MKTG SR - pasek na kartach artykułów

I łgarze pomogą

Zbigniew Figat
Wspominam wyjazdy z Wrocławia do Bogatyni z sentymentem, jako że były to dni wczesnej młodości i zimowych ferii szkolnych. Na Dworcu Głównym dziwni faceci zatrzymywali na wyrywki podróżnych, wybierających się do strefy nadgranicznej. Sprawdzali dokumenty i co mamy w walizkach czy w plecakach poniemieckich jak mój, z rudą klapą z wielbłądziej skóry. Szukali spekulantów, a może szpiegów - nie wiem.

Jadąc pociągiem relacji Warszawa - Bogatynia, widziałem z okien nieoświetlonego przedziału II klasy granicę pokoju na Odrze i Nysie. Jak przystało na ciekawego świata chłopca z Wrocławia, z nosem przy szybie, obserwowałem wzdłuż brzegu rzeki wygrabiony i jasno oświetlony reflektorami pas graniczny, którego strzegli z bronią gotową do strzału żołnierze Wojsk Ochrony Pogranicza. A od Zgorzelca wypatrywałem w zaroślach tuż przy granicy przemytników i dywersantów, ale żaden nie dał się zauważyć.

Ze stacji PKP w Bogatyni szedłem późnym wieczorem przez uśpione miasteczko do ulicy Zygmuntowskiej z małymi, jednorodzinnymi domkami i ogródkami; jeden z ostatnich należał do mego wujostwa, którego córy były już na swoim, więc żyli sami i z radością mnie gościli. Nazajutrz wspinałem się z dwiema ciężkimi deskami i bambusowymi kijkami na ośnieżoną górę zwaną Obserwatorem, z której zjeżdżałem na tych starych, poniemieckich nartach z rowkami i sprężynowymi uchwytami do butów.

Przed zjazdem podziwiałem wśród wzgórz widok Bogatyni z lotu ptaka, zachwycając się wieżyczkami i dachami domów w centrum miasteczka oraz budynkiem liceum, gdzie w I klasie uczyła się córka sąsiadów wujostwa, która zaprosiła mnie na wieczór sylwestrowy. Z Obserwatora widać było koszary wopistów z wybiegiem dla koni na ogrodzonej łące, tuż przy naszym domu oraz trójstyk ośnieżonych granic PRL, Czechosłowacji i NRD - państw, które 20 lat temu przeszły do historii.

Kolację jedliśmy słuchając Wolnej Europy. Potem ciotka szykowała wujkowi, górnikowi z kopalni Turów, jedzenie na nocną zmianę; sześć krom chleba smarowała smalcem z grubymi skwarkami, składała je w pary i wciskała do zatłuszczonej torby po cukrze. Butlę ostudzonej kawy zbożowej wkładała do jednej przegrody starej teczki, a kanapki do drugiej. Żegnali się, powtarzając: z Bogiem, z Bogiem. Jak poumierali, nie miałem już po co jechać do Bogatyni.

Z biegiem lat, już jako doświadczony reporter, pisałem cykl reportaży "Cztery kąty Polski", odwiedzając kolejno styki granic: w Świnoujściu, w Wiżajnach na Suwalszczyźnie, Ustrzykach w Bieszczadach, no i - na koniec - odwiedziłem Bogatynię w Worku Żytawskim. Pierwsze trzy reportaże opublikowano mi bez problemów, a czwarty cenzura zdjęła, bo za drastyczne były w nim wyznania ludzi, którzy chorowali tam z powodu zatrutego środowiska.

Dziesięć lat temu wróciłem do Bogatyni w "Słowie Polskim" z okazji kolejnego Ogólnopolskiego Turnieju Łgarzy. Za monologi, w których roiło się od kwadratowych jaj, łgarze byli tam co roku nagradzani, ale najpierw musieli przesyłać teksty, żeby jury wybrało najlepsze łgarstwa. Ich autorów zapraszano na występy do bogatyńskiego domu kultury.

Z delikatną dozą ironii radziłem wtedy łgarzom, żeby pisali o Worku-Zdroju, o żyznych glebach w okolicznych wsiach, z rześkim powietrzem, a nie trującymi wyziewami z kopalni i elektrowni Turów. Ale laureatami zostali wtedy spece od tematów zastępczych.

Dziesięć lat temu Ogólnopolski Turniej Łgarzy w Bogatyni wygrał żartowniś, który udawał gangstera i w swym monologu opowiadał, jak zorganizował uwolnienie kumpla z więzienia. Do połgania za rok! - kończyłem tamten tekst, podkreślając, że jednak świat się zmienił, bo od dawna nie ma już cenzury i z ochroną środowiska jest lepiej.

Przez ostatnią dekadę nie zaglądałem do Worka Żytawskiego, ale dziś - po kataklizmie, do którego tam doszło - znów wracam do miasta z rzeką Miedzianką i z nadzieją, że obok wspaniałych ludzi, którzy pomagają powodzianom, będą także dawni laureaci i uczestnicy turniejów łgarzy, choć nikomu teraz w Bogatyni nie jest do śmiechu.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska