Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Martin Kaczmarski - człowiek, który przejechał przez piekło

Jacek Antczak
23-latka z Wrocławia uznano za jedną z rewelacji Rajdu Dakar
23-latka z Wrocławia uznano za jedną z rewelacji Rajdu Dakar fot. Marian Chytka
Po ulicach Wrocławia nie jeździ przepisową pięćdziesiątką, troszkę szybciej. Ale nie łapie mandatów. - Przecież nikt nie jeździ 50 na godzinę - śmieje się 23-letni student III roku Międzynarodowej Wyższej Szkoły Logistyki i Transportu. - Trudno mnie odróżnić od innych wrocławskich kierowców i z pewnością nikt nie wpadłby na to, że przejechałem Dakar czy inne rajdy cross country, bo jeżdżę rozsądnie. Wiem co prawda, jak szybko i sprawnie prowadzić samochód, ale zdaję sobie sprawę, że obok mnie jeżdżą kierowcy, którzy nie mają takich umiejętności - dodaje Martin Kaczmarski.

W poniedziałek wieczorem opowiadał we wrocławskiej kawiarni Literatka o swoich przygodach w debiucie w najtrudniejszym rajdzie świata, we wtorek zdawał egzamin z przedmiotu "centra logistyczne" (ma indywidualny tok studiów), a dziś od rana jeździ po lasach pod Sankt Petersburgiem. Zimowy Rajd Baja Russia to pierwsza eliminacja tegorocznego Pucharu Świata w cross country (czyli rajdach terenowych). Ale kilkaset kilometrów odcinków specjalnych przejechanych w zimowej aurze po skutych lodem i ośnieżonych trasach to dopiero początek wyzwań wrocławskiego rajdowca. W marcu Martin Kaczmarski w swoim mini all4racing pościga się po bezdrożach Włoch, w kwietniu po pustyni Abu Dhabi, potem będzie można go spotkać na rajdowych trasach Hiszpanii, Węgrzech, Maroka, Portugalii, Szwecji. W sierpniu pojedzie nad Bałtyk, bo jeden z rajdów Pucharu Świata jest także w Polsce...

Dakar mnie zmienił

Martin Kaczmarski pierwszy raz wystartował w rajdzie, gdy miał 18 lat. Wcześniej kusił go motocykl, ale rodzice powiedzieli "nie" - to zbyt niebezpieczne. Zasiadł więc za kierownicą tzw. szayowozu (samochód do terenowego crossu z silnikiem "malucha" zamontowanym w przestrzennej klatce z rur), potem startował w rajdach przeprawowych w jeepie wranglerze. - Błoto, wyciągarka, średnio 2 kilometry na godzinę, bardzo to lubiłem - wspomina Martin (takie imię nadali mu rodzice, bo gdy się urodził, mieszkali w Niemczech). Kiedyś w jeepie wyciągarka wysiadła, przepisano go do klasyfikacji rajdów terenowych, spodobało mu się i, tym razem w bowlerze nemesis zaczął startować w mistrzostwach Polski cross country. Kilka miesięcy po tym, gdy (już w toyocie hilux) świetnie pojechał po piaskach Kataru i Abu Dhabi, team firmy X-Raid zainteresował się utalentowanym chłopakiem z Wrocławia. Rodzice od rajdówki nie mogli już go odciągnąć, więc wspierają jego pasję. Byli z nim na starcie Dakaru w Argentynie i ze łzami w oczach czekali na mecie w Chile.

- Sven Quandt, szef naszego zespołu, powiedział, że docierając na metę Dakaru, będę innym człowiekiem. Jestem ciekawy, co to znaczy - mówił Martin Kaczmarski na starcie. Po dwóch tygodniach i prawie 58 godzinach spędzonych za kierownicą w piekle Dakaru, po pokonaniu morderczych odcinków specjalnych na wysokich wydmach, dziurawych bezdrożach, pełnych wszędobylskiego i wdzierającego się wszędzie piachu, w 40-stopniowych upałach, 23-letni kierowca z Wrocławia dokładnie zrozumiał, co znaczyły te słowa.

- Tak, jestem już innym człowiekiem. Poznałem swoje granice i wiem, jak się je przekracza. Granice słabości, strachu, zmęczenia, stresu. Teraz wiem, że nie można się przejmować żadnym niepowodzeniem i wydaje mi się, że jestem nie tylko wytrzymalszy fizycznie, ale i po prostu lepszym człowiekiem - zwierza się Kaczmarski.

CZYTAJ DALEJ NA 2. STRONIE

Jest rozsądny, pewny siebie, ale na każdym kroku podkreśla, że spełnił marzenie swojego życia, ale nie udałoby się to bez jego teamu, rodziców, a zwłaszcza doświadczonego portugalskiego pilota Filipe Palmeiro oraz jego mistrza i nauczyciela - Krzysztofa Hołowczyca.

Spokojnie, to tylko Dakar

Kaczmarski już na starcie podkreślał, że zamierza jechać rozsądnie i spokojnie, bo chce Dakar ukończyć, co rokrocznie nie udaje się większości załóg - 18 stycznia 2014 roku do mety w Valparaiso dojechało niespełna 70 terenówek spośród prawie 170, które stanęły na starcie morderczego rajdu. Morderczego, ponieważ wśród uczestników co roku są też ofiary śmiertelne. Mówić można wiele, ale potem zaczyna się wyścig i rywalizacja.

- Na szczęście obok mnie siedział Filipe i gdy się podpalałem i zaczynałem jechać zbyt szybko, mówił jedno słowo: "meta" i od razu przypominałem sobie, co jest moim celem - opowiada Kaczmarski. - Dla odmiany, kiedy zdarzało się, że jechałem za wolno, wtedy mój partner rzucał: "Ma-rtin, wynik" i też wiedziałem, co mam robić - dodaje rajdowiec, którego 9. miejsce w debiucie uznano za jedną z największych sensacji Rajdu Dakar. A kiedy na mecie najlepsi rajdowcy świata, czyli Nani Roma, Stephane Peterhansel i Nasser Al-Attiyah wychwalali jego talent i wieszczyli mu w przyszłości jeszcze lepsze miejsca ("Któregoś dnia Martin wygra Dakar"), nie były to słowa kurtuazyjne.

Sam Martin Kaczmarski zaznacza, że najwięcej zawdzięcza Krzysztofowi Hołowczycowi, który jest jego mistrzem i nauczycielem.

Gdy na trasie Dakaru 23-latek próbował dobrać słowa i uzmysłowić, mówiąc do kamery, jak wielkie kryzysy, kłopoty i zmęczenie dopadają go na kolejnych odcinkach specjalnych, które okazują się z dnia na dzień "najtrudniejsze w życiu", z tyłu podszedł Krzysztof Hołowczyc, który miał wielkie szanse na zwycięstwo, i podpowiedział: "Powiedz im, Martin, po prostu, że tu trzeba strasznie zapierdalać".

Piekielne marzenie

Żeby spełnić swoje marzenie, Martin przez wiele miesięcy codziennie wstawał o 5.30, szedł na trening, potem spędzał dzień w warsztacie, na planowaniu treningów i wszystkiego, co wiąże się ze startami w rajdach, a wieczorem grał w squasha. Posiłki układali mu dietetycy (ale po Dakarze marzył tylko o ruskich pierogach).

Kaczmarski nie jest dwudziestoletnim pięknoduchem - wszystko ma zaplanowane na kilka tygodni do przodu. Bo ma naturę... logistyka. Ale ostatnio, gdy budzi się o siódmej, od razu wpada w panikę: "O rany, zaspałem, spóźniłem się na odcinek specjalny". Dopiero po chwili uświadamia sobie, że Dakar skończył się kilka tygodni temu.

Dakar, na którym już na jednym z pierwszych odcinków wyciągał z rzeki samochód... Adama Małysza. - Jechałem i nagle zobaczyłem, że dwa samochody się zaklinowały. Pomogłem Adamowi, ale to żadne bohaterstwo, każdy by tak zrobił, takie są zasady Dakaru, zresztą potem Adam wyciągał ten drugi samochód - opowiada Martin Kaczmarski, który ma takie samo marzenie, jak Adam Małysz i Krzysztof Hołowczyc - być pierwszym Polakiem, który wygra ten piekielny rajd.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska