Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kino jest miejscem magii. Jak w "Disco Polo"

Małgorzata Matuszewska
Maciej Bochniak
Maciej Bochniak Piotr Smoliński
Z Maciejem Bochniakiem, współscenarzystą i reżyserem filmu „Disco Polo”, na wrocławskiej premierze filmu w Kinie Nowe Horyzonty, rozmawiała Małgorzata Matuszewska.

Przed zagraniem gwiazdy disco polo Dawid Ogrodnik nie umiał śpiewać...
Rzeczywiście, o czym nam nie powiedział, albo może sam nie wiedział. Kiedy to się okazało, wpadliśmy w lekkie przerażenie. Na szczęście mieliśmy jeszcze prawie dwa miesiące do startu zdjęć. Wiedzieliśmy, że aktor, który gra gwiazdę muzyki, a jednocześnie nie umie śpiewać, to jest bardzo duży problem – dla niego, bo musiałby występować i grać w scenach ze świadomością, że nie do końca może stać się tym, kogo gra, dla nas – z czysto technicznych powodów. Wysłaliśmy Dawida na lekcje śpiewu do pana Tadeusza, który trenował z gwiazdami disco polo. Dawid zrobił tak gigantyczny postęp, że kiedy Radek Liszewski usłyszał Dawida, zaproponował mu zaśpiewanie duetu.

Aktor nie umiał śpiewać, ale gra tak, że nadał postaci szerszy wymiar.
Umie grać fantastycznie. Na pewno każdy z aktorów wniósł w postaci kolejny wymiar w stosunku do tego, co sobie wymyśliliśmy, a zwłaszcza Dawid. On ma tak ciekawy sposób tworzenia roli, że na ten czas właściwie staje się graną przez siebie postacią. Dla mnie – reżysera – było to bardzo interesujące, bo to był jedyny taki aktor w filmie. Obserwowałem Dawida Ogrodnika, który staje się Tomkiem z „Disco Polo”: nagle zmienił sposób chodzenia, ubierania, mówienia i gestykulacji. Byliśmy ze sobą bardzo blisko przez cały czas pracy. Potem spotkaliśmy się i miałem uczucie, jakbym spotkał zupełnie innego człowieka. Przez chwilę nie wiedziałem, o co chodzi, po chwili dotarło do mnie, że to znowu jest Dawid Ogrodnik, a nie Tomek.

Słucha Pan disco polo?
Nie. To zupełnie inna orbita niż moje muzyczne upodobania. Mam świadomość mocy, jaką ma disco polo, kiedy słucha się tej muzyki w grupie. Przygotowując się do filmu, wiele razy byliśmy na imprezach disco polo. Ta muzyka nigdy nie pozostawiała mnie obojętnym, przyznaję, że słuchając jej, zaczynałem tańczyć. To był jeden z powodów, dla którego zdecydowałem się zrobić o tym film. Zrozumiałem, że muzyka powoduje coś takiego, że nagle wszyscy zaczynają się do siebie uśmiechać, znikają bariery, potrafimy się ze sobą bawić, być dla siebie uprzejmi. A proste teksty noszą szczery ładunek emocjonalny i mówią o pięknych rzeczach, wartościowych, polskich cechach ludzi. To też był bodziec skłaniający do zajęcia się tematem. Trudno to wyrazić słowami, trzeba tego doświadczyć. Aktorów i innych członków mojej ekipy brałem na koncert disco polo i wszyscy przechodzili przez to samo: od słów gdzie ty mnie przyprowadziłeś, po taniec pod sceną, powtarzanie refrenu. Ta muzyka ma niewerbalną moc poruszania nas wszystkich.

Na ścieżce dźwiękowej nie ma Mydełka fa, za to jest współczesna piosenka Ona tańczy dla mnie. Umieszczenie jej to chwyt marketingowy?

Niekoniecznie. Lata 90., w których toczy się akcja filmu, są bardzo umowne. A tej piosenki nie mogło zabraknąć, bo była momentem bardzo przełomowym, jeśli chodzi o stosunek Polski mainstreamowej do disco polo. Ona tańczy dla mnie pokazała, że disco polo niczym się nie różni od popu, a nawet potrafi być jednym z jaśniejszych jego elementów. Okazało się, że statystycznie przesłuchał ją każdy Polak i to po 3-4 razy, bo tyle jest odsłon na youtube. Stwierdziłem, że skoro opowiadamy o dwóch chłopakach, z których każdy ma iskrę bożą w tworzeniu tej muzyki, to zabawnym motywem będzie umieszczenie największych hitów z historii disco polo i przypisanie ich autorstwo naszym bohaterom.

Jakie gwiazdy disco polo towarzyszyły produkcji filmu?
Nie tylko towarzyszyły powstawaniu, ale też zagrały. To Radek Liszewski z zespołu Weekend, Tomasz Niecik i Robert Klatt z zespołu Classic. Bardzo dużą pomocą był dla nas Zenek Martyniuk z zespołu Akcent. Soundtrack w większości składa się z jego utworów, a film to mój prywatny ukłon w jego stronę. To prawdziwy artysta w tym świecie. Jeśli odetniemy wszystkie schematyczne skojarzenia, nagle może się okazać, że w tym coś jest. Każdy kraj ma swoje disco polo – Niemcy muzykę bawarską, Amerykanie country. Zenon Martyniuk jest Johnnym Cashem disco polo.

Dlaczego na soundtracku nie będzie ilustracyjnej muzyki Pawła Lucewicza?
O to trzeba pytać producenta.

Skąd wziął się w filmie Jerzy Urban w jednej z ról?
Bardzo nam zależało na wykorzystaniu osoby publicznej w jednym z wątków filmu. Jerzy Urban jest znany z poczucia humoru i dystansu do samego siebie, idealnie pasował do filmu. Nie chcę zdradzać sceny z jego udziałem, ale widzę, że zawsze budzi salwy śmiechu. Dla wielu Polaków może być wyrazem tego, co być może chcieliby zobaczyć w rzeczywistości.

Jacek Koman zagrał Katiuszę. Prywatnie uprawia zgoła inny rodzaj muzyki, nie disco polo.
Chwilę wcześniej widziałem go w spektaklu Teatru Telewizji Pamiętnik pani Hanki. Jest fantastycznym aktorem o bardzo ciekawej fizjonomii, wydał mi się bardzo interesującą kontrą dla Tomka Kota, jako ciemny charakter. Tomasz Kot gra bohatera wydłużonego, chodzącego jak konik polny, a Jacek Koman – szef wszystkich szefów – mógł być o dwie głowy niższy, ale miał w sobie twardość. Wiadomo: z takim człowiekiem się nie zadziera i on nie musi niczego powtarzać dwa razy.

W filmie jest mnóstwo cytatów z amerykańskich obrazów. Policzył je Pan?
Nie. Była propozycja zrobienia konkursu na wyliczenie cytatów w Disco Polo, ale nie wiem, kto miałby być w jury konkursu. Sam się pogubiłem w liczbie cytatów, a najśmieszniejsze jest to, że niektórzy znajdują te, których tam nie ma. Być może dlatego, że co druga scena jest świadomym nawiązaniem do kina amerykańskiego, więc skojarzenia narzucają się same.

Cudowna bajkowość ma zachęcić fanów disco polo do obejrzenia filmu?
Nie dzielę widzów na fanów i nie fanów. Gdyby film był o muzyce klasycznej, miałby taką samą fabułę, trzeba by było tylko zmienić szczegóły. To kino, które mnie cieszy i bawi. W polskim kinie jest luka, bo robi się bardzo poważne filmy, choć na szczęście się to zmienia. Twórcy z mojego pokolenia i troszkę starsi zaczęli dostrzegać potencjał lekkiego, a niegłupiego kina. To jest sztuka, a nie komedia romantyczna z gwiazdami plotkarskiego portalu. Oddaliśmy tę sztukę w ręce Amerykanów, w Europie zafiksowaliśmy się na robienie kina o problemach z nieszczęśliwym albo otwartym zakończeniem. Potrzebne są filmy zmuszające do bardzo poważnej refleksji, ale zapomnieliśmy, że kino jest miejscem, w którym możemy przeżyć magię, oderwać się od rzeczywistości i zrozumieć, że to też jest wartością, którą kino może nam dać.

Tym rodzajem muzyki zilustrował Pan lata 90. i ówczesne marzenia Polaków. Kręci Pan dokumenty, więc jest Pan uważnym obserwatorem. Gdyby miał Pan nakręcić film o współczesności, jaki rodzaj muzyki i stylistyki by Pan wybrał?
To bardzo trudne pytanie, bo kluczem do portretu jest dystans, przede wszystkim czasowy. Możemy spojrzeć na epokę i widzimy jej początek i koniec, będąc w środku epoki możemy spróbować portret tego, co nas otacza bezpośrednio. Za chwilę może się okazać, że to wszystko wyglądało inaczej, tylko my byliśmy w innym miejscu i ocenialiśmy współczesność z innej perspektywy.

Ma Pan czas na przygotowanie portretu współczesności?
Na pewno.
CZYTAJ
RECENZJA FILMU "DISCO POLO"

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska