzie karani czy prowadzący się niemoralnie. Kandydaci muszą przejść ostrą selekcję. - To muszą być ludzie, którzy równie dobrze mogliby założyć rodziny. Bo będą sobie musieli radzić w życiu i nauczać innych - mówi ksiądz Krzysztof Wiśniewski, ojciec duchowny w legnickim seminarium. - Oprócz odczuwania wewnętrznego powołania kandydaci muszą cechować się trzema "s": sanitas (zdrowie), scientia (wiedza) i sanctitas (świętość).

Wobec duchownych ludzie są wymagający

Z Andrzejem Kosendiakiem, dyrektorem Filharmonii Wrocławskiej, prywatnie ojcem o. Marka, rozmawia Agata Grzelińska

Czy wiadomość, że Państwa syn idzie do zakonu, była wielkim zaskoczeniem?
Szczerze mówiąc, spodziewaliśmy się z żoną, że wybierze tę drogę. Przyjęliśmy to spokojnie i z dużym zaufaniem, bo jesteśmy przekonani, że on dobrze wie, co robi.
Czasem rodzice nie mogą się pogodzić, że ich dzieci nie założą rodzin, że wybierają takie trudne życie. Jedna z sióstr mówiła o tym, że rodzice dwóch jej znajomych zakonnic nawet nie przyjechali na śluby. Mam czworo dzieci i mam już wnuczki. Dla rodziców, którzy mają jedno dziecko i ono idzie do zakonu, to rzeczywiście może być problem. Tym bardziej że w pewnym wieku czeka się na wnuki. Myślę też, że dramat może być wówczas, gdy rodzice dowiadują się nagle i gdy są przekonani, że ich dziecko podejmuje decyzję pod wpływem chwili czy jakiejś życiowej porażki.

Nie miewają Państwo obaw o syna, że wybrał jednak niełatwe życie?
Nasze obawy są nieco inne. Ludzie mają wysokie wymagania wobec księży. Porażki osób duchownych są mniej akceptowane społecznie i bardziej spektakularne niż porażki świeckich. Choć nie zakładamy, że coś się takiego zdarzy, bo Marek wie, czego chce i jego życie w zakonie potwierdza, że dobrze wybrał. AAG

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska