Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Co łączy proces mamy Madzi, konklawe i szpilkostradę, czyli quo vadis świecie?

Arkadiusz Franas
fot. Paweł Relikowski
Halo, halo, tu helikopter! Mnie i pewnie części Państwa te słowa nierozerwalnie kojarzą się z postacią legendarnego radiowego komentatora sportowego Bogdana Tuszyńskiego. W ten sposób często witał się ze słuchaczami, śledzącymi kolejne etapy kolarskiego Wyścigu Pokoju.

Niestety, młodszemu pokoleniu helikopter będzie kojarzył się z procesem matki Madzi. Przyznam, że przecierałem ze zdumienia oczy, jak widziałem, że reporterzy ze śmigłowca towarzyszą furgonowi wiozącemu oskarżoną do sądu. Po co?! Mogli ją odbić? Porwać? Zresztą cały sposób relacjonowania tego procesu wprowadza mnie w zdumienie. To właściwie osobny spektakl, z którego pewnie kilka osób już niedługo będzie się doktoryzować. Teraz to już tylko czekam, aż w kolejnym dniu o poranku usłyszę następującą relację:

Właśnie poruszył się koc. Jest w zupełnie innym kolorze, którym owinięta była mała Madzia. Jej matka właśnie próbuje wstać. Naciąga majtki. Nie, nie, to nie majtki. Poprawiła tylko koszulę nocną. Czyżby dziś do sądu zamierzała pójść bez bielizny? Jednak naciąga je. Zapina stanik. Już Bartek jej nie pomoże... A podobno go tak kochała. No cóż, to już historia. Obie nogi spoczywają już na podłodze. Oskarżona przeciąga się leniwie. Tak, tak. A jednak, drapie się... no tego Państwu nie możemy powiedzieć, gdzie... Zmierza w kierunku wiaderka. Jak to o poranku. Nawet nie usiadła, tylko lekko przykucnęła. Nie widać po niej śladów zmęczenia wcześniejszymi rozprawami. O, słychać metaliczny dźwięk. Skończyła. Po twarzy widać, że dziś w sądzie będzie stwarzać problemy...

Niemożliwe? Kwestia czasu. A wydawałoby się, że mamy do czynienia z tragicznym wydarzeniem, jakich na świecie, niestety, nie brakuje, których jednak na ogół nie poddaje się takiej wiwisekcji. Notabene mającej coś z narkotycznego seansu, podczas którego próbuje nam się do głowy wtłoczyć jakieś miliony zupełnie niepotrzebnych informacji. Narkotycznego, bo sam wiem po sobie, że patrzyłem otępiałym wzrokiem w ekran telewizora i przez kilka minut nie mogłem zareagować, czyli sięgnąć po pilota. Udało się. Wyłączyłem...

Włączę, gdy za kilkanaście dni zacznie się konklawe, które w dużej części będzie relacjonować i komentować ta sama ekipa. I zaręczam Państwu, że w podobnym stylu. Czy wystartuje helikopter? Nie wiem, jak tam prawo lotnicze w Watykanie, ale czemu nie. Na pewno teraz jeszcze nie czeka nas relacja z porannego seansu z wiaderkiem, ale przy kolejnym wyborze papieża nie będę już zaskoczony. Teraz to ewentualnie wścibskim paparazzi co najwyżej kardynał kamerling, zamykając drzwi Kaplicy Sykstyńskiej, przytrzaśnie palce lub klamką walnie w nos. A klamka nie taka mała.

Zostawmy wielki świat i wróćmy na wrocławski bruk. Dosłownie. Otóż okazało się, że urzędnicy w stolicy Dolnego Śląska postanowili przeznaczyć 3 miliony złotych polskich na wybudowanie w Rynku szpilkostrady, czyli sześciometrowego pasa wokół Rynku. I tak mamy się z czego cieszyć, bo brano też pod uwagę wymianę całej nawierzchni najważniejszego placu w mieście.

Dlaczego? Bo po kostce brukowej niewygodnie się chodzi paniom w szpilkach. Może i ja jestem seksistą, trudno. Nie takie rzeczy o mnie mówiono, ale mam wrażenie, że ten pomysł mi się nie podoba. Co więcej, mam ochotę krzyczeć: skandal!!! Mówimy o jednym z największych rynków staromiejskich Europy, podobno z największym ratuszem w Polsce! To się nakrzyczałem. To może również obrzucić barankiem elewacje ratusza, bo ta stara łatwo się brudzi, a okna w gabinecie prezydenta wymienić na plastikowe. Zimą podobno prezydent marznie.

Poza tym, dlaczego tylko szpilkostrada? Jako miłośnik sandałów i klapek wszelakich, żądam osobnego, podgrzewanego pasa chodnika przez Rynek dla zwolenników odkrytego obuwia. Dlaczego zimą muszę z niego rezygnować na rzecz jakichś kamaszy? A może też warto pomyśleć o fakirach i tych, co lubią jak ich boli... Kolcostrada? Poza tym to właśnie szpilkostrada jest przejawem seksizmu. Wywyższanie jednej płci nad drugą. Bo z tego, co się orientuję, to w butach na wysokim i wąskim obcasie chodzą głównie panie. No, z wyjątkiem jednego anglisty naszego uniwersytetu, ale tej uczelni to już dam spokój. Ostatnio ma trochę inne kłopoty.

Absurd kolejny. Minister Michał Boni postanowił "pomóc" bibliotekom. Chce, by łączyć te publiczne ze szkolnymi. Jak? A tu już nie jest przekonany. Albo dzieci będą biegały po mieście, albo mieszkańcy czytelnicy przyjdą do szkoły, do której nikt poza dziećmi nie ma wstępu... Czyli, jak to z obecnym rządem bywa. Mają jakiś pomysł, nawet setki, ale dalej to już róbta co chceta.

No nie możemy mieć do niego, tego rządu, pretensji. Minister się wykazał i zmęczył stworzeniem pomysłu.
Jednym słowem tak "pomogą" bibliotekom, że ludzie już zupełnie przestaną czytać. Poza tym czytanie szkodzi, bo zmusza do myślenia, a od myślenia jest polityk, a nie obywatel. Jeszcze coś głupiego wymyśli i źle wybierze. O to chodzi? Zresztą nie będą mieli kiedy, bo obserwowanie, jak mama Madzi naciąga majtki i zbliża się do wiaderka, zajmuje dużo czasu...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska