Pani Wanda straciła dwupokojowe mieszkanie na wrocławskich Krzykach. Komornik przeprowadził ją do lokalu socjalnego. Taki warunek postawił sąd w wyroku nakazującym eksmisję.
Eksmisję zarządzono na żądanie biznesmena, który zajmował się udzielaniem prywatnych pożyczek. Staruszka musi oddać dwupokojowe mieszkanie, bo pożyczyła 35 tysięcy złotych. Nie wpłaciła w terminie pierwszej raty i pożyczkodawca od razu postanowił zabrać mieszkanie. Zabezpieczenie pożyczki było bardziej atrakcyjne niż jej zwrot z odsetkami. Było to słynne "przewłaszczenie": pożyczkobiorca oddaje pożyczkodawcy swoje mieszkanie i otrzymuje przyrzeczenie, że odzyska je, gdy odda dług.
Zobacz: Proces Janicki - Dutkiewicz: Dziś zeznawał szef Dynamicomu. I potwierdził wersję Janickiego
Pani Wanda zaciągnęła pożyczkę w 2004 roku. Dwa lata później sąd zasądził eksmisję pod warunkiem znalezienia dla staruszki lokalu socjalnego. Pani Wanda wraz z synem próbowała w prokuraturze i sądzie cywilnym doprowadzić do unieważnienia umów z pożyczkodawcą. Przegrała, choć oddała część pieniędzy. Jej prawnicy przekonywali w sądach, że starsza, schorowana kobieta nie wiedziała, co robi, zawierając umowę. Jednak lekarze zbadali ją i uznali, że miała tego pełną świadomość.
Biznesmen sam czuje się ofiarą tej historii. - A co by pan zrobił, gdybypan tyle czasu czekał na swojepieniądze?
CZYTAJ DALEJ
Wrocławska emerytka została wyprowadzona ze swojego mieszkania na Krzykach. Żyła tu od czasu wybudowania domu w 1968 roku. W 2004 roku pożyczyła 35 tysięcy złotych. Z tego powodu straciła mieszkanie.
Na co były jej potrzebne pieniądze? - Częściowo dla niej, częściowo dla mnie - przyznaje syn pani Wandy. - Ja potrzebowałem szybko gotówki, choćby żeby spłacić dług w spółdzielni mieszkaniowej. Na bramie budynku znalazła kartkę z ogłoszeniem o pożyczkach. Formalności - jak mówi syn pani Wandy - trwały 2 dni.
- Pożyczkodawca wiedział, jak wysoka jest jej emerytura?
- Tak - przekonuje syn pani Wandy. Liczyli, jak zwykle ludzie w tego typu sytuacjach, że jakoś się uda.
Na co liczył pożyczkodawca? Jak emerytka dostająca co miesiąc 1280 zł, miałaby oddać dług? Z umowy pożyczki - zawartej w lipcu 2004 r. - wynika, że do połowy sierpnia miała zapłacić 3500 zł. I tak, co miesiąc, do listopada.
W listopadzie 2004 r. miała w całości oddać 35000 zł. Zabezpieczeniem było jej mieszkanie. Pożyczkodawca wykorzystał instytucję tzw. przewłaszczenia. W dniu podpisania umowy pożyczki biznesmen ten stał się właścicielem lokalu. Pierwsza rata miała być zapłacona w połowie sierpnia. Gdyby tak się nie stało, biznesmen uzyskiwał prawo do rozwiązania umowy w ciągu 14 dni. Dokładnie tak zrobił.
Czytaj też: Czas zrobić porządek z "parkingowymi" [LIST]
Zażądał natychmiastowej spłaty pożyczki i odsetek - łącznie 39 tys. zł. Do tego codziennie kwota ta rosła o 1,5 procent. Później był wniosek do sądu o nakaz eksmisji. Od 2006 roku - od kiedy wyrok eksmisyjny stał się prawomocny - pani Wanda czekała na lokal socjalny. Wczoraj rano do jej mieszkania wkroczył komornik.
- Tego typu działalność nie jest społecznie akceptowana. Dlatego od 2009 r. już jej nie prowadzę - mówi nam przedsiębiorca - pożyczkodawca.
- Ile mieszkań pan przejął?
- Sześć - odpowiada.
Podkreśla, że wszystko działo się zgodnie z prawem. Że na wniosek pani Wandy i jej syna pożyczkę badały dwie sądowe instancje i nie unieważniły jej. Opowiada o wielu innych kredytach i pożyczkach, które zaciągała staruszka. Po, oraz - co wynika z dokumentów, jakie mamy - także przed jego pożyczką. Czy wiedział więc, że pożycza komuś, kto nie miał szans na zwrot?
Biegli psychiatrzy, którzy na wniosek sądu badali kobietę, ocenili, że zawierając umowę z biznesmenem - pożyczkodawca była w pełni świadoma tego, co robi.
CZYTAJ DALEJ: Prywatne pożyczki zawsze są ryzykowne
Prywatne pożyczki zawsze są ryzykowne
Do takich firm po pożyczki idą ludzie, którzy mają małe dochody albo bank odmówił im kiedyś udzielenia kredytu - mówi Piotr Tomczyński z wrocławskiego oddziału Narodowego Banku Polskiego. - Od trzech lat prowadzimy projekt pod nazwą "Akademia bezpiecznych finansów". Spotykamy się z seniorami i rozmawiamy z nimi, ostrzegamy, czym grozi pożyczanie pieniędzy w podobny sposób. Pożyczkodawcom nie zawsze chodzi o zwrot gotówki i odsetki. Raczej o ich majątek: mieszkania czy nieruchomości. My, jako NBP, nie możemy w tej sprawie nic zrobić. Poza takimi akcjami uświadamiającymi. Ludzie starsi mają coraz mniej pieniędzy, coraz trudniej im się żyje, więc takich sytuacji będzie coraz więcej.
Przeczytaj: Koszmar mieszkańców Zalesia przez remont mostu Zwierzynieckiego (ZOBACZ FILMY)
Historia pani Wandy to jedna z wielu opowieści osób, które pożyczały niewielkie pieniądze i traciły dorobek życia. Zaczyna się zawsze tak samo. Ktoś, kto wie, że nie ma szans na kredyt w banku, albo nie ma czasu czekać na przejście bankowej procedury, idzie do prywatnego "pożyczkodawcy". Tu można dostać pieniądze z dnia na dzień. Ale na znacznie gorszych warunkach niż w banku. I znacznie łatwiej niż w banku stracić majątek: mieszkanie, dom czy nieruchomość.
Podobnych historii opisywaliśmy w "Gazecie Wrocławskiej" bardzo dużo. Przykład: państwo L. pożyczyli 160 tys. zł, mieli je oddać w pół roku. Część oddali, z częścią chcieli się spóźnić o dwa dni. Pożyczkodawca nie widział przeszkód. Ale później unikał kontaktu. Nie mieli jak oddać mu pieniędzy, choć już je mieli. Stracili grunt. Pożyczkodawca powinien oddać im różnicę między pożyczką i odsetkami a wartością ziemi. Proces w tej sprawie trwał lata.
Strefa Biznesu: Uwaga na chińskie platformy zakupowe
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?