Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jedyną gwiazdą, jaka wystąpi u nas, będzie Rafał Dutkiewicz? To ja wolę Metallicę...

Arkadiusz Franas
W Trójmieście w tym roku zobaczą Bon Jovi, Iron Maiden, Rihannę i wiele innych gwiazd. W Łodzi Justina Biebera, Marka Knopflera, Erica Claptona czy też Iron Maiden. W Warszawie? Wymienię tylko Beyonce czy Paula McCartneya. A we Wrocławiu? Mieliśmy na początku roku Rafała Dutkiewicza, który przed całą Polską obiecał nam megagwiazdę i ten obraz powinniśmy zachować w pamięci na dłużej. Gdzieś na około 12 miesięcy. Bo wiele na to wskazuje, że nikogo więcej nie zobaczymy na tak ogromnej scenie.

W sumie niezłe rozwiązanie. Niezbyt obciąża budżet Wrocławia. Wszak pensję prezydenta miasta ograniczają przepisy o wynagradzaniu pracowników samorządowych. Ewentualnie gdzieś w połowie roku objawi się nam któryś z wiceprezydentów, by ze smutkiem wyznać, iż z kolejnej obiecanki nici... Widzą Państwo, że ten tradycyjny schemat komunikowania wiadomości dobrych i złych nadal obowiązuje. Jak ma przyjechać Prince, to mówi o tym Rafał Dutkiewicz, jak ma nie przyjechać, to ogłasza to któryś z wiceprezydentów.

A wracając do gwiazd na stadionie, to ponad Karela Gotta (z cały szacunkiem dla idola polskich i czeskich mam) bym nie sięgał, bo większość uznanych gwiazd trasy koncertowe ma raczej zaplanowane trochę wcześniej. I nawet gdyby prosił je sam Rafał Dutkiewicz, to niekoniecznie zechcą u nas wystąpić. Bo na ogół nie słyszały o Wrocławiu i, ku zaskoczeniu wielu z otoczenia samego prezydenta, o Rafale Dutkiewiczu też chyba nie. A tak naprawdę to ta cała zabawa w show-biznes już dawno nie jest zabawą, a zajęciem czysto profesjonalnym. I nie ma już nic wspólnego z festynami majowymi, które dało się sklecić, zapraszając muzyków z pobliskiego osiedla (chyba że mieli wesele), parkiet taneczny zbijało się zaś z desek pozyskanych z chwilowo rozebranej stodoły.

A największy nasz problem polega na tym, że my już mamy zawodowy parkiet za 900 milionów (czytaj: Stadion Miejski), tylko nadal myśli się o nim trochę jak o remizie strażackiej. I nie ma tu naprawdę ani cienia aluzji do byłej profesji wiceprezydenta Wojciecha Adamskiego, który nam ogłosił, że nie habemus Paul McCartney, bo podkupiła nam go Warszawa. Która, według relacji urzędników, co rusz nam coś podkupuje. Ale to normalne.

Doświadczony biznesmen Rafał Dutkiewicz powinien wiedzieć, że takie są zasady wolnego rynku. To się nie bez przyczyny nazywa show-biznes. Show jest na koniec, ale najważniejszy w tym jest od dawna biznes. I to, że artysta na początku koncertu krzyknie "Kocham Wrocław", to nie dlatego, że naprawdę kocha, tylko dlatego, że przed wejściem na scenę na mapie sprawdził, gdzie jest.

Kiedyś na przykład Maryla Rodowicz nie sprawdziła i na imprezie dla pracowników zagłębia miedziowego zaczęła skandować, że kocha Śląsk Wrocław. Myślę, że tylko temu, iż na sali była głównie wyższa kadra kierownicza, zawdzięcza swoje życie lub w najlepszym przypadku nie musiała odwiedzić dentysty z prośbą o kompletną wymianę uzębienia.

A wracają do wrocławskiej nieporadności w załatwianiu różnych biznesów, co, mam wrażenie, niedługo stanie się stałym elementem skeczów kabaretowych, to próbowano nam wmówić, że wszystkie nieszczęścia powodował były wiceprezydent Michał Janicki. Nie mówię, że nie powodował, bo na pewno zawalił wiele spraw. Choć z drugiej strony jakoś nie możemy się doczekać wstrząsających wyników śledztw czy kontroli. Ale po raz kolejny się okazało, że amputacja nie leczy. Po wyrzuceniu Janickiego nic się nie poprawiło. Wracając do naszej "remizy", z dnia na dzień coraz więcej wrocławian zadaje sobie pytanie: po co nam ten stadion?

Imprez nie ma, a Śląsk gra jak gra i kompletów nie gwarantuje. I nie chodzi też o to, aby, tak jak w Paryżu, na jeden mecz przyszło milion zamówień na bilety. A tyle podobno zgłosiło się, by zobaczyć pojedynek PSG z Barceloną. Tylko że Śląsk w tej chwili chyli się powoli ku upadkowi, bo nasze władze stworzyły taką spółkę z panem Solorzem, że obecnie prezydent Wrocławia musi pukać w roli petenta i prosić, by właściciel Polsatu łaskawie oddał nam nasz zespół. Smutne to...

Smutne dla człowieka, który jest dumny ze swego miasta. Bo Wrocław to brzmi dumnie, choć coraz bardziej się boję czasu przeszłego i żeby nie przeszło w brzmi śmiesznie. Bo w Warszawie już z nas się śmieją. Z płaczu magistratu, że nas oszukano, ze Śląska Wrocław, który jest nadal mistrzem Polski, ale nikt nie potrafił tego wykorzystać. I z tego naszego płaczu: nas oszukano! Nie oszukano, a potrafiono umiejętniej negocjować. Dlaczego? Nie dlatego, że mamy zły zarząd klubu czy stadionu. To są ludzie do wynajęcia. Ale trzeba mieć wizję. I fachowych doradców, a tych prezydentowi Wrocławia w najbliższym otoczeniu brakuje. Innych zaś nie słucha lub się ich pozbył.

I nawet nie chodzi o to, by nie kierować się zasadą, o której śpiewał przywołany McCartney z kolegami w piosence "With a little help from my friends" (czyli: z niewielką pomocą przyjaciół). Wszyscy stawiają na przyjaciół. W pracy, w polityce. Każdy lubi mieć zaufanych przy sobie. Ale w dobrym stylu jest wybierać takich przyjaciół, którzy są też profesjonalistami. A nie tylko dlatego, że są przyjaciółmi. Tak bywało we Wrocławiu ostatnio zbyt często... Piwnica Świdnicka? Partynice? Stadion? Wrocławski stajl...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska