Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

NFZ albo zdrowie. Wybór nie należy do Ciebie. Ale tak dalej nie da się żyć

Arkadiusz Franas
Jeśli już profesor Wojciech Witkiewicz nie daje rady, to moim zdaniem ostatni moment, by trąbić na alarm. Gdy usłyszałem, że kierowany przez pana profesora Wojewódzki Szpital Specjalistyczny przy ul. Kamieńskiego we Wrocławiu wstrzymał planowe przyjęcia dzieci na oddział pediatryczny, to dla mnie sygnał, że już nikt nie da rady w tym systemie.

A szpital wstrzymał przyjęcia dzieci, bo oczywiście wyczerpał limity naznaczone przez Narodowy Fundusz Zdrowia. Muszę Państwu przyznać, że zawsze uważałem pana profesora za cudotwórcę. Kiedy inni na tym kulejącym rynku służby zdrowia upadali i zamykali szpitale, Wojciech Witkiewicz ze swoją placówką wychodził na swoje. Jak? To było faktycznie coś na pograniczu genialnego menedżera i magika. Jeśli teraz i tam pojawiają się kłopoty, to koncepcja polskiej służby zdrowia z demiurgiem NFZ-em sięgnęła chyba bruku, że tak sięgnę po cytat z Cypriana Kamila Norwida.

I jeszcze jeden przykład. Ostatnio słyszałem historię kilkunastomiesięcznego dziecka gdzieś ze wschodniej Polski. Lekarze nie chcieli przyjąć go do szpitala, choć lekarz pierwszego kontaktu naciskał na rodziców, by tam poszli. Co więcej, w szpitalu nie zrobili mu niektórych podstawowych badań, w tym najzwyklejszej morfologii. A na przykład założyli gips na obolałą rączkę. Za którymś podejściem okazało się, że dziecko ma ostrą białaczkę szpikową. Podobno można ją wykryć robiąc właśnie najzwyklejszą morfologię, którą dopiero zlecili prywatnie... rodzice. Dyrektor szpitala tłumaczył, że nie ma nic do zarzucenia swoim podwładnym, bo chłopca badało przecież czterech doświadczonych lekarzy. Chyba wiedzą Państwo, co mi się ciśnie na usta, czyli na klawiaturę... Same złe rzeczy. Tak jak i ojcu owego chłopca, który nerwowo nie wytrzymał i nieco podniósł głos na owych "doświadczonych lekarzy" ze wschodniej Polski. To oni czy inny personel wezwali do szpitala policję. Moim zdaniem mundurowi powinni się zająć chyba kimś innym, a nie zdesperowanym rodzicem. Jak podniósł tylko głos, to i tak zachował niezwykle buddyjski spokój. A na koniec ekspert od służby zdrowia tłumaczył, że szpitale nie zlecają takich badań jak morfologia, bo im się skończyły pieniądze z NFZ-u!

Z tego wynika, że NFZ wcielił się w demiurga, pana życia i śmierci. Bo de facto to on decyduje, kto ma prawo żyć, a kto nie. Wiem, to duże uproszczenie, ale z relacji dyrektorów placówek medycznych tak to wygląda. Ale czy na pewno winny jest tylko NFZ? A co Państwo powiedzą na taką sytuację opowiedzianą mi przez znajomą. Poszła do przychodni i chciała zarejestrować się do lekarza na kolejny tydzień. Co usłyszała? Nie można, bo pani zza biurka nie miała jeszcze grafiku dyżurów na przyszły tydzień! Też NFZ zabronił?! Czy tylko brakło chęci, linijki i ołówka. Mogą pacjenci przychodzić z własnym sprzętem pisząco-rysującym. Albo dlaczego w wielu przychodniach odbywa się poranne polowanie na lekarza. Jeśli nie zerwiesz się o piątej rano i nie pobiegniesz pod przychodnię, to nie masz gwarancji, że internista Cię przyjmie. Jest jeszcze możliwość telefonicznej rejestracji, ale też tylko o wczesnoporannych godzinach i to pod warunkiem, że się wetniesz pomiędzy dzwoniących, bo tak to włączy się automat zgłoszeniowy i każe czekać, a potem powie, że miejsc brak. I nie ma szans, by poprosić o zarejestrowanie na jutro. - Taki mamy przepis - odpowiada pani, do której uda nam się w końcu dodzwonić. Czyj przepis? Chyba nie NFZ-u, bo w niektórych przychodniach on nie obowiązuje. Może nadal chodzi o brak owej linijki i ołówka, by narysować sobie grafik na dzień następny.

Powiem tak, większość lekarzy to niezwykle mądrzy i dobrzy ludzie. Wielokrotnie się o tym przekonałem. Ale pracują w systemie, który wymaga gruntownej przemiany. I nie chodzi tylko o zapowiadaną likwidację NFZ-u, bo ten może znów przekształcić się w Kasy Chorych, działające do 2003 roku. I jak pamiętamy, źle działające. Radykalna zmiana potrzebna jest chyba w całym systemie ubezpieczeń, który nadal monopolizuje ZUS. Zadam klasyczne pytanie: co się stało z pieniędzmi, które na ZUS płacono za mojego tatę. Wieku rodziciela nie zdradzę, bo się jeszcze obrazi, ale przepracował na państwowej posadzie 47 lat. U lekarza w tym czasie był zaledwie kilka razy. Na ogół z katarem. Ma chyba teraz prawo mieć zagwarantowaną dobrą opiekę, choć nadal na szczęście jej nie potrzebuje. Ale gdy ostatnio chciał sobie skontrolować wzrok, to musiał czekać około roku.

Tu trzeba naprawdę gruntownej reformy NFZ-u, ubezpieczeń i mentalności naszych polityków, którzy od takich reform powinni trzymać się jak najdalej. Jak jeszcze raz zobaczę krytykujących służbę zdrowia Jarosława Kaczyńskiego czy Leszka Millera, to... wyłączę telewizor. Oni już byli premierami i pokazali, że nic nie potrafią zrobić w tej sferze. Zastanawiam się, czy w ogóle byłym premierom nie zakazać ponownego ubiegania się o funkcje publiczne. Naród im ponownie nie zaufał, to sorry... Może i mnie poniosło, ale jak przypomnę sobie tego chorego chłopca ze wschodniej Polski, to i tak hamuję się w swej radykalnej ocenie dokonań polityków wszelkich maści. Zdrowia Państwu życzę.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska