Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Legnica: Przestępca doniósł na morderców

Zygmunt Mułek
W głośnej sprawie zamordowania bezdomnego na legnickich ogródkach działkowych, nastąpił nieoczekiwany zwrot.

Zatrzymany przestępca, niemający nic wspólnego z tą zbrodnią, przesłał do prokuratury dwa listy, sugerując w nich, że ma istotne informacje, mogące pomóc w ustaleniu, kto ponosi największą winę w tym zabójstwie. Później odwołał te zeznania, ale przed zakończeniem procesu sąd postanowił, że ten świadek zostanie przesłuchany, choć jest niewiarygodny.

Wczoraj zeznawał biegły medycyny sądowej. Miał być ostatnim świadkiem w tym procesie. Stwierdził, że bezpośrednią przyczyną śmierci było utonięcie. Inne obrażenia nie spowodowały zgonu.

Jak do tego doszło? W listopadzie 2009 r. w studni na ogródkach działkowych przy ul. Poznańskiej na drodze wylotowej z miasta znaleziono zwłoki 52-letniego Ryszarda P. Miał skrępowane ręce i ślady wskazujące na pobicie. Policjanci ustalili, że został zamordowany dwa miesiące wcześniej.

Wkrótce zatrzymano czterech jego znajomych: Stanisława B. (53 lata), jego rówieśnika Stanisława Ł. oraz o dwa lata młodszych: Jerzego G. i Witolda P. To ludzie z marginesu. Gdy ich zatrzymano, byli w ciągu alkoholowym, nie wiedzieli, co się wokół nich dzieje. Proces rozpoczął się w czerwcu minionego roku. Przerażające było w jak beznamiętny sposób opowiadali o zabiciu kolegi. Do zbrodni przyznał się jedynie Stanisław B.

Dzień przed zabójstwem cała czwórka przyszła do altanki, w której koczował Ryszard P. Wypili denaturat, a potem zaczęli się kłócić. Wyszły jakieś nieporozumienia sprzed kilku tygodni. Pobili i skopali gospodarza. Tym razem udało mu się uciec. Przenocował u kolegi. Nazajutrz wrócił na działki, by zabrać swoje rzeczy. Chwilę potem zjawili się tam jego koledzy. Wypili po szklance denaturatu. I znów zaczęli katować Ryszarda P. Gdy zobaczyli, w jakim jest stanie, przestraszyli się, że doniesie o pobiciu policji. Kazali mu kopać grób. Ale nie znaleźli łopaty. Postanowili więc, że wrzucą go do studni. Przedtem znowu go bili. Jeden z oprawców zadawał mu ciosy nożem. Ale ofiara żyła. Więc związali mu ręce i nogi. Zawlekli do studni. Ryszard P. błagał o litość. Nie zrobiło to na nich wrażenia. Ostatnie słowa, jakie usłyszał, to: "zbrodnia to litość". Gdy wrzucili go do studni, jeszcze żył. By z niej nie wyszedł, przycisnęli otwór włazem.

Obrońcy oskarżonych mówili nam, że sąd może mieć problem z ustaleniem, jaka jest wina ich poszczególnych klientów. Według obrony nie ma bezpośrednich dowodów na to, że Stanisław Ł. i Witold P. brali udział w zbrodni. Jerzemu G. można co najwyżej przypisać udział w pobiciu i nieudzielenie pomocy ofierze. Mimo tej argumentacji, sędzia Marek Regulski przedłużył oskarżonym areszt o kolejne dwa miesiące. Grozi im dożywocie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska