Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ludwiczuk czy Bachański? Kto zostanie prezesem PZKosz

Paweł Kucharski
Fot. Dariusz Gdesz, Małgorzata Genca
W sobotę, 29 stycznia, delegaci wybiorą sternika PZKosz.

Kandydatów jest dwóch - dotychczasowy szef Roman Ludwiczuk oraz jeden z członków zarządu Grzegorz Bachański. Ten pierwszy, w opinii dziennikarzy i kibiców, powinien odsunąć się od koszykówki. Jak najdalej i na jak najdłużej. Drugi, w porównaniu z wałbrzyskim senatorem, wypada bardzo korzystnie, ale czy ma on realny pomysł na odbudowę basketu w Polsce i czy 29 stycznia delegaci nie będą musieli wybierać mniejszego zła?

Należy wyjaśnić, dlaczego związkiem nie powinien kierować Ludwiczuk. By odpowiedzieć na to pytanie, wystarczy podsumować rozpoczętą przez niego w 2006 roku kadencję. Popularność koszykówki w Polsce sięgnęła dna, a przecież w latach 90. ustępowała tylko piłce nożnej. Dziś jest daleko w tyle za siatkówką, piłką ręczną, żużlem, skokami narciarskimi, boksem czy formułą 1. A narzędzi do popularyzacji dyscypliny miał Ludwiczuk co nie miara. W NBA coraz lepiej radzi sobie Marcin Gortat, Asseco Prokom odnosi sukcesy w Eurolidze, no i ten najważniejszy - Euro-basket 2009.

Impreza ta zakończyła się totalnym fiaskiem organizacyjnym. Nie dość, że nie udało się na niej zarobić, to nasza kadra zajęła dopiero 9. miejsce. To niejedyna porażka na niwie sportowej Ludwiczuka, dla którego zatrudnienie poważnego selekcjonera było zadaniem niewykonalnym.

Dziś, osiem miesięcy przed Eurobasketem na Litwie, nie ma opracowanego planu przygotowań do tej imprezy. Ba, nie wiadomo nawet, kto będzie za nie odpowiedzialny, bo po kompromitujących kwalifikacjach (na Eurobasket jedziemy tylko dlatego, że powiększono grono uczestników) Roman Ludwiczuk nie znalazł czasu na wybór nowego selekcjonera. Zarzucić mu można również kompletną dezorientację w sprawach dotyczących marketingu sportowego oraz autorytarny sposób rządzenia, o czym mówią jego byli współpracownicy.

Wizerunek Ludwiczuka obciąża również pewna grudniowa rozmowa z Longinem Rosiakiem. Ta, w której senator 141 razy użył słowa na "k", 14 na "ch" i 18 na "j". Odmieniane one były chyba przez wszystkie przypadki. Rosiak i Mirosław Lubiński już zawiadomili prokuraturę o możliwości popełnienia przestępstwa politycznej korupcji, a sam Ludwiczuk wypisał się z Platformy Obywatelskiej.

Jego rządy w PZKosz skończyły się 6 listopada 2010 rok, choć on sam podkreślał, że nadal jest prezesem: - Mamy ekspertyzy prawne, które uzasadniają takie rozwiązanie. Ze względu na bliski termin wyborów, ministerstwo sportu konsekwencji nie wyciągnęło.

Czy można jednak powiedzieć coś dobrego o rządach Ludwiczuka? On sam przy każdej okazji przytacza ten sam, sztandarowy argument. - Kiedy obejmowałem stery w związku, ten był zadłużony po uszy, ciążył nad nim komornik. Mnie udało się wyprowadzić PZKosz na prostą - chwali się senator. Dodajmy, że te długi miały być efektem działań m.in. Grzegorza Bachańskiego, który za czasów prezesury Marka Pałusa pełnił funkcję dyrektora biura zarządu, a następnie, przez 10 miesięcy, sekretarza generalnego.

Jak to z tym zadłużeniem dokładnie było, wyjaśnia sam zainteresowany: - Problemy finansowe rozpoczęły się po wycofaniu się głównego sponsora, czyli firmy Era. Kilka miesięcy później nowy inwestor, firma Prokom, pokrył zadłużenie w wysokości 5,5 miliona złotych.

Jeśli Bachański wygra wybory (a na to się zanosi), to i tak trudno będzie powiedzieć o przełomie czy rewolucji. Bo ze związkiem Bachański związany jest od 1996 roku, kiedy został arbitrem meczów ekstraklasy. W roku 2000 rozpoczął działalność w Kolegium Sędziów PZKosz, by sześć lat później zostać jego szefem. Kiedy prezesem został Marek Pałus, on trafił do zarządu.

W odróżnieniu od Ludwiczuka, Bachański zadbał o to, by swoje pomysły na rządzenie podać ładnie zapakowane. To on jest inicjatorem strony internetowej nowypzkosz.pl, gdzie znaleźć można program wyborczy kandydata. Program bardzo ogólnikowy, hasłowy, w którym trudno znaleźć konkrety.

- Po prostu określiłem cele w pewnych segmentach działalności związku. Chcę, by związek zaczął działać jak przedsiębiorstwo, a prezes był osobą, która jedynie aktywizuje grono ludzi i koordynuje ich pracę - tłumaczy Bachański. Dlatego też trud-no od niego uzyskać konkretny plan działania w kluczowych kwestiach rozwoju polskiej koszykówki. Mimo to spytaliśmy.

Trener reprezentacji? - Swoją koncepcję mam, ale chciałbym też poznać zdanie trenera związkowego czy dyrektora ds. sportowych.

Koszykówka w otwartej telewizji? - Dziś mecze w TVP Sport ogląda kilka, kilkanaście tysięcy ludzi. Wartość rynkowa produktu jest bardzo niska, dlatego będziemy pracować nad tym, by wzrosła. Chcemy, by za 4-5 lat przed telewizorami gromadziło się kilka milionów widzów

Liczba obcokrajowców w lidze? - Promujemy wszystkie pomysły, które sprawią, że polscy gracze nie będą tylko od tego, by stawiać zasłony. Kto wie, być może wprowadzimy pewne ustępstwa, np. niższe opłaty licencyjne dla klubów, które zdecydują się grać samymi Polakami.
Zamknięta liga bez spadków? - 80 procent polskich trenerów chciałoby wrócić do dawnych prawideł i móc w spokoju budować zespół przez lata bez obawy i presji spadku. Rozważamy pomysł zamkniętej ligi.

Możliwość wykupienia dzikiej karty na grę w TBL? - O ile się orientuję, to taki zapis jest od lat, a kwestią do ustalenia jest to, na jakich zasadach miałoby się to odbywać w nowym sezonie. Obecność w lidze takiej firmy jak Śląsk to konieczność dla rozwoju koszykówki w Polsce.
Tyle Bachański.

Konkretów rzeczywiście wielu nie ma, za to dużo "chcenia". Co na to jego konkurent? - Chciałbym kontynuować rozpoczęte przeze mnie działania, bowiem ostatnie cztery lata to głównie spłacanie długów. Koszykówka podniosła się z kryzysu i ma wszelkie szanse, żeby stać się w Polsce wiodącą dyscypliną. Moje zadanie przed następną kadencją jest proste: przywrócić modę na basket - opowiada w mediach, zaklinając rzeczywistość. W rozmowie telefonicznej powiedział, że na nasze pytania odpowie drogą mejlową. Czekaliśmy na odpowiedź, ale się nie doczekaliśmy.

W wyborczym zjeździe PZKosz weźmie udział ok. 240 delegatów, którzy będą mieć nie tylko prawo głosu, ale również możliwość przystąpienia do wyścigu o fotel prezesa. Na to się jednak nie zanosi. O poparcie, pewnie do ostatnich minut, walczyć będą Ludwiczuk i Bachański. Nieoficjalnie mówi się, że górą będzie ten drugi, na którego zagłosuje ok. 75 procent delegatów.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska