Kandydatów jest dwóch - dotychczasowy szef Roman Ludwiczuk oraz jeden z członków zarządu Grzegorz Bachański. Ten pierwszy, w opinii dziennikarzy i kibiców, powinien odsunąć się od koszykówki. Jak najdalej i na jak najdłużej. Drugi, w porównaniu z wałbrzyskim senatorem, wypada bardzo korzystnie, ale czy ma on realny pomysł na odbudowę basketu w Polsce i czy 29 stycznia delegaci nie będą musieli wybierać mniejszego zła?
Należy wyjaśnić, dlaczego związkiem nie powinien kierować Ludwiczuk. By odpowiedzieć na to pytanie, wystarczy podsumować rozpoczętą przez niego w 2006 roku kadencję. Popularność koszykówki w Polsce sięgnęła dna, a przecież w latach 90. ustępowała tylko piłce nożnej. Dziś jest daleko w tyle za siatkówką, piłką ręczną, żużlem, skokami narciarskimi, boksem czy formułą 1. A narzędzi do popularyzacji dyscypliny miał Ludwiczuk co nie miara. W NBA coraz lepiej radzi sobie Marcin Gortat, Asseco Prokom odnosi sukcesy w Eurolidze, no i ten najważniejszy - Euro-basket 2009.