Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Lekarz podejrzany o 54 przestępstwa awansował

Marcin Rybak, ELG
Andrzej Wilczyński twierdzi,  że pacjentki szantażem zmuszane były przez policję do składania obciążających zeznań
Andrzej Wilczyński twierdzi, że pacjentki szantażem zmuszane były przez policję do składania obciążających zeznań Fot. Paweł Relikowski
Kontrowersyjny ginekolog został ordynatorem. Dr Wilczyński: Jestem ofiarą spisku lekarzy.

Znany wrocławski ginekolog Andrzej Wilczyński, podejrzany o korupcję, wmawianie zdrowym kobietom chorób i narażanie pacjentek na utratę życia albo zdrowia, od początku września jest ordynatorem oddziału ginekologiczno-położniczego w Brzeskim Centrum Medycznym na Opolszczyźnie.

- Nie widzę w tym nic złego, że zatrudniłem tego lekarza. Na razie są to tylko pomówienia - komentuje Mariusz Grochowski, dyrektor Centrum. - Dla mnie, dopóki nie ma wyroku, to nie ma sprawy.

Rzecz w tym, że wrocławski lekarz od kilku lat ma problemy z prokuraturą. W tej chwili ciążą na nim aż 54 zarzuty różnych przestępstw. Najpoważniejsze dotyczą narażania pacjentek na poważne zdrowotne komplikacje. W swojej prywatnej klinice znieczulał pacjentki propofolem. Co to za specyfik?

- Z naszych ekspertyz wynika, że wolno tego leku używać tylko na oddziałach intensywnej terapii, w asyście anestezjologa - mówi rzeczniczka Małgorzata Klaus, rzeczniczka Prokuratury Okręgowej we Wrocławiu.

Wiemy nieoficjalnie, że liczba zarzutów stawianych lekarzowi może się zwiększyć. W tej chwili dokumentację pacjentek ginekologa bada zespół ekspertów z różnych dziedzin medycyny.
Powołania takiego zespołu zażądał od prokuratury sąd. W 2007 roku Wilczyński został oskarżony 0 26 przestępstw. Jednak sąd zwrócił akt oskarżenia, nakazując dodatkowe ekspertyzy. W tym czasie toczyło się już kolejne śledztwo w jego sprawie. Wszczęto je na podstawie nowych ustaleń wrocławskiej policji. Obydwie sprawy połączono. Akt oskarżenia ma trafić do sądu w najbliższych kilku miesiącach.

Wiemy nieoficjalnie, że liczba zarzutów stawianych lekarzowi może się zwiększyć.

O Wilczyńskim zrobiło się głośno kilka lat temu z powodu prowokacji telewizji TVN. Dziennikarka programu "Uwaga" poddała się badaniu. Doktor przekonywał ją, że jest poważnie chora i oferował drogi zabieg w swoim gabinecie. Tymczasem inny lekarz stwierdził, że dziennikarka jest zdrowa.
- Może najpierw należałoby wyjaśnić sprawę zarzutów, a potem zajmować kierownicze stanowiska w publicznej służbie zdrowia ? - dopytujemy doktora. - Ta sprawa ciągnie się już sześć lat - mówi oburzony Wilczyński. - Nie szukałem tu pracy. Sami mnie zaprosili do szpitala w Brzegu. A w prokuraturze wciąż nie ma aktu oskarżenia. Nigdy nie skrzywdziłem żadnej pacjentki. Żadna przez mnie nie umarła - zapewnia. - Mam pisemne oświadczenia kilkunastu kobiet, iż były szantażowane przez policję, żeby mnie fałszywie obciążały.
Doktor odpiera zarzuty, jakoby nielegalnie stosował w prywatnym gabinecie propofol. Przekonuje, że robił to zgodnie ze sztuką lekarską, za zgodą nadzoru farmaceutycznego.
Doktor Wilczyński czuje się ofiarą zawistnych kolegów lekarzy, z którymi przez lata pracował na Akademii Medycznej we Wrocławiu. Przekonuje, że za śledztwem prokuratury stoją byli współpracownicy Służby Bezpieczeństwa, z zemsty za jego postawę w czasach rządów komunistycznych.

- Wstrzymałbym się z oceną - komentuje doktor Andrzej Wojnar, prezes Dolnośląskiej Izby Lekarskiej. - Nie znam ustaleń śledztwa w tej sprawie. Ale zarzuty prokuratorskie to dopiero domniemania.

Wojnar zaznacza, że pamięta dyrektorów szpitali odchodzących w niesławie, którzy po latach sądowych procesów udowadniali, że to oni mieli rację. - Trzeba poczekać na wyrok sądu. Może on przecież obejmować również zakaz pełnienia funkcji kierowniczych w służbie zdrowia - przypomina.

Jak leczył doktor, opowiadała nam jedna z jego pacjentek

O zarzutach stawianych doktorowi Wilczyńskiemu pisaliśmy już w 2007 roku. Dotarliśmy wtedy do jego pacjentek. - Moje koleżanki i siostra do niego chodziły, więc i ja tam trafiłam z rozpędu. Stwierdził u mnie nadżerkę i torbiel na jajniku, którą trzeba usunąć - wspominała Marta z Legnicy. - Za pobranie wycinka zapłaciłam tysiąc złotych, za zabieg - 1200 zł.

Doktor odpiera zarzuty, jakoby nielegalnie stosował w prywatnym gabinecie propofol.

Zawsze byłam znieczulana zastrzykiem. Po godzinie budziłam się. Zadowolona, bo nic nie bolało. Podejrzeń nabrała, gdy porozmawiała z koleżankami, które miały podobne doświadczenia. Poszła na badania do innych ginekologów. - Okazało się, że mam bardzo dobre wyniki cytologii i żadnej torbieli nie ma. Koleżankę pani Marty doktor Wilczyński miał nastraszyć, gdy była w 5. miesiącu, że poroni, chyba że podda się zabiegowi, który uratuje ciążę. Oczywiście pod narkozą. Wziął tysiąc złotych.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska