Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kościół musi być transparentny i otwarty na świeckich. Rozmowa z nowym przeorem dominikanów we Wrocławiu

Maciej Rajfur
Maciej Rajfur
O. Andrzej Kuśmierski będzie odpowiedzialny za działania dominikanów we Wrocławiu. Został nowym przeorem.
O. Andrzej Kuśmierski będzie odpowiedzialny za działania dominikanów we Wrocławiu. Został nowym przeorem. Maciej Rajfur
Dominikanie we Wrocławiu mają nowego przeora. Na tę funkcję wybrali o. Andrzeja Kuśmierskiego, który opowiada nam o planach na przyszłość, roli dominikanów we Wrocławiu i reperkusjach skandalu z o. Pawłem M.

Maciej Rajfur: Gratuluję nowej funkcji, spodziewał się Ojciec takiego wyboru na przeora?

W pewnym sensie było to naturalne i korzystne dla naszej wspólnoty, że wybieramy kogoś z nas, z wrocławskiego klasztoru. Kto zna miejsce, historie, wie, co robimy przez lata, gdzie popełniamy błędy i co można by poprawić. We Wrocławiu pracuję 6 lat. Osobiście, przez długie lata bardzo nie chciałem zostać przełożonym. Ale zależy mi na tym klasztorze i na tym, co robimy dla Wrocławia. Nie była to łatwa decyzja.

Nowy przeor, nowe porządki?

Nie będzie żadnych rewolucyjnych ani poważnych zmian. Trzeba uporządkować pewne rzeczy w środku, wewnątrz klasztoru, bo pewne rzeczy się nawarstwiły. Po drugie, latem czekają nas zmiany personalne w klasztorze. Nie znamy tego ostatecznego składu, więc nie zaczynamy jakiś wielkich projektów. Mamy jednego brata, który przyjechał z Charkowa. Nie wiemy, czy wróci do Ukrainy, czy nie. Początek to po prostu sprawy administracyjne. Choć pełniłem tu funkcje subprzeora, czyli zastępcy przeora, więc mam pewne rozeznanie. Teraz muszę wziąć za to odpowiedzialność i stworzyć zespół. Daję sobie z tym czas do lipca. Nie mam lęku i poczucia, że muszę coś szybko zrobić.

Jak skandal z o. Pawłem M. i jego strasznymi czynami przed laty właśnie we Wrocławiu odbija się dzisiaj na was ,dominikanach pracujących w stolicy Dolnego Śląska?

Myślę, że ta sprawa będzie odczuwalna we Wrocławiu przez długie dekady, dopóki żyją ludzie pamiętający te straszne wydarzenia. Odsłania to konfesjonał i spowiedzi. Wielu ludzi dystansuje się od nas ze względu na te wydarzenia. Wiele osób około czterdziestki ciągle musi sobie z tym poradzić, bo były w okolicach tego duszpasterstwach, słuchały o. Pawła, nawet nawracały się dzięki jego działaniom. Teraz mają mętlik w głowie. I współcześnie, kiedy ludzie często pytają: „Po co Kościół?”, ten skandal stawia taką kwestię na ostrzu noża. Nie doświadczamy natomiast przez to bezpośrednich szykan, ataków, czy wrogości ze strony ludzi. Raczej świadectwa rozżalenia, bólu, dystansu.

Czy klasztor – wspólnota wrocławska, dobrze zareagowała na te okropne sytuacje sprzed lat?

Wydaje mi się, że tak. Nasza reakcja z powodu bólu poszkodowanych sprowokowała działania prowincji. Niektórym może się to nie podobało, że wyciągnęliśmy to na światło dzienne, że wyszliśmy przed szereg. Ale była jednomyślność w naszej wspólnocie w tej kwestii. Czas pokazał, że postąpiliśmy słusznie. Myślę, że transparentne rozwiązywanie takich spraw – i to dotyczy całego Kościoła – przywraca wiarygodność i szacunek. W przeciwnym razie ludzie się niepokoją i są niezadowoleni. Wątek zamiatania dywan, chowania pojawia się często na spowiedzi. Wierni nie chcą takiego Kościoła.

Polski Kościół dostaje od niedawna bolesną lekcję w tym względzie.

To, że wychodzą na jaw te sprawy po latach, potraktujmy jak, trudne bo trudne, ale zaproszenie Ducha Świętego do nawrócenia i także do budowania Kościoła nieco inaczej. Z tego, że nie załatwiliśmy takich skandali właściwie przez lata, można wyciągnąć wiele niezwykle potrzebnych wniosków. Bóg, pozwalając na konsekwencje naszego grzechu do końca, daje nam okazję do dużej zmiany. I w naszym pragnieniu budowania klasztoru jest coraz większe otwarcie na świeckich oraz przejrzystość we współpracy i w podejmowanych decyzjach. I nie chodzi o to, że osoba świecka będzie siedzieć w klasztorze i odbierać maile, ale pomoże wyznaczać pewne kierunki.

Jaka jest dziś rola dominikanów we Wrocławiu? Jednego z najbardziej rozpoznawalnych kościołów – św. Wojciecha? Choćby ze względu na lokalizację w samym centrum, na pl. Dominikańskim. Gdzie wy się sami jako zakonnicy stawiacie?

Odpowiedź nie jest prosta. Z jednej strony mamy pomysł na to, co chcemy robić dla tego miasta. Natomiast nie do końca jesteśmy przekonani, czy to jest kompatybilne z oczekiwaniami wiernych.

O jaki pomysł chodzi?

Nasz główny projekt wspólnotowy, czyli cel naszego bycia tutaj, to szeroko pojęta formacja dorosłych ludzi do głębokiej, odpowiedzialnej, świadomej wiary. I to się dokonuje od najprostszych i zarazem najważniejszych rzeczy jak sakramenty: spowiedź, dobrze celebrowana Msza święta, a kończąc na np. studium filozoficzno-teologicznym, które u nas funkcjonuje. Odczytywanie siebie jako tych, którzy chcą kształcić dojrzałość wiary, zanurzone jest w naszą dominikańską świadomość, że dorośli w Kościele zostali pozostawieni sami sobie. W parafiach często nie ma dla nich dobrej formacji, ponieważ księża mają pełno pracy – na katechezie, czy z różnymi grupami młodzieżowymi.

A co z młodymi? Czy w nich nie warto teraz inwestować swoje zaangażowanie, by Kościół przetrwał?

Sam byłem długie lata duszpasterzem młodzieży szkół średnich w Warszawie. Choć, jako Kościół, daliśmy naprawdę bardzo dużo, to potem, gdy dochodzi do konfrontacji z dorosłą codziennością – sprawy zawodowe, związki, wychowanie dzieci – młodzi znikają z Kościoła. Dużo łatwiej jest im od niego odejść, choć mają z nim wspaniałe wspomnienia i sporo otrzymali. Stąd nasze dominikańskie przechylenie w kierunku dorosłych, od studentów w górę. A mam świadomość, że oczekiwania wiernych mogą być różne. Przychodzą do naszego kościoła osoby starsze z różnych części miasta. I może one oczekują np. nabożeństw fatimskich, majowych czy czerwcowych, ale chyba nie jesteśmy w stanie na to wszystko odpowiedzieć. Musimy przez następne lata ciągle to weryfikować.

Są zatem jakieś plany, zarys przyszłości w dominikańskiej działalności we Wrocławiu?

Chcielibyśmy też, a niezbyt dobrze wychodziło nam to w ostatnich lata, uczynić z naszego domu miejsce debaty społeczno-moralno-polityczno-religijnej. Może organizować dwie duże sesje w roku z zaproszonymi gośćmi z różnymi poglądami? Chodzi o wymianę myśli. Nieważne, czy ktoś jest wierzącym, czy agnostykiem lub ateistą. Chcemy prowadzić dialog, poszukiwanie. To się mieści w naszych dominikańskim charyzmacie, że jesteśmy posłani na granicę ludzkich pytań, wątpliwości, niewiary. To każdy dominikanin nosi w sercu. Ciągle też zastanawiamy się, jak dotrzeć nie tyle do ludzi, którzy do naszego kościoła zaglądają, lecz do tych, którzy nie przychodzą. Chodzi o wyjście poza bezpieczne mury naszych duszpasterstw do ludzi inaczej myślących, inaczej działających, ale otwartych. To nam chyba jeszcze nie wychodzi. Może dlatego do końca nie znajdujemy zrozumienia, bo ludzie chcą być dobrze „obsłużeni” w życiu sakramentalnym, a my chcemy wyjść do tych, którzy nie docierają do sakramentalnego życia. Miejsce nas do tego bardzo zobowiązuje. I pojawia się napięcie.

Jak wygląda sytuacja po pandemii koronawirusa? Mniej wiernych przychodzi do waszego kościoła?

Liczenie wiernych, które odbyło się jesienią zeszłego roku, pokazało, że zmniejszyła się liczba obecnych w kościele wiernych o około jedną trzecią. Wtedy ewidentnie straciliśmy. Ale teraz obserwujemy, że ludzie wracają. Szczególnie w ostatnim Wielkim Poście. Może wiązało się to z wybuchem wojny. Dawno nie widziałem tylu ludzi podczas Środy Popielcowej i w inne dni. Obserwujemy to też przez pryzmat konfesjonału. Wielu przychodzi do spowiedzi pierwszy raz od rozpoczęcia pandemii. Coś się zatem kruszy, coś wraca.

Do stanu sprzed pandemii chyba jeszcze daleko.

Musimy mieć oczywiście świadomość, że przyczyn spadku wiernych jest wiele i mają one różną trwałość. Nie da się zaprzeczyć, że pogłębia się kryzys wiary i kryzys myślenia o Kościele w naszym kraju, szczególnie wśród młodych ludzi. To jasno pokazują badania. Młodzi za chwilę będą mieli 28, czy ponad 30 lat i nie zobaczymy ich w Kościele. Dominikanie rozumieją, że grono wiernych będzie się raczej zmniejszać.

Ta tendencja wpływa już na klasztor, na zakon?

Oczywiście. Musimy myśleć o tym, że bracia będą musieli gdzieś pracować, by się utrzymać. Tak naprawdę już kilku zakonników z wrocławskiej wspólnoty pracuje poza klasztorem. Bracia są psychologami, praktycznie codziennie mają pacjentów, prowadzą szkolenia, treningi. Np. o. Paweł pracuje w szpitalu na etacie. Podejmujemy próby poszukiwania. Testujemy tę formę, bo to dla nas nowość w Polsce, choć na Zachodzie Europy to już stało się normą. Choć z drugiej strony we Wrocławiu nazywani jesteśmy konfesjonałem miasta i to nas zobowiązuje do obecności w kościele, żebyśmy wywiązywali się z duszpasterskich obowiązków.

Jakiś czas temu została zlikwidowana msza o 6 rano. Czy to jedna z takich kwestii?

Tak. Pytania o płynne prowadzenie klasztoru w świetle zmieniającej się rzeczywistości są stawiane od kilku lat. Kiedy zlikwidowaliśmy tę mszę o 6 rano, część osób się sprzeciwiała. Nie podobała im się ta decyzja. Ale z naszej perspektywy to było konieczne. My żyjemy jako duszpasterze do późnych godzin. Prowadzimy spotkania różnych wspólnot do godziny 22 czy 23 i naprawdę nie mieliśmy już siły, by nazajutrz o godzinie 6 odprawiać mszę świętą. Szczególnie, że o 7 jest następna. Oczywiście, na tę najwcześniejszą liturgię przychodziło czasem kilkadziesiąt osób, a czasem kilka. Tak czasem bywa.

Prowadzenie klasztoru to nie tylko sprawy duszpasterskie, ale także te bardziej "ziemskie". Pisałem niedawno w "Gazecie Wrocławskiej" o remoncie zabytkowego refektarza. Sporo jest tego typu pracy?

Utrzymanie domu klasztornego – przeprowadzanie remontów, naprawa, inwestycje, to bardzo absorbujące zajęcia dla kilku braci. Oni są wówczas mniej efektywni w posłudze duszpasterskiej. Dominikański, czyli demokratyczny sposób rządzenia pochłania naprawdę dużo czasu. Demokracja bywa niezwykle proceduralna i skomplikowana. Przeciętny człowiek, przychodzący do naszego kościoła, nie ma o tym pojęcia. My musimy sporo pracować do wewnątrz. Administracja, utrzymanie, porządek, głosowania, wybory, wspólnie podejmowane decyzje.

_________________________________________________________________
Andrzej Kuśmierski pochodzi z Piły. Urodził się w 1966 r., a przed swoim wstąpieniem do zakonu w 1988 r. studiował w Poznaniu, gdzie poznał dominikanów.
Od święceń kapłańskich w 1995 r. był m.in. duszpasterzem młodzieży, przeorem i proboszczem w Warszawie na Służewie, przełożonym klasztoru w Łodzi, przeorem i proboszczem w Rzeszowie oraz przełożonym klasztoru w Katowicach.
W latach 2004-2006 odbył studia podyplomowe z teologii fundamentalnej na Uniwersytecie w Salamance. Od 2016 mieszka w klasztorze we Wrocławiu, gdzie założył i prowadzi Szkołę bł. Czesława, przygotowuje dorosłych do bierzmowania i koordynuje Dominikańskie Duszpasterstwo Dorosłych.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Uwaga na chińskie platformy zakupowe

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska