Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Maratończycy smażyli się w piekle! Niektórzy 6 godzin. Czy to ma sens?

Jerzy Wójcik
Jerzy Wójcik
Jerzy Wójcik Paweł Relikowski
W przypadku większości maratonów w Polsce wszystko wiadomo już właściwie przed biegiem. Wygra Kenijczyk albo jego kolega... Kenijczyk. Ukraińcy z najmocniejszymi Polakami będą walczyć o jak najlepsze miejsca w pierwszej dziesiątce. Mieszkańcy, których bieganie nie interesuje, będą się wściekać na biegaczy, którzy zablokowali im ulice i wylewać swoje żale w komentarzach pod tekstami w internecie. Im z kolei dostanie się od fanów biegania, którzy wyzwą ich od grubasów sprzed TV czy nieudaczników życiowych. Organizatorzy uznają, że tegoroczna impreza była wyjątkowo udana, a biegacze - choć na mecie będą wykończeni - zapiszą się na kolejny maraton, jak już dojdą do siebie i zobaczą, że nie byli ostatni (no, może poza tym jednym), a na zdjęciach wyglądają doskonale. I nie mam nic przeciwko takiemu scenariuszowi. Niestety, tegoroczny maraton we Wrocławiu nie był aż tak przewidywalny. Moim zdaniem, nie wróży to nic dobrego.

Mnóstwo zawodników na mecie powtarzało: „To był ostatni raz, więcej w tym piekle nie startuję!”. Oczywiście, organizatorzy mogą się pocieszać, że po przebiegnięciu ponad 42 km każdy (no, może poza Kenijczykami) tak powie. Jednak w tym roku rzeczywiście wystartowało mniej biegaczy niż przed rokiem i jeszcze mniej ukończyło ten bieg. Trudno się dziwić, skoro temperatura w cieniu przekroczyła 30 stopni, a przy asfalcie, gdzie maratończyk przez kilka godzin przebiera nogami, było od 40 do 45 stopni. Czy to jeszcze przyjemność?

Jako maratończyk i ultramaratończyk, który w czerwcu tego roku pokonał 50 km w podobnym upale (akurat nikomu ulic nie blokowałem, bo to górski bieg) zapewniam Państwa, że to męczarnia. I nawet jeśli później pozostają miłe wspomnienia, bo nasz mózg już tak jakoś ma, że te złe wypiera, to przy kolejnych zapisach na podobne zawody przychodzi zastanowienie. U mnie przyszło i mam wielu znajomych biegaczy, którzy po prostu odpuszczają Wrocław. Dlaczego? Bieganie w naszym mieście we wrześniu to nie jest dobry pomysł. W przyzwoitej temperaturze dobiegła tylko ścisła czołówka, która na mecie była chwilę po godz. 11. Jakaś staruszka nie mogąc się rozeznać w zmienionych trasach autobusów rzuciła w stronę biegaczy: „A niech się smażą w tym piekle!”. Lepszego podsumowania nie potrzeba.

Zapisałem się na maraton w Poznaniu (to już w październiku), bo chcę mieć przyjemność z biegania i czuć, że jeśli uczciwie się przygotowałem, to uzyskam wymarzony czas bez skojarzeń z piekarnikiem. Bieganie to ma być przyjemność! Jeśli już blokujemy miasto mieszkańcom, to przynajmniej miejmy sami z tego radość. Niech ktoś będzie naprawdę zadowolony poza organizatorami, którzy uśmiechają się, że jest super.

We Wrocławiu jest już superimpreza biegowa i moim zdaniem nie jest to maraton, lecz czerwcowy nocny półmaraton. Z roku na rok przyciąga coraz więcej ludzi, ma już renomę w kraju. Nie ma protestów, że miasto zablokowane po godz. 22, temperatura do biegania idealna, Wrocław oświetlony lampami prezentuje się nawet ładniej niż w dzień. Adrenalina trzyma tak mocno, że po biegu ciężko zasnąć, choć to środek nocy. Więc jeśli miałbym coś sugerować organizatorom, to może warto spróbować maratonu nocą. Konkurencja niewielka, a zadowolonych może być jeszcze więcej.

od 16 latprzemoc
Wideo

CBŚP na Pomorzu zlikwidowało ogromną fabrykę „kryształu”

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska