Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Awantura z pracownikiem nocnego klubu z Rynku o... artystyczne zdjęcie

Marcin Rybak
Marcin Rybak
Artystyczne zdjęcie pani Bożeny
Artystyczne zdjęcie pani Bożeny zdjęcie pani Bożeny
Pani Bożena (imię zmienione) chciała zrobić artystyczne zdjęcie na wrocławskim Rynku. Skończyło się awanturą z pracownikiem nocnego klubu, którego witryny miodowego koloru miały być tłem dla artystycznej fotografii. - Szarpał mnie za obiektyw był bardzo agresywny – opowiada pani fotograf. - Uszkodził obiektyw wart 1900 złotych. - Ta pani kłamie – mówi mężczyzna z klubu. - Chce wyłudzić pieniądze za aparat. Nawet ręki na nią nie podniosłem. Jest nagranie. Widać, jak było – dodaje. Dochodzenie w tej sprawie prowadzi policja.

Nocny klub go go istnieje od kilku miesięcy. Działa na tej samej ścianie Rynku co Coctail Bar Witaminka i Pizza Hut. Na drzwiach widnieje informacja, że wewnątrz odbywa się impreza zamknięta, a wstęp jest możliwy tylko po okazaniu zaproszenia. Skąd zaproszenia? Rozdają je panie krążące po Rynku i namawiające do wejścia przechodniów. Tak przynajmniej wynika z naszych informacji. Być może to część tej samej grupy biznesowej, która kontroluje inne podobne tego typu miejsca w centrum Wrocławia. Kiedyś działające pod marką „Cocomo”. Choć mężczyzna z klubu twierdzi, że to nieprawda.

Do zdarzenia doszło 15 marca wczesnym popołudniem. - Wiele jest w mojej fotografii odbić w szybach i kałużach, światłocieni, zarysów sylwetek ludzi – opowiada pani Bożena. - Gruba kotara w kolorze miodowym byłaby dobrym tłem dla przesuwających się w tyle postaci – dodaje. Skierowała obiektyw swojego aparatu w stronę nieszczęsnej witryny z kotarą. Nie widziała napisu o „zamkniętej imprezie”.

Tu zaczynają się różnice zdań. Pani Bożena opowiada, że mężczyzna był bardzo agresywny. Szarpał za obiektyw, który odpadł od aparatu i upadł na ziemię. Równocześnie krzyczał, że tu nie wolno robić zdjęć. Gdy powiedziała, że zadzwoni na policję zaczął się śmiać.

Pracownik klubu nie chciał się nam przedstawić. Przekonuje, że było zupełnie inaczej, a dowodem jest nagranie z klubowego monitoringu, które zabrała z jego lokalu policja. - Ja nie dotknąłem tej pani. Ona nakłamała. Poinformowałem ją, że tu nie ma możliwości robienia zdjęć. Ta pani próbowała wyłudzić pieniądze za aparat – mówi.

- Chwycił pan za obiektyw? - dopytujemy.

- Nie. Złapałem za aparat – przekonuje mężczyzna. Na pytanie, czy obiektyw spadł odpowiada, że właścicielka aparatu „zniknęła na kilka minut”. Powtarza, że on niczego nie uszkodził, „pani nakłamała” i próbowała wyłudzić jakieś pieniądze.

Policja dostała zgłoszenie o incydencie. Najpierw bezpośrednio po zdarzeniu pani Bożena wezwała policję. Przyjechał patrol – mówi Paweł Petrykowski rzecznik dolnośląskiej policji. Funkcjonariusze przejrzeli klubowy monitoring. Zdaniem rzecznika „monitoring nie wskazał jednoznacznie sytuacji, w której pracownik dopuścił się zniszczenia mienia”. Jednak wszczęte zostało dochodzenie i rzecz cała zostanie wyjaśniona. Pani Bożena jest zła na policję, że trwa to dość długo, bo od zdarzenia minęło już sporo czasu, a policja nie zabezpieczyła nagrań z miejskiego monitoringu, który pokazuje wszystko, co dzieje się na Rynku.

Mówi, że gdy zgłaszała zawiadomienie o przestępstwie, funkcjonariusz przeczytał jej fragment notatki policjanta z patrolu, który pojawił się na Rynku 45 minut po zajściu. Było w niej napisane, co widział na nagraniu klubowego monitoringu. Z notatki wynika, że na nagraniu widać kobietę z aparatem oraz podchodzącego do niej mężczyznę. Kobieta miała zasłonić ręką obiektyw, który chwilę potem odrywa się i upada na ziemię.

- Nikt nie ma prawa dotykać mnie ani mojej własności – komentuje pani Bożena.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska