Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kochał rodzinę, pracę i rower. Wspominamy prokuratora Wojciecha Czerwińskiego

Grażyna Szyszka
Wojciech Czerwiński z żoną Ireną, córkami Ewą i Joanną i synem Bartoszem na wczasach w ukochanym Rewalu. Prokurator jeździł tam z bliskimi na urlop przez ponad 10 lat
Wojciech Czerwiński z żoną Ireną, córkami Ewą i Joanną i synem Bartoszem na wczasach w ukochanym Rewalu. Prokurator jeździł tam z bliskimi na urlop przez ponad 10 lat arch. rodzinne
Wojciech Czerwiński był znanym głogowskim prokuratorem. Trzy lata temu uległ ciężkiemu wypadkowi rowerowemu, po którym już nie wrócił do pełnej sprawności. Zmarł 29 maja tego roku mając zaledwie 66 lat. Dla jego żony Ireny i ich trójki dzieci dzień Wszystkich Świętych będzie bolesnym doświadczeniem. – Bardzo nam Go brakuje – wyznaje jego żona Irena.

Wojciech Czerwiński był znanym głogowskim prokuratorem. Jesienią 2009 roku, po prawie 40 latach zawodowej pracy, z czego 26 lat jako szef Prokuratury Rejonowej w Głogowe, odszedł w stan spoczynku. Praca była jego pasją, uwielbiał jazdę na rowerze, ale najbardziej kochał swoją rodzinę. Trzy lata temu uległ ciężkiemu wypadkowi rowerowemu w Ogorzelcu koło Grębocic, po którym już nie wrócił do pełnej sprawności. Zmarł 29 maja tego roku mając zaledwie 66 lat.
– Bardzo mi go brakuje na co dzień... – przyznaje drżącym głosem jego żona Irena Czerwińska. – Dopóki bliska osoba jest przy nas, zupełnie nie zdajemy sobie sprawy, jak mocna nas łączy więź. Dopiero teraz wiem, kogo straciłam.http://s.polskatimes.pl/g/panel/edytor/platna_tresc.png

Rodzina
Wojciech i Irena Czerwińscy byli małżeństwem przez prawie 40 lat. Oboje pochodzą z Góry, gdzie się poznali. – Wojtek chodził do jednej klasy licealnej z moją siostrą – wspomina pani Irena. – Kiedyś spotkaliśmy się na dworcu kolejowym. Od odprowadzał na pociąg znajomą, a ja koleżankę. Podszedł do mnie i zaproponował, że odprowadzi mnie do domu, ale po drodze zaprosił do kawiarni.
Pobrali się w 1975 roku. Rok później prokurator Czerwiński przeszedł z Wałbrzycha do pracy w Górze a po jej zlikwidowaniu, do głogowskiej prokuratury. Zamieszkali w przydzielonym mieszkaniu przy ul. Poczdamskiej.
Rok 1977 dla państwa Czerwińskich był wyjątkowy – pani Irena skończyła studia i dostała się do pracy w sanepidzie (dziś jest dyrektorem), ale najważniejszym wydarzeniem było pojawienie się na świecie pierwszej córki Ewy. Cztery lata później urodziła się Joanna.
– Czasy nie były łatwe, ponieważ z racji swojego zawodu mąż cały czas był poza domem. Po wprowadzeniu stanu wojennego został zmobilizowany do wojskowej prokuratury we Wrocławiu. Kilka miesięcy byłam sama z dziećmi. Nie miałam na miejscu rodziców, nie było telefonów. Oboje bardzo to wtedy przeżywaliśmy – wspomina.
W 1987 roku Wojciech i Irena Czerwińscy doczekali się syna Bartosza. – Wojtek był dobrym, kochanym i mądrym ojcem – opowiada pani Irena. – Nie miał prawa jazdy, bo jakoś nigdy nie czuł powołania do prowadzenia samochodu, ale to wcale mu nie przeszkadzało zabierać dzieci na wycieczki. Pociągami i autobusami zjeździł z nimi wiele miast i ciekawych miejsc, przy okazji ucząc jak i gdzie kupić bilet, albo jak się nie zgubić na dworcu. Gdy dorosły, był bardzo dumny ze swoich dzieci i przepadał za naszymi wnuczkami Basią, Joasią i Natalką. Bardzo żałuję, że nie zdążył się poznać naszej najmłodszej wnuczki, Hani, która przyszła na świat w marcu tego roku. Syn mieszka z rodziną w Warszawie, a tak długa podróż nie była dla niego wskazana.

Pasje
Największą pasją Wojciecha Czerwińskiego była praca. W ciągu 39 lat zawodowego życia, był tylko dwa razy na zwolnieniu lekarskim. I to w sumie 8 dni. Przed odejściem w stan spoczynku, jako wieloletni szef głogowskiej prokuratury przeniósł jej siedzibę z budynku sądu do wyremontowanego obiektu przy ul. Sienkiewicza.
Każdy, kto choć trochę znał Wojciecha Czerwińskiego doskonale pamięta, że jego drugą namiętnością była jazda na rowerze. Bez względu na porę roku i pogodę, codziennie pokonywał dziesiątki kilometrów. Czasem, gdy na trasie w pobliżu Głogowa złapał gumę, dzwonił do żony i mówił: poproszę wóz techniczny. Wtedy pani Irena wsiadała w auto i odbierała swojego cyklistę z drogi. Wcześniej, gdy dzieci były jeszcze małe, a rodzina nie miała samochodu, odwiedziny rodziny w Górze były przygodą: Wojciech Czerwiński pakował bliskich do pociągu, machał im na pożegnanie, a potem wskakiwał na rower i ruszał w trasę z Głogowa do Góry, wyprzedzając po drodze pociąg, którym jechała żona z dziećmi. Kiedy w końcu po dwóch godzinach pociąg dojeżdżał na stację, już na nich czekał.
– Kochał rowery od dziecka – przyznaje pani Irena. – Dbał o sprzęt i nie wyruszył na drogę, gdy było coś nie tak. W sumie miał chyba z sześć rowerów, w tym jeden bardzo lekki, składany specjalnie dla niego. Często razem jeździliśmy, a wtedy wyrywałam się do przodu. Wojtek uczył mnie wówczas, by nie jechać zbyt szybko, by rozkładać siły na całą trasę. Sam zjeździł rowerem całą Polskę, duńską wyspę Bornholm, brał udział w rajdach po Europie i na ukochany przez niego Wschód czyli Lwów. Lubił grupowe wyjazdy, ale i te w samotności. Wyznaczał sobie trasę, rezerwował noclegi, przygotowywał starannie listę rzeczy do zabrania i ruszał. Potem tylko dzwonił, bym go odebrała z jakiegoś miasta. Na ostatni zorganizowany grupowy rajd pojechaliśmy razem. We wrześniu 2010 roku przejechaliśmy w trasę ze Salzburga do Wiednia, w sumie 501, 6 kilometrów.
Zgoła inną pasją Wojciecha Czerwińskiego była historia, a konkretnie postać Józefa Piłsudskiego. Znał na pamięć jego życiorys, a wiadomościami na temat życia wodza zadziwiał wiele osób.
– Uwielbiał polskie pieśni patriotyczne i nie tylko zbierał teksty piosenek, ale je znał a nawet śpiewał, nawet wnuczkom zamiast kołysanek – opowiada pani Irena o swoim mężu wciąż nie mogąc się przestawić, by mówić o nim w czasie przeszłym – Uwielbiał też kabarety, a zwłaszcza Kabaret Starszych Panów. Sam miał dar opowiadania, a pracę z mediami bardzo lubił – przyznaje pani Irena. – Po przejściu w stan spoczynku wcale aż tak bardzo nie zwolnił tempa, bo chętnie pracował ze szkolną młodzieżą opowiadając im o prawie karnym, zagrożeniach i konsekwencjach, ale też o historii polskiego narodu.

Wypadek
Kwietniowa sobota 2011 roku była bardzo wietrzna. Wojciech Czerwiński wybrał trudną jak na te warunki trasę przez Ogorzelec w gminie Grębocice. Silny podmuch wiatru sprawił, że rozpędzony rower prokuratora mocno się zachwiał, koło utkwiło w szczelinie studzienki kanalizacyjnej, a on sam wyleciał jak z katapulty wprost na solidne, drewniane ogrodzenie. – Roztrzaskał je, wpadł do ogródka, a potem uderzył głową w kamień ułożonego tam skalniaka – wspomina pani Irena. – Nie miałam żadnego przeczucia, że coś się złego się stanie, dlatego jak mnie poinformowano o wypadku, nie mogłam uwierzyć, że w taką pogodę wybrał tak trudną trasę – mówi.
Prokurator z potężną raną płata czołowego trafił do głogowskiego szpitala, gdzie walczył o życie. Stamtąd został przewieziony do wojskowej kliniki we Wrocławiu i poddany trudnej operacji. Zarówno wola walki pani Ireny jak i silny organizm prokuratora sprawił, że po kilku miesiącach rehabilitacji głogowianin wstał na nogi i nawet urządzał sobie piesze wycieczki po okolicy szpitala.
– Kiedy przyjechałam po niego, czekał na mnie przed szpitalem – wspomina. – Wierzyłam, że potem będzie już tylko lepiej. Czekała nas rehabilitacja, praca z logopedą, by Wojtek mógł lepiej mówić. Uraz mózgu odebrał mu możliwość swobodnego mówienia, czym się bardzo denerwował, oraz miał kłopoty z pamięcią. Nie pamiętał ani dnia, ani tego tragicznego zdarzenia – mówi.
Skutki silnego urazu mózgu dawały, niestety, coraz częściej o sobie znać. Były to męczące i wyniszczające napady padaczki pourazowej. Kiedy pod koniec maja tego roku trafił do szpitala, pani Irena nigdy by nie przypuszczała, że jej mężowi zostało kilka dni życia.

Trudny dzień dla rodziny

Irena Czerwińska przyznaje, że tegoroczny dzień Wszystkich Świętych nie łatwy ani dla niej, ani dla jej dzieci. – Jego pokoik wciąż jest taki sam, jak w chwili, gdy z niego wyszedł – mówi pani Irena. – Jestem prawie codziennie na cmentarzu i z nim rozmawiam... . Jak mi go zabrakło, to mi się zaczęło po prostu ciężko żyć – mówi ze łzami w oczach. – Dlatego teraz często mówię moim dzieciom: dawajcie z siebie co macie najlepszego, bo nigdy nie wiadomo, co i kiedy nas czeka.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wideo
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska