Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Listy z Dolnego Śląska Jak kopać węgiel, żeby nie zburzyć muzeum

Grzegorz Chmielowski
W pierwszych słowach mojego listu wyrażam zdziwienie. Bo czy stać nas na to, żeby zamieniać kopalnie w muzea i domy kultury, a leżący obok na hałdzie węgiel traktować jak odpad?

Wałbrzych stracił górnictwo węgla, czyli firmy, robotę i kasę. Teraz dostaje niewielką, ale jednak szansę, by na tym węglu jeszcze coś zarobić. Jest plan przetwarzania mułu węglowego. Ale jest i sprzeciw miasta, bo obok hałdy mułu powstaje, w dawnej kopalni zresztą, wielki środek kultury. I jednego z drugim pogodzić się, jak uważa miasto, nie da. Wałbrzych chce zarabiać na kulturze i turystach, którzy będą podziwiać odrestaurowaną, choć nieczynną kopalnię. Plan sprytny, bo na Zachodzie wiele jest skansenów przemysłowych, do których gnają z sentymentu ludzie wychowani pod kominami fabryk i w cieniu kopalnianych szybów. Zresztą, co tam Zachód, taki skansen górniczy, tyle że mniejszy niż wałbrzyski, jest już prawie gotowy w podzłotoryjskiej Leszczynie, gdzie kopano i wytapiano miedź.

I kto tu jest mądry, kto dobrze zrobi Wałbrzychowi, przedsiębiorca, który chce produkować, czy pracownik kultury, który ściągnie ludzi na spektakl czy muzeum i wyciągnie im kasę? Nie wątpię, że w bogatym kraju ten drugi wygra. Ale tu i teraz szukałbym warunków, by i muzeum, i firma mogły działać obok siebie. Nauka i technika mają dziś na to sposoby, o czym przekonałem się, mieszkając dwa kilometry od komina huty miedzi.

Zresztą takie spory płyną szeroką falą przez cały Dolny Śląsk. Jedni szukają miedzi, złota, uranu, a także przymierzają się do sprawdzenia, czy mamy łupki z gazem, bo i taki głos pojawił się w Państwowym Instytucie Geologicznym. Na powierzchni ziemi zaś kombinują, gdzie by tu wykarczować lasy dla kopalni węgla brunatnego czy postawić spalarnię odpadów, która ze śmieci wyprodukuje ciepło i prąd. Drudzy natomiast patrzą na to wszystko podejrzliwie i na wszelki wypadek głośno protestują, gdzie się da. Choćby na kominie elektrowni Turów.

Jedni stroją się w szaty awangardy i współczesnych zbawców. Bo przecież bez surowców i energii elektrycznej ten piękny, opasany internetową siecią i podłączony do gniazdka świat nie przeżyje. Skoro nawet szczoteczkę do zębów mamy na prąd.
Drudzy uważają, że to diabelskie moce i ślepa chęć zysku kieruje poszukiwaczami surowców i energii, a przyszłość leży w wiatrakach, biogazowniach, wodach termicznych i energii słonecznej. A przede wszystkim w samoograniczeniu się konsumentów, czyli nas - pożeraczy prądu, surowców i tego, co z VAT-em oraz bez VAT-u.

Nie mam odwagi, by jednoznacznie powiedzieć, kto ma w tym sporze, zresztą nie tylko dolnośląskim, rację. Bo jako mieszkaniec miasta z hutą miedzi w tle wiem, czym ten biznes pachnie. Ale przecież kilka takich miast, od Legnicy po Głogów, zbudowano dzięki miedzi. I nikt tu na hutnicze kominy czy wieże kopalnianych szybów się nie wspinał z żądaniami ich zamknięcia, choć lekko nie było, oj nie było. A nie jest łatwo oceniać, kto ma rację w tym sporze, symbolicznie rzecz traktując, przemysłu z ekologią, choćby dlatego, że maszty wiatraków też nie są z gliny lepione. Tylko trzeba najpierw wykopać rudę żelaza czy innego metalu, stopić ją w hucie i z użyciem wielkiej ilości energii (oczywiście tej brudnej, z węgla, a fuj!) przekształcić w 30-, 60-, czy 100-metrowe stojaki dla skrzydeł. Wiatrem od hut wiejącym poruszanych, ale dających już czystą (?) energię.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Zwolnienia grupowe w Polsce. Ekspert uspokaja

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska