18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jurij Andruchowycz: Wrocław jest mi najbliższym polskim miastem

Małgorzata Matuszewska
Rozmowa z Jurijem Andruchowyczem, ukraińskim poetą i prozaikiem, współtwórcą płyty "Cynamon (z dodatkiem Indii)".

Interpretacja tekstu zależy także od głosu mówiącego. Pana głos jest bardzo ważnym składnikiem płyty "Cynamon (z dodatkiem Indii)". Nie śpiewa Pan, nie melorecytuje, raczej opowiada. Gdzie jest źródło takiego traktowania własnej poezji?
Nie wiem, chyba w czasach, kiedy z Wiktorem Neborakiem i Ołeksandrem Irwańcem założyliśmy grupę poetycką Bu-Ba-Bu. Strach pomyśleć, ale to było prawie 25 lat temu. Nie mogliśmy wtedy drukować tekstów, czytaliśmy wiersze na żywo. To był jedyny sposób ich prezentacji publiczności. Od bardzo dawna słucham muzyki rockowej, moim niespełnionym marzeniem było uczestnictwo w projekcie muzycznym. Później zajmowałem się poezją amerykańską ubiegłego wieku, w generacji beatników obserwowałem intensywną współpracę między poetami i muzykami. Moje "jazzowe doświadczenie" związane jest z Mikołajem Trzaską, razem nagraliśmy płytę "Andruchoid", od tego zaczęła się moja stała współpraca z muzykami. Wcześniej kilka razy występowałem z ukraińskimi zespołami rockowymi, ale tego nie zaliczam do projektów muzycznych, bo było to po prostu wykonywanie własnego tekstu z obcą muzyką.

W muzycznej warstwie "Cynamonu" jest elektronika, post-rock, a nawet eksperymenty psychoakustyczne. Nie wiem, co znaczy to ostatnie określenie.

Ja też (śmiech).

Jak artyści z Karbido dobrali muzykę do Pana tekstów?
Zaczynamy od mojego wyboru tekstów, umawiamy się na tytuł projektu. Wybrałem teksty, wysłałem je muzykom i oni nad tym pracowali. Szkice do "Cynamonu" zaprezentowaliśmy pierwszy raz na Międzynarodowym Festiwalu Twórczości Brunona Schulza w Drohobyczu, w 2008 roku. Nie mieliśmy możliwości, żeby razem dłużej nad tym popracować i pomyśleliśmy, że zrobimy to minimalistycznie, w wersji elektronicznej. To pozwala przygotować więcej materiału. Miał to być koncert "na cztery laptopy", w tym mój, z którego czytałem teksty.

Dobrze czuliście się na festiwalu Brunona Schulza?
Tak. Chłopcy chcieli wystąpić w kafejce internetowej, mieszczącej jakieś trzydzieści osób publiczności, bo miało być minimalistycznie. Ale okazało się, że w Drohobyczu nie da się znaleźć takiego lokalu. Organizatorzy zaproponowali sympatyczny wariant występu na patio, gdzie słuchała nas ok. setka ludzi. Podczas tamtego koncertu zaprezentowaliśmy podstawowe struktury materiału, który później znalazł się na płycie. Po występie w Drohobyczu zaczęła się praca muzyków, na nagraniach w Warszawie była już następna warstwa muzyczna. Po nagraniu muzyki z moim głosem przyszedł czas na trzecią warstwę muzyki. Powstawanie "Cynamonu" było dość długim procesem. Nie wiem, jak długo potrwa praca nad kolejną naszą płytą - "Absynt".

"Cynamon" powstawał we Wrocławiu, Warszawie, Utrechcie, szwajcarskim Haldenstein. "Absynt" trzeba nagrać w Paryżu.

Chyba trzeba tam pojechać (uśmiech).

Poeta Stach Perfecki, bohater Pana powieści "Perwersja", wyruszył kiedyś na Zachód. Przeżył zagadkowe perypetie. Gdzie jest dzisiaj?
Słyszałem o nim tylko tyle, że w pierwszych miesiącach po Pomarańczowej Rewolucji chciał wrócić do Ukrainy. Widziano go już w okolicach granicy ukraińskiej, ale w ostatniej chwili coś go zatrzymało. I może dobrze zrobił, że nie wrócił. Z powrotem czeka na swoją chwilę.
Odbierając przed trzema laty Literacką Nagrodę Europy Środkowej "Angelus" powiedział Pan, że Wrocław jest miastem ludzi skłonnych do ryzyka. Dziś też Pan tak uważa?
Teraz, po projektach z Karbido jestem jeszcze bardziej przekonany, że tak właśnie jest. I pewnie dlatego Wrocław jest mi najbliższy wśród polskich miast.

Pisze Pan książkę o ważnych dla siebie miastach. Opisze Pan Wrocław?

Do dziś nie mam tekstu o Wrocławiu, a jestem pewien, że musi być, bo Wrocławia nie da się pominąć. Ale wciąż nie wiem, o czym będzie ten tekst.

Dlaczego Wrocław musi znaleźć się w Pana książce?
Skoro piszę nawet o miastach, w których spędziłem tylko godzinę albo dwie, to Wrocław powinien zająć dość poważne objętościowo miejsce. O niektórych miastach napisałem trzy-cztery zdania, o innych czterdzieści stron. Wrocław powinien znaleźć się wśród tych ważniejszych, bo tu współpracuję z Karbido, tu Artur Burszta wydał moją poezję. Nie wierzyłem, że moje wiersze mogą dobrze zabrzmieć po polsku, okazało się, że tak. Teksty na płycie "Cynamon" w przekładach autorstwa Jacka Podsiadły pochodzą ze zbioru "Egzotyczne ptaki i rośliny", wydanego przez Biuro Literackie. Wrocław jest Lwowem nr dwa, repliką Lwowa w sensie głębi. W pewnym sensie jest Lwowem lepszym niż oryginał, bo ma rzekę, mosty i statki.

Rzeka przepływająca przez miasto niesie ze sobą także niebezpieczeństwo, ale przecież Wrocław to miasto ryzykantów.
I pod tym względem jest ciekawszym miastem.

Na "Samogonie", pierwszej płycie z Karbido, znalazła się stara ukraińska pieśń. "Cynamon" został wydany "z dodatkiem >Indii<". W "Indiach" słychać kobiecy głos. Czyj?
O to trzeba pytać Tomka Sikorę z Karbido. Chciałbym, żeby kiedyś "Indie" zostały wykonane ze śpiewaczką. Na razie kobiecy głos istnieje tylko na laptopach. Może został sztucznie wygenerowany z kosmicznych dźwięków? Niedawno byłem w Stanach Zjednoczonych. Podczas spotkania z czytelnikami przeczytałem fragmenty "Indii", podszedł do mnie młody Hindus, pytając, dlaczego napisałem "Indie". Odpowiedziałem mu, żeby się nie martwił, bo nic złego o Indiach nie myślę, nawet nigdy tam nie byłem. Moje "Indie" pochodzą z prekolumbijskich średniowiecznych wyobrażeń o Starym Świecie, o płaskiej ziemi wspierającej się na trzech wielorybach i żółwiu. Pocztą elektroniczną wysłałem słuchaczowi "Indie", napisał, że jest zachwycony i słucha tego sto razy dziennie. W "Indiach" można też usłyszeć sitar, dzwoneczki. Cały czas coś się dzieje w tych kompozycjach, dlatego mają orientalny charakter. Na płycie "Cynamon" zamykają i otwierają się drzwi, słychać starą, winylową płytę gramofonową.

Pan ulubiony poeta Bohdan Ihor Antonycz pisał kiedyś: "Pod miastem żyją, tak jak w baśniach, delfiny, wale i trytony". Co żyje pod "Cynamonem"?

Cała warstwa starych murów, zgnilizna, jakieś rośliny, resztki ludzkich ciał, kości. Świat małych miasteczek Galicji lub całej Europy Środkowowschodniej, Drohobycza i mniejszych miast.

Pod Wrocławiem też są zrujnowane miasta i dawne pokolenia?

Oczywiście. Pod Wrocławiem, Warszawą, Jerozolimą, Berlinem.

Koncert Jurija Andruchowycza i Karbido zacznie się 25 listopada o godz. 20 w ODA Firlej (ul. Grabiszyńska 56), bilety po 20 i 30 zł.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska