Ano dlatego, że kibice Śląska od dawna i regularnie łamią prawo, a władze klubu "nie podejmują zdecydowanych działań mających na celu wyeliminowanie niezgodnych z prawem (...) zachowań" - czytamy w uzasadnieniu wniosku. Tymczasem z ustaleń "Gazety Wrocławskiej" wynika, że to samo można powiedzieć o policjantach.
Główny powód zagrożeń, podawany przez policję, to odpalanie rac w czasie meczu. Jest to poważne przestępstwo. Wojewoda wydał swoją decyzję w trybie superekspresowym. W ogóle nie wysłuchał tego, co ma do powiedzenia klub na swoją obronę. Wykorzystał przepis, który daje możliwość błyskawicznego działania, gdy zagrożone jest zdrowie i życie. A race na stadionie takie zagrożenie stwarzają.
Ale policja nie spieszy się ze ściganiem sprawców tych poważnych przestępstw. Wrocławscy kibice odpalać mieli race m.in. w Bełchatowie w listopadzie ubiegłego roku. Ale miejscowa policja i prokuratura - jak ustaliliśmy - nie prowadziły śledztw w tej sprawie. Choć komisja Ekstraklasy SA ukarała nasz klub, a informacje o karach są dostępne w internecie. Tak samo 1 kwietnia tego roku na meczu w Poznaniu wrocławscy kibice przemycić mieli race. I tu - pomimo kary z Ekstraklasy - policyjnego śledztwa nie ma.
O obydwu incydentach dolnośląska komenda policji dowiedziała się, dopiero przygotowując wniosek do wojewody. Wcześniej o nich nie wiedziała - na przykład od kolegów z Bełchatowa i Poznania.
- Prawdopodobnie kluby nie zawiadomiły policji o tych zdarzeniach - mówi rzecznik Komendy Wojewódzkiej Policji we Wrocławiu Paweł Petrykowski.
Tak samo tłumaczy przeszło półroczny brak reakcji wrocławskich policjantów na rzekome odpalenie hukowej petardy po meczu Śląska Wrocław z Zagłębiem Lubin w październiku ubiegłego roku. W Śląsku pamiętają, że na stadionie przy Oporowskiej - w czasie zdarzenia - był oficer policji dowodzący zabezpieczeniem.
Paweł Petrykowski utrzymuje jednak, że dowódca - nawet jak naprawdę był - to "koordynował zabezpieczenie poza stadionem". Na to, co się dzieje na trybunach, powinna reagować ochrona. Policja na stadionie może działać tylko na wezwanie organizatora imprezy.
Rzecznik Komendy Głównej Policji Mariusz Sokołowski: - Nie wiem, co widzieli i co słyszeli, albo nie, policjanci w tym konkretnym przypadku. Jeśli jednak wiedzieli, że mogło dojść do przestępstwa, to powinni byli reagować.
Komentarz - Marcin Rybak, dziennikarz
Ciekawe. Otóż 30 października ubiegłego roku po meczu na Oporowskiej coś potężnie huknęło. Delegat PZPN - niemrawej, znienawidzonej piłkarskiej centrali - zapisał w meczowym protokole swoją wersję wydarzeń. Klub szybko został ukarany przez piłkarskie władze. A policjanci? Słyszeli huk albo i nie. Ale nawet jak słyszeli, to przecież to za mało. Potrzebny był jeszcze oficjalny dokument z pieczątką i doniesieniem: "Coś potężnie huknęło"!
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?