Bruk-Bet Termalica - Śląsk 4:3. Słoniki rozdeptały obronę WKS-u

Śląsk powinien wyjść na prowadzenie już w 3 minucie - Praszelik prostopadle do Picha, ten wpada przed Tomasza Loskę, lecz jego strzał nogami broni bramkarz gospodarzy. Słowak do bramki trafił dwie minuty później. Piłkę pod bramką Termaliki odzyskał Schwarz, podał do Exposito, a ten kapitalnie obsłużył Picha, który przeskoczył obrońcę i strzałem głową otworzył wynik spotkania.

Nie minęło osiem minut meczu a tablica w Niecieczy pokazywała wynik 0:2. Praszelik do Exposito, ten po długim rogu i gol. Niestety - cofnięty przez VAR. Na powtórkach widać, że gdyby Hiszpan obciął przed meczem paznokcie u nóg, to spalonego by nie było. Trudno nie oprzeć się wrażeniu, że przy zastosowaniu w takich sytuacjach videoweryfikacji dochodzimy już do pewnego absurdu. Zresztą zniesmaczony tym wydarzeniem był też Jacek Magiera.
- Ja po obejrzeniu tej sytuacji w szatni mam inne zdanie niż arbitrzy. VAR to jedno, ale decyzje podejmuje arbiter główny. Każdy może obejrzeć tę akcję i samemu zdecydować - powiedział po meczu.

Niestety - Śląsk nie dobił rywala i "Słoniki" szybko wyrównały. Najpierw Hlousek nie miał problemu, by dograć ze skrzydła w pole karne, a tam kompletnie nikt nie krył Stefanika. Na dodatek piłka prześlizgnęła się jeszcze po ręce Szromnika. 1:1.

WKS powinien jednak schodzić na przerwę z prowadzeniem. Najpierw bowiem Mączyński uderzył w nogi Loski, a potem Stiglec zamiast do pustej bramki, trafił w słupek. Koszmar.

Dramat zaczął się po pauzie. Strata Exposito, świetne podanie do wychodzącego z własnej połowy Mešanovicia, a ten nie zmarnował sytuacji sam na sam - 1:2. Cała linia obrony Śląsk była w tej sytuacji ustawiona bardzo wysoko i nikt nie zdążył wrócić - ani Golla, ani Verdasca. Oni byli najbliżej.

W 59 minucie fatalny w skutkach błąd popełnił Golla. Wyprowadzając piłkę z własnej połowy podał do rywali, a ci rozklepali obronę wrocławian. Znów spóźniony był Verdasca, za akcją nie zdążył Lewkot. Do siatki trafił Śpiewak.

Na 25 minut przed końcem Termalica powinna zamknąć ten mecz. Dostała bowiem karnego po ewidentnym faulu Lewkota, ale Szromnik wytrzymał wojnę nerwów z Piotrem Wlazło.

Śląsk do prądu podłączył Adrian Łyszczacz, czyli zawodnik, który do tej pory u Jacka Magiery grał rolę marginalną. Ledwie dwie minuty po wejściu na boisku strzelił kontaktową bramkę, wykorzystując bystre oko i podanie Praszelika. Po trzech kolejnych minutach - wyrównał! I to strzałem marzeniem! A przecież to były dopiero jego dwie pierwsze bramki w ekstraklasie!

Sędzia Dobrynin doliczył sześć minut. Każdy tu czuł, że może zgarnąć pełną pulę. No i właśnie zaczynała się ósma minuta dodatkowego czasu, kiedy piłka wrzucił w pole karne Śląska Zeman. Spadała gdzieś na dalszym słupku, trzy kroki miał do niej Verdasca lecz.. stanął jak zaczarowany. Wyskoczył zza niego Grzybek i bez namysłu uderzył... 4:3, Termalica berze wszystko.

Niestety, ale po euforii spowodowanej meczem w Krakowie okazało się jednak, że król jest nieco nagi. Liczba błędów popełnionych przez obronę Śląska woła o pomstę do nieba. Cztery stracone gole, a do tego faul Lewkota w polu karnym, który nie pierwszy już raz w tym sezonie podłożył minę swoim kolegom. Nagle okazało się, że jeśli nie jest to Wisła, a jakaś inna drużyna, które ma podstawowe umiejętności w ofensywie, to raczej nie ma problemu, by rozłożyć wrocławską defensywę na czynniki pierwsze.

Teraz pytanie, na ile starszy cierpliwości Magierze? W Niecieczy na 15 minut przed końcem zdjął Lewkota, a wprowadził Konrada Poprawę, który był jego odkryciem w poprzednim sezonie. Dziś to chłopak, który gra głównie w rezerwach. Ale może nadchodzi czas na zmiany? Zobaczymy.