Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Deep Purple - Fioletowa nostalgia

Jerzy Węgrzyn
Ian Gillan niedawno zajął szóste miejsce w plebiscycie magazynu "Classic Rock" na najwspanialszego rockowego wokalistę
Ian Gillan niedawno zajął szóste miejsce w plebiscycie magazynu "Classic Rock" na najwspanialszego rockowego wokalistę Michał Pawlik
Dwadzieścia tysięcy ludzi szalało w piątek na koncercie legendarnego zespołu.

Zastanawiam się, czy jest jakiś inny kraj na świecie, w którym hasło "Deep Purple" ma tak duże oddziaływanie. Dwadzieścia tysięcy ludzi, którzy mimo wysokich cen biletów, przybyli w piątek na wrocławskie Pola Marsowe (ZOBACZ ZDJĘCIA) - to imponująca frekwencja. Tym bardziej że mamy przecież do czynienia z zespołem, którego czas minął bardzo dawno temu.

Jeśli ktoś jednak sądził, że impreza przerodzi się w zlot pięćdziesięcio- (i więcej) -latków, musiał się na miejscu mocno zdziwić, bo nie stanowili oni nawet większości. Były i paroletnie dzieci podrygujące na ramionach swych ojców, i dziesięciolatki skaczące zapamiętale pośród tłumu, i dwudziestolatkowie bezbłędnie rozpoznający kolejne piosenki, śpiewający z zespołem nie tylko refreny, ale i skandujący gitarowe riffy, zanim muzycy zaczynali je grać.

Wszystko, na co Gillana i spółkę dziś stać, to sentymentalna podróż w czasie

Na scenie zameldowało się trzy piąte najsłynniejszego składu Deep Purple. Ci "nowi" ludzie w zespole szybko znaleźli sposoby na to, by wkupić się w łaski widzów. Klawiszowiec Don Airey wplótł więc do swojej improwizacji fragment... "Mazurka Dąbrowskiego", a gitarzysta Steve Morse przyjechał na Pola Marsowe wprost z wrocławskiego Rynku, gdzie pomagał bić gitarowy rekord. "Jeden z sześciu tysięcy", tak zapowiedział go na scenie Ian Gillan.

Ten sam Gillan, który zajął właśnie szóste miejsce w plebiscycie na najwspanialszych rockowych wokalistów wszech czasów opublikowanym przez brytyjski magazyn "Classic Rock".
Gillan zapewniał tam dziennikarzy, że mimo upływu lat nie ma problemów z głosem, a koncertowe śpiewanie sprawia mu więcej radości niż praca w studiu. Szkoda tylko, że wrocławski koncert nie potwierdził tych słów. Ale nie można zarzucić muzykom braku entuzjazmu.
Starali się, i to skutecznie, bo publiczność reagowała żywiołowo na ich dźwięki. Tyle że koncert Deep Purple przypominał raczej wizytę w muzeum, z efektownymi może, ale nieco już przykurzonymi eksponatami. To nie przypadek The Rolling Stones, których muzyka świetnie znosi upływ czasu i - można by rzec - brzmi ponadczasowo.

Deep Purple przenoszą nas do ściśle określonej epoki. Do czasów, gdy rockowe kompozycje trzeba było rozciągać w nieskończoność, by zrobić każdemu z muzyków miejsce na obowiązkowe, często efekciarskie solowe popisy (mogliśmy więc popatrzeć na perkusistę grającego swoje solo jedną ręką) i czasów, gdy muzyk rockowy musiał pochwalić się znajomością muzyki klasycznej (te cytaty z Chopina). Bo wszystko, na co Gillana i spółkę stać dziś, to zafundowanie widzom sentymentalnej wycieczki w przeszłość.

Wszystko, na co Gillana i spółkę dziś stać, to sentymentalna podróż w czasie

Deep Purple sprawdzają się jako generator nostalgii, ale już niekoniecznie jako żywy, wciąż mający coś do powiedzenia zespół. Wygląda jednak na to, że publiczność nie ma nic przeciwko takiemu podejściu do sprawy.

Po półtoragodzinnym koncercie tłumy opuszczające Pola Marsowe były więc zadowolone.
I tylko jakiś mężczyzna w średnim wieku artykułował podniesionym głosem pretensje do muzyków. Miał im za złe, że nie zagrali... "Schodów do nieba". (ZOBACZ ZDJĘCIA Z KONCERTU)

Kto teraz powinien przyjechać na koncert do Wrocławia? Czekamy na Wasze propozycje w komentarzach pod artykułem.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska