Znany wrocławski ginekolog Andrzej Wilczyński, podejrzany o korupcję, wmawianie zdrowym kobietom chorób i narażanie pacjentek na utratę życia albo zdrowia, od początku września jest ordynatorem oddziału ginekologiczno-położniczego w Brzeskim Centrum Medycznym na Opolszczyźnie.
- Nie widzę w tym nic złego, że zatrudniłem tego lekarza. Na razie są to tylko pomówienia - komentuje Mariusz Grochowski, dyrektor Centrum. - Dla mnie, dopóki nie ma wyroku, to nie ma sprawy.
Rzecz w tym, że wrocławski lekarz od kilku lat ma problemy z prokuraturą. W tej chwili ciążą na nim aż 54 zarzuty różnych przestępstw. Najpoważniejsze dotyczą narażania pacjentek na poważne zdrowotne komplikacje. W swojej prywatnej klinice znieczulał pacjentki propofolem. Co to za specyfik?
- Z naszych ekspertyz wynika, że wolno tego leku używać tylko na oddziałach intensywnej terapii, w asyście anestezjologa - mówi rzeczniczka Małgorzata Klaus, rzeczniczka Prokuratury Okręgowej we Wrocławiu.
Wiemy nieoficjalnie, że liczba zarzutów stawianych lekarzowi może się zwiększyć. W tej chwili dokumentację pacjentek ginekologa bada zespół ekspertów z różnych dziedzin medycyny.
Powołania takiego zespołu zażądał od prokuratury sąd. W 2007 roku Wilczyński został oskarżony 0 26 przestępstw. Jednak sąd zwrócił akt oskarżenia, nakazując dodatkowe ekspertyzy. W tym czasie toczyło się już kolejne śledztwo w jego sprawie. Wszczęto je na podstawie nowych ustaleń wrocławskiej policji. Obydwie sprawy połączono. Akt oskarżenia ma trafić do sądu w najbliższych kilku miesiącach.
Wiemy nieoficjalnie, że liczba zarzutów stawianych lekarzowi może się zwiększyć.
O Wilczyńskim zrobiło się głośno kilka lat temu z powodu prowokacji telewizji TVN. Dziennikarka programu "Uwaga" poddała się badaniu. Doktor przekonywał ją, że jest poważnie chora i oferował drogi zabieg w swoim gabinecie. Tymczasem inny lekarz stwierdził, że dziennikarka jest zdrowa.
- Może najpierw należałoby wyjaśnić sprawę zarzutów, a potem zajmować kierownicze stanowiska w publicznej służbie zdrowia ? - dopytujemy doktora. - Ta sprawa ciągnie się już sześć lat - mówi oburzony Wilczyński. - Nie szukałem tu pracy. Sami mnie zaprosili do szpitala w Brzegu. A w prokuraturze wciąż nie ma aktu oskarżenia. Nigdy nie skrzywdziłem żadnej pacjentki. Żadna przez mnie nie umarła - zapewnia. - Mam pisemne oświadczenia kilkunastu kobiet, iż były szantażowane przez policję, żeby mnie fałszywie obciążały.
Doktor odpiera zarzuty, jakoby nielegalnie stosował w prywatnym gabinecie propofol. Przekonuje, że robił to zgodnie ze sztuką lekarską, za zgodą nadzoru farmaceutycznego.
Doktor Wilczyński czuje się ofiarą zawistnych kolegów lekarzy, z którymi przez lata pracował na Akademii Medycznej we Wrocławiu. Przekonuje, że za śledztwem prokuratury stoją byli współpracownicy Służby Bezpieczeństwa, z zemsty za jego postawę w czasach rządów komunistycznych.
- Wstrzymałbym się z oceną - komentuje doktor Andrzej Wojnar, prezes Dolnośląskiej Izby Lekarskiej. - Nie znam ustaleń śledztwa w tej sprawie. Ale zarzuty prokuratorskie to dopiero domniemania.
Wojnar zaznacza, że pamięta dyrektorów szpitali odchodzących w niesławie, którzy po latach sądowych procesów udowadniali, że to oni mieli rację. - Trzeba poczekać na wyrok sądu. Może on przecież obejmować również zakaz pełnienia funkcji kierowniczych w służbie zdrowia - przypomina.
Jak leczył doktor, opowiadała nam jedna z jego pacjentek
O zarzutach stawianych doktorowi Wilczyńskiemu pisaliśmy już w 2007 roku. Dotarliśmy wtedy do jego pacjentek. - Moje koleżanki i siostra do niego chodziły, więc i ja tam trafiłam z rozpędu. Stwierdził u mnie nadżerkę i torbiel na jajniku, którą trzeba usunąć - wspominała Marta z Legnicy. - Za pobranie wycinka zapłaciłam tysiąc złotych, za zabieg - 1200 zł.
Doktor odpiera zarzuty, jakoby nielegalnie stosował w prywatnym gabinecie propofol.
Zawsze byłam znieczulana zastrzykiem. Po godzinie budziłam się. Zadowolona, bo nic nie bolało. Podejrzeń nabrała, gdy porozmawiała z koleżankami, które miały podobne doświadczenia. Poszła na badania do innych ginekologów. - Okazało się, że mam bardzo dobre wyniki cytologii i żadnej torbieli nie ma. Koleżankę pani Marty doktor Wilczyński miał nastraszyć, gdy była w 5. miesiącu, że poroni, chyba że podda się zabiegowi, który uratuje ciążę. Oczywiście pod narkozą. Wziął tysiąc złotych.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?