Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kaczyzm w PO, PiS bez armat i Ziobry, a w SLD otwarto skansen

Arkadiusz Franas
Paweł Relikowski
Mija miesiąc, od kiedy wskazaliśmy swoich faworytów do Sejmu i Senatu. I po krótkich zawirowaniach, jakie nastąpiły zaraz po podaniu wyników, zapanował względny spokój.

Z tym, że ja położyłbym nacisk na słowo "względny". Bowiem wewnętrzne struktury się gotują. Najpierw mieliśmy niezłe poruszenie w Platformie Obywatelskiej za sprawą Grzegorza Schetyny, na którego nieco się uwziął Donald Tusk. Nie wiem, jak ten pojedynek się skończy, ale możemy zakładać, że PO będzie miała tylko jednego silnego lidera. Jeśli faktycznie na szefa klubu zostanie wybrany na przykład ponownie Tomasz Tomczykiewicz, a marszałkiem będzie Ewa Kopacz. Takimi posunięciami premier zagwarantuje sobie spokój w strukturach i rolę niekwestionowanego lidera niczym... Jarosław Kaczyński do tej pory w Prawie i Sprawiedliwości. Będzie to o tyle ciekawe, że tzw. kaczyzm zapanuje w PO, a w PiS-ie nastąpi demokratyzacja lub partia zacznie chylić się ku upadkowi. Nie do końca bowiem czytelny jest plan zamachu Zbigniewa Ziobry (pan europoseł nie lubi, jak odmienia się jego nazwisko, ale polszczyzna górą). Wiadomo, że chodzi mu o demokratyzację w partii, czyli żeby nie tylko prezes miał coś do powiedzenia, ale też i wiceprezes. Zwłaszcza jeden, czyli Zbigniew Zio-bro. Nie podejrzewam, by europoseł z Krakowa troszczył się także o Adama Lipińskiego czy Beatę Szydło, którzy też są wice.

Większość obserwatorów sceny politycznej podkreśla, że ów młody były minister sprawiedliwości testuje swą moc. Po pierwsze, sprawdza, czy można powiedzieć panu prezesowi "nie" i nie dostać klapsa, a poza tym chodzi o kolejne wybory prezydenckie. Jak sam Ziobro podkreśla, pod przewodnictwem Jarosława Kaczyńskiego jego partia przegrała bodajże szóste wybory z rzędu, więc może by na kolejne wystawić kogoś innego. - Na przykład mnie - myśli sobie, jakże skromnie, Ziobro. A w tym myśleniu towarzyszą mu znamienite postacie. Jarosław Kurski, który uciekł z Polski, bo mu tu źle. Beata Kempa, sycowsko-kielecka posłanka, która kiedyś w obronie swgo guru Zbigniewa nawet przerwała występ kabaretowi Klika, bo ten kabaret śmiał się śmiać z wyżej wymienionego. W tym gronie jest także medialny europoseł Tadeusz Cymański i jeszcze kilkunastu polityków do niedawna gotowych oddać to i owo za prezesa, ale im coś przeszło. Jak to się skończy. Obawiam się, że nijak. Albo buntownicy podkulą ogony, albo odejdą z partii. Oba wyjścia będą dla nich klęską, bo to, że Zbigniew Ziobro osiągnął doskonały wynik wyborczy, kompletnie jeszcze nic nie znaczy. Nie daje mandatu pozwalającego tworzyć silne ugrupowanie.

Przekonał się o tym boleśnie Grzegorz Napieralski, zakochując się w sobie z wzajemnością po wyborach prezydenckich. Tamten wynik nijak nie przełożył się na ostatni rezultat SLD i Grzegorz Napieralski musi się pożegnać z zapędami wodzowskimi. I zanim więcej o SLD, to warto dodać, że na odejściu ziobrystów straci też PiS. Nie jestem aż tak odważny w swych osądach, jak wielka zwolenniczka PiS, czyli profesor Jadwiga Staniszkis. Jej zdaniem "miernoty kontrolują w tej chwili Kaczyńskiego". Pewnie emocjonalna przesada, ale niewątpliwie silnych osobowości politycznych to przy prezesie teraz nie ma.

Większość obserwatorów podkreśla, że Zbigniew Ziobro testuje swą moc. Sprawdza, czy można powiedzieć prezesowi "nie" i nie dostać klapsa

A co ze wspomnianym Sojuszem Lewicy Demokratycznej? Bida z nędzą, że zacytuje klasyka. Władze przejmują ci, którzy już od dawna powinni być na politycznej emeryturze. Trudno uwierzyć, że można zbudować jakiekolwiek ugrupowanie na bazie polityków mających za sobą świetlaną przeszłość w Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej. Leszek Miller czy Józef Oleksy, podobnie jak i wspomniana PZPR, pwoinni tylko i wyłącznie królować na kartach historii. Ten kraj potrzebuje nowczesnej lewicy, a nie przedstawicieli skansenu marsksistowsko-leninowskiego. Problem w tym, że nowoczesnej lewicy nie widać, a ci, co się za nią uważają i skupieni są wokół "Krytyki Politycznej", nadają się na razie do dyskusji o strategiach postkolonialnych, a nie starcia z Januszem Palikotem, który przebrał się chwilowo za lewicę i zrobił trzeci wynik w kraju.

Słabo? Trochę tak, ale z drugiej strony mam wrażenie, że następuje przesilenie na naszej scenie politycznej i już niedługo objawią się nowe siły. Niewątpliwie PO i PiS nie będą już samodzielnie dzielić łupów w kolejnych wyborach. Bo kolejne za cztery lata, a przez ten czas Jarosław Kaczyński osłabnie, Janusz Palikot zmarnieje, rozdrabniając się na drobne, a Donald Tusk dostanie zadyszki. I może faktycznie przyjdzie czas na Ziobrę, a może i kogoś innego. I oczywiście nadal nie wiadomo, jaki pomysł na siebie w 2015 r. będzie miał Grzegorz Schetyna...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska