Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Boże Narodzenie pełne medytacji (ZDJĘCIA)

Anna Gabińska
Chłopcy spotkani nad rzeka zaprowadzili mnie na gore z kalprokshia.
Chłopcy spotkani nad rzeka zaprowadzili mnie na gore z kalprokshia. Anna Gabińska
Takich świąt jeszcze nie miałam. Ale nic dziwnego - nigdy przecież wcześniej nie byłam w Indiach.

Kazik leży w łóżku przy portrecie Swamiego i medytuje, Mariusz zamknięty w swoim pokoju pewnie robi to samo. Moja koleżanki z pokoju: Ewa i Gosia poszły na zakupy do sklepu aszramowego po indyjskie kremy, szampony i pasty do zębów, bo ponoć są najlepsze na świecie. Panie z pokoju obok: kolejna Ewa i Marianna pakują się, bo jutro wyruszają na dwutygodniową wycieczkę na hinduskie wyspy Andamany. Marcel z książką (ostatnio jakiś thriller po angielsku, "Maze" czy jakoś tak) jak zwykle chadza swoimi ścieżkami. Próbuje sprzedać korzystnie ziemię w Puttaparthi. Cicho w całym Polskim Domu, tylko świerszcze ćwierkają za oknami. Gekona, który poluje na ścianie za drzwiami, jeszcze nie widać. Kolibry śpią w gałęziach manganowców. Dobra, pan MariuszMaxK, jeden z uważnych czytelników tego bloga, słusznie spytał, co rośnie na manganowcach. Gdyby istniały, musiałoby rosnąc coś, co najłatwiej znaleźć w tablicy Mendelejewa. Chodziło mi o drzewo, na którym dojrzewa mango, czyli o mangowca. Ale co do kolibra to się upieram, choć może był to pojaw nienaturalny, czyli uciekinier z niewoli. Albo niekoliber.

Przed kolacją wigilijną nikt nie wyglądał pierwszej gwiazdki. Cały Dom Polski wystrojony poszedł na wieczorny darszan. Później dowiedziałyśmy się, że byli rozczarowani, bo Swami pojawił się tylko na chwilę i widać było, że niedomaga. My poszłyśmy na piechotę do aszramu prosto na kolację do stołówki zachodniej. Kolejka do niej przeszła nasze najśmielsze oczekiwania. Spędziłyśmy w niej co najmniej pół godziny. Menu bez fajerwerków: tylu chętnych, że trafiłyśmy jedynie na naleśniki z jakimiś warzywami,lecz na pewno bez curry. I ziemniaki opiekane. Siedziałyśmy przy młodej skromnej Rosjance, która musiała śpiewać w chórze. Odgadłyśmy to po białym sari i przypiętej złotej kokardce. Nie spotkałyśmy za to żadnej kobiety z Polskiego Domu.

Nic dziwnego, wszyscy już siedzieli w nim przy zapalonych świeczkach, śpiewając do akompaniamentu Mariusza kolędy. Oprócz domowników było kilkoro gości: Venkateszostwo, ale bez dzieci, irański karateka, który mieszka u nas na dole ze swoją dziewczyną o mocno zarysowanych brwiach oraz pewien Francuz o imieniu Stefan. Gosia Dziewięcka, która mieszka w pobliżu i zna się z Mariuszem całe lata, spotkała tego Stefana gdzieś w aszramie. Nie miał planów, więc przyszedł do nas. Przełamaliśmy się plackami ciapaty. Ktoś je musiał gdzieś kupić, bo miały w sobie papryczki: czerwone i zielone, a Saisuda ani Marianna takich ostrych nie robią. Kwintesencja Indii: kolorowe, ładnie pachną, ale szczypią do bólu, gdy się pogryzie. Tak jak szczypie w nos smród nad rzeką, w oczy - widok żebraków, a źle działa na ogólne samopoczucie tłok i hałas na ulicy.

Zaśpiewaliśmy "Bóg się rodzi", "W żłobie leży", "Lulajże Jezuniu" i inne, a jak skończył się nam repertuar, Gosia Dziewięcka siadła do pianina i zagrała, jak to się mówi, wiązankę tang i walców różnych. Venki i Sai o godz. 22 zaczęli ziewać, bo chodzą spać razem ze swoim kogutem. Zmrok zapada tutaj około osiemnastej. Wtedy kogut siada nad bramką na cienkiej gałęzi, chowa dziób w pióra i drzemie. Ponoć punktualnie o godz. 6 pieje po raz pierwszy. Przyznaję się: ja jeszcze nie słyszałam tego budzika.

Gdy nasi Hindusi poszli spać, to i gość z Iranu z połowicą również. Tylko Francuz ciekaw,co się jeszcze wydarzy, został. I dobrze: wysłuchał bhadżanów, odśpiewywanych na cały głos przez Mariusza do pierwszej w nocy. Wiem, że pół Polskiego Domu nie mogło później zasnąć do rana. - Muzyka wywołała tak wysoką energię - wytłumaczył rano gospodarz Kazikowi.

Dziś Sai Baba w ogóle się nie pojawił na darszanach. Podczas Wigilii nie było jakoś czasu, by dowiedzieć się, dlaczego tu Polacy przyjechali spędzać święta. - Być bliżej Swamiego - tak najkrócej można chyba ująć to, co mi już wcześniej naopowiadali. Czują się w jego towarzystwie radośnie i spokojnie jednocześnie. Ale do tego trzeba być rozbudzonym duchowo i poszukującym.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska