Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kryminał pełni dziś rolę powieści obyczajowej – Borys Lankosz o "Ziarnie prawdy"

Małgorzata Matuszewska
Borys Lankosz
Borys Lankosz Andrzej Banaś
Z Borysem Lankoszem, reżyserem i współscenarzystą filmu „Ziarno prawdy”, przed wrocławską premierą filmu w Kinie Nowe Horyzonty rozmawiała Małgorzata Matuszewska.

Istnieje dziś antysemityzm?
A pani ma wątpliwości? Jestem przekonany, że istnieje, są na to dowody naukowe. Badania przeprowadzone przez Centrum Badań nad Uprzedzeniami w 2013 roku wyraźnie to potwierdziły. Jeśli chodzi o wątek z Ziarna prawdy – mord rytualny – wierzy w niego ok. 20-23 procent z nas. Antysemityzm jest obecny i jest czymś, na co absolutnie nie może być zgody. Nie ma zgody na pogardę dla ludzi i szerzenie nienawiści.

Dlaczego nakręcił Pan kryminał?
Lubię kryminały. Nie wszystkie, ale takie, które poza warstwą fabularną, intrygą i wodzeniem mnie tak długo, jak to możliwe, za nos, proponują pewną wizję rzeczywistości. Mam poczucie, że kryminał dziś zaczął spełniać rolę powieści obyczajowej. Stieg Larsson, poza stworzeniem charyzmatycznego bohatera i bardzo dobrze zrealizowaną intrygą, zaprezentował niebywale interesującą wizję Szwecji. Chyba większości z nas Szwecja kojarzy się z rajem socjalnym, tymczasem autor przedstawia ją jako kraj, w którym pracownicy socjalni są bezkarnymi zboczeńcami, a arystokracja, elita narodu to naziści. Larsson potrafi przystawić lustro i odbić w nim rzeczywistość pod takim kątem, że zastanawiamy się, kim i w jakim miejscu jesteśmy. Podobnie robi Miłoszewski.

Kryminał jest odgromnikiem?
Chciałbym w to wierzyć, wydaje mi się, że może spełniać taką funkcję. W Polsce dużo spraw jest zamiecionych pod dywan, zepchniętych do zbiorowej podświadomości. To powoduje frustracje, traumy, lęki, agresje. Gdy z jakimś problemem nie umiemy sobie poradzić, udajemy, że go nie ma. Ale on jest. Poprzez kryminał może on zostać naświetlony i przywrócony świadomości. Nie chodzi mi o kontrowersję dla niej samej, to nie jest wbijanie kija w mrowisko, ale stworzenie szansy na porozumienie się.

Napisał Pan scenariusz z autorem powieści. Lubi Pan pracować tak, jak pracował Pan z Zygmuntem Miłoszewskim?
Tak, to moja sprawdzona metoda. Lubię wychodzić od literatury, mieć źródło w powieści. Najpierw przetłumaczyłem na zapis scenariuszowy wszystko, co można było przetłumaczyć z książki. To znaczy, że to, co można było zapisać przy pomocy obrazu i dźwięku, znalazło się w pierwszej wersji scenariusza. Była dwa razy za długa. Do kolejnych usiedliśmy już z Zygmuntem. Ta praca kojarzyła mi się z rzeźbieniem.

Z rzeźbieniem? Co to znaczy?

Razem z autorem powieści usuwaliśmy z bryły tekstu kolejne segmenty, by wyłonić kształt, który był optymalny do opowiedzenia historii w innym medium – filmie.

Nie ma Pan duszy gwiazdora, a praca zespołowa jest ważna?

Ta praca polega na nawiązywaniu relacji z drugim człowiekiem i próbie pogłębienia jej najbardziej, jak to możliwe. Nie można samemu zrobić filmu. Paweł Pawlikowski powiedział, że praca reżysera to seria duetów: z aktorem, kompozytorem, montażystą… I tak wszystko się ogniskuje we mnie, wszystkie kluczowe decyzje pozostają moje. Ale fantastyczne jest poczucie, że jest się otoczonym ludźmi nadającymi na tej samej fali i chcącymi tego samego.

Robert Więckiewicz jest na topie. Dlatego go Pan wybrał?
Nie. Wybrałem go dlatego, że jest wybitnym aktorem. Gdy uwolniłem się od pomysłu dosłownego szukania w rzeczywistości kogoś, kto odzwierciedlałby kilka zdań literackiego opisu powierzchowności Szackiego, natychmiast pomyślałem o Robercie. Wiedziałem, że będzie Szackim, stanie się nim, a to było dla mnie dużo ważniejsze niż wygląd. Zadzwoniłem do Zygmunta i zapytałem o trafność wyboru. Powiedział, że jest szczęśliwy, że zatrudniam najlepszego aktora swojego pokolenia.

Nad czym Pan teraz pracuje?
Skończyliśmy z żoną scenariusz – adaptację książki Joanny Bator Ciemno, prawie noc. Dotąd nie byłem w Wałbrzychu, to dla reżysera ważny moment – konfrontacja wyobrażonego z rzeczywistym. Spotkaliśmy się z Joanną, obiecała zabrać nas do Wałbrzycha. Zygmunt też kiedyś pokazał mi swój Sandomierz – żeby napisać powieść, przeprowadził się tam. Cieszę na ten film, nie mogę się doczekać, kiedy znów wsiądę na karuzelę.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska