Dla tych, którzy słabo kojarzą, o co chodzi z „body positivity”, wyjaśniam, że z grubsza o to, iż należy akceptować swoje ciało bez względu na jego niedoskonałości (cellulit, kiepska cera, nadwaga itd). Na tym założeniu rozwinęły na przykład medialne kariery pulchne modelki (plus size). Była to oczywiście reakcja na model, w którym każda bez wyjątku kobieta i każdy mężczyzna powinni dążyć za wszelką cenę do doskonałości, choćby do idealnej sylwetki. „Body positivity” był ukojeniem dla tych, którzy z różnych powodów nie dawali rady.
Na Zachodzie zorientowano się w końcu, że i w tym przypadku łatwo wpaść w przesadę. Zamiast spodziewanej satysfakcji pojawić się może frustracja, jako że akceptowanie ciała w każdym momencie niejako na siłę rodzi wewnętrzny opór. Poczucie, że żyje się w zakłamaniu. Stąd właśnie wzięło się „body neutrality” propagowane m.in. przez niejaką Anuschkę Rees, która wyjaśniła Amerykankom, że błędne jest następujące założenie: „czuję się ze sobą dobrze, bo wiem, że jestem piękna”. Powinno się raczej myśleć: „to, jak się ze sobą czuję, nie ma nic wspólnego z moim wyglądem”.
Powiecie, że to ma sens i świadczy o zdrowym rozsądku. Pewien kłopot ze zrozumieniem sedna sprawy sprawia mi jednak fakt, że „body neutrality” głoszą szczupłe, wysportowane celebrytki. Czyli mamy swego rodzaju paradoks: kobiety, którym trudno osiągnąć ideały lansowane przez kulturę i modę, bardzo pragną uwielbiać swe ciało, natomiast te, którym do ideału znacznie bliżej, demonstrują wobec ciała i wyglądu lekceważenie. Jest tak, jakby te drugie mówiły pierwszym: proszę bardzo, podniecajcie się swoją samoakceptacją, ale my nie będziemy wbrew sobie śpiewać hymnów pochwalnych. Aktorka Jameela Jamil mocno się wkurzyła, po czym rozsławiła ruch „body neutrality”, a to dlatego, że została zaatakowana za to, że jest za szczupła i ładna głosząc „body positivity”. Psychoterapeutka Aliston Stone przekonuje, że zbyt często w kwestii kochania własnego ciała wpadamy w biało-czarną pułapkę. Albo siebie kochamy, albo nienawidzimy. Według niej, ruch „body neutrality” oferuje złoty środek, stwarza przestrzeń dla akceptacji.
Powiecie, że to zdrowe, mądre podejście, jeśli rzecz jasna nie oznacza wyrozumiałości wobec lenistwa, zaniedbania czy wręcz niechlujstwa. Neutralność nie może przecież stać się wygodnym alibi dla tych wszystkich, którzy zamieniają swe ciała w jakąś karykaturę. Czyli tak: dbam o wygląd i ciało, ale nie analizuję tego bez przerwy. Jameela Jamil stwierdziła, że woli myśleć o orgazmach lub stanie konta. Zaraz, zaraz... Nie mam nic przeciwko seksowi i pieniądzom, ale wyczuwam tu kolejną pułapkę myślenia.
269 km spacerów z czworonogami ze schroniska "Kundelek" w Rzeszowie
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?