Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Adam Pawlukiewicz z Pentagon Research: Śląsk Wrocław to wciąż marka, ale ktoś musi tam mocno posprzątać

Jakub Guder
- Sukces Śląska z 2012 roku przerósł klub. Po nic powinny pojawić się inwestycje, a pojawiły się długi - mówi Adam Pawlukiewicz
- Sukces Śląska z 2012 roku przerósł klub. Po nic powinny pojawić się inwestycje, a pojawiły się długi - mówi Adam Pawlukiewicz fot. Andrzej Banaś
Z Adamem Pawlukiewiczem z Pentagon Research rozmawialiśmy o prezesach Śląska, sytuacji wrocławskiego klubu oraz o tym, jak najlepiej go sprzedać i ile trzeba zainwestować w tę drużynę.

Śląsk jest tuż nad strefą spadkową. W klubie pojawił się kolejny nowy prezes. Ostatni mecz na trybunach oglądało 4 tys. osób. Można jeszcze podnieść ten klub?
Śląsk Wrocław to cały czas jest marka, która ma bardzo duże szanse, żeby zaistnieć na rynku europejskim. W tym klubie wszystko jest gotowe, by to dobrze funkcjonowało. Mamy dobry stadion, duże miasto, autostrady, lotnisko. Nie mamy się czego wstydzić, jeśli chodzi o infrastrukturę. Na zewnątrz Wrocław też był przez ostatnie lata dobrze reprezentowany. To wszystko buduje Śląsk jako klub, w który można fajnie zainwestować. Niestety – miasto nie potrafi zagospodarować ludzi, którzy są kompetentni w konkretnych obszarach. Powiedziałbym, że żongluje menadżerami. Widać to na przykładzie prezesów Śląska. Ktoś, kto był kompetentny w jednej spółce miejskiej, rzucony jest potem do Śląska, w którym przewagę budują niekonieczni te kompetencje, ale przede wszystkim kontakty. Miasto nie ma wykształconej kadry. Przychodzą ludzie, dla których wszystko jest nowością. A wyczucie sytuacji jest bardzo trudne. Wielu się na tym przejechało.Tak było do tej pory od kiedy miasto przejęło klub – każdy chciał podejmował decyzję, ale najczęściej nie byli to nawet prezesi.
To był dramat. Miasto, jako właściciel klubu, powinno sobie na tym rynku zbudować takie zaplecze, które byłoby cwane – w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Ono powinno na przykład wyprzedzać w transferach inne kluby polskie, ale też na przykład czeskie, czy zająć się budową akademii. Wszyscy kochamy Tadeusza Pawłowskiego. Ja też go bardzo lubię. To legenda i idealny ambasador Akademii Śląska Wrocław, ale nie jej koordynator. Na tym stanowisku powinien być menadżer, który w ostatnim czasie skończył studia na AWF-ie na odpowiednim kierunku. Myślę, że miasto boi się tego wszystkiego. Było już wiele podejść do Śląska prywatnych inwestorów – byli Chińczycy, Niemcy, Japończycy. Zresztą uważam, że w tym ostatnim przypadku było naprawdę blisko.

To nie jest tak, że z jednej strony sukces z 2012 roku przerósł Śląsk, a z drugiej – nie został wykorzystany?
Ten sukces bardzo wyprzedził Śląsk. Za sukcesem powinny pójść logiczne inwestycje.

A w Śląsku za sukcesem poszły wtedy długi, które zostały do dzisiaj.
Długi, gwiazdorskie kontrakty, a klub marketingowo nie był na poziomie tego mistrzostwa Polski. Ci prezesi, którzy przychodzili do Śląska, byli kompetentni na swoich poprzednich posadach, ale w klubie piłkarskim zderzyli się z nowym środowiskiem i natłokiem obowiązków. Nie byli w stanie tego ogarnąć. Bardzo dobre podejście mieliśmy, gdy Śląskiem sterował duet Żelem-Drabczyk. Tam brakowało jednak kogoś, kto byłby frontmanem. Człowieka, którego poważaliby kibice. Prezesa z krwi i kości.

Paweł Żelem faktycznie zmniejszył wydatki klubu, ale kompletnie się chował przed światem. Nie potrafił się sprzedać.
W każdej firmie potrzebni są ludzie do konkretnych rzeczy. Niezbędny jest lider biznesu, który buduje wartość organizacji – tak jak w Legii był Bogusław Leśnodorski, a w Lechu jest teraz Piotr Rutkowski. Tak zwane lwy. Wysoko w organizacji powinien być jednak też ktoś taki, jak Żelem, chociaż niekoniecznie na stanowisku głównego prezesa, ale powiedzmy wiceprezesa do spraw finansowo-organizacyjnych. Z wrocławskim środowiskiem zderzył się natomiast Marek Drabczyk.

Wiele sobie po nim obiecywaliśmy.
Nie sprawdził się jednak. To był pozytywny człowiek, ale nie wykonał zadania.

A Marcin Przychodny?
Zacznijmy od tego, że moim zdaniem bardzo dobrze poprowadził organizację The World Games. Mianując go jednak prezesem Śląska rzucono go do świata, w którym są ludzie bardziej i mniej uczciwi. On ma dużą wiedzę w kwestii organizacji i finansów, ale brakuje mu wiedzy merytorycznej jeśli chodzi o futbol. Inni prezesi klubów ekstraklasy zastanawiali się pewnie, z którego miasta przyjechał. Zrobiono trochę krzywdę Marcinowi Przychodnemu.
II CZĘŚĆ WYWIADU -->> KLIKNIJ TUTAJ, ABY PRZECZYTAĆ
Teraz został szefem Stadionu Wrocław, co lepiej odpowiada jego kompetencjom. Pytanie tylko – czy nie ma w tym konfliktu interesów, bo przed chwilą, jeszcze jako prezes Śląska, negocjował nową umowę ze stadionem. Nie ocenami tego. Głośno się tylko zastanawiam, bo widziałem takie komentarze wśród kibiców na waszej stronie internetowej.
Jestem kibicem Śląska. Jak tylko mogę, to chodzę na mecze i myślę, że być może potrzeba jest jakaś miotła. Osoba, która wejdzie w to środowisko i mocno wszystko posprząta – zaczynając od kateringu, poprzez kwestie kibiców, aż do spraw sportowych. To wszystko musi mieć ręce i nogi, bo jak ktoś znów będzie zainteresowany kupnem Śląska, to musi wiedzieć, za co płaci.

Ile pieniędzy potrzebuje teraz Śląsk?
Żeby to wszystko ułożyć, zbudować akademię, włączyć się do walki o mistrzostwo, to potencjalny inwestor musi mieć zabezpieczone ok. 300 mln zł na kilka lat.

To bardzo dużo biorąc pod uwagę to, ile miasto oczekiwało od Grzegorza Ślaka.
Mam doświadczenie współpracy z klubami Bundesligi czy organizowaniem meczów Barcelony, ale też pracowałem przy mistrzostwach świata i powiem, że jeśli ktoś miałby na Śląsk tylko 100 mln zł, to poważnie zastanowiłbym się, czy to jest odpowiednia osoba. To musi być postać, która jest pewna w biznesie i chce pomóc wypromować u nas piłkę nożną, bo ta promocja na Dolnym Śląsku jest fatalna. Wrocław ma ogromny potencjał kibicowski – 700 tys. mieszkańców, do tego rozwijające się okoliczne miasteczka i 150 tys. Ukraińców, którzy też chcieliby obejrzeć dobry mecz. Piotr Waśniewski zderzy się z olbrzymimi problemami. WKS jest organizacją, która w kilku elementach funkcjonuje bardzo dobrze, ale jest też jak ranny koń. Te rany trzeba zasklepić, bo przez nie nie można dalej jechać na tym koniu.

Jak sprzedać Śląsk?
Może miasto powinno zorganizować grupę ekspertów, która jeździłaby po świecie i próbowała sprzedać klub. Nawet jeśli praca tej grupy pochłonie milion zł rocznie, to jeśli nowy właściciel zainwestuje w klub powiedzmy 50 mln zł na sezon, to jest to super inwestycja.

Problemem są warunki, jakie miasto stawiało na przykład Grzegorzowi Ślakowi – złota akcja, czy możliwość odkupienia klubu w przypadku spadku, to nie są korzystne warunki dla kogoś, kto ma wyłożyć rocznie kilkadziesiąt milionów złotych na drużynę piłkarską i jest jej właścicielem.
Jeśli miasto pozyska partnera, który przez trzy lata zainwestuje w klub powiedzmy 120 mln zł, a do tego niech będzie kolejne 40 mln zł na akademię, to on musi działać samodzielnie. Biznes działa najlepiej, gdy nie jest kontrolowany w taki sposób. Takie zapisy - powiedzmy o złotej akcji - to błąd. Nabywca musi mieć wolną rękę w zamian za deklaracje bankowe na określoną kwotę.

Jak dobrze znasz historię i współczesność Stadionu Olimpijskiego? [QUIZ]

Dołącz do wydarzenia na Facebooku i obserwuj plebiscyt na bieżąco
->> KLIKNIJ W PONIŻSZE ZDJĘCIE:

Jeśli nie pamiętacie tych piłkarzy to... nic dziwnego. Oto 20 piłkarzy, którzy w ostatniej dekadzie pojawili się w Śląsku Wrocław, ale okazali się transferowymi pomyłkami. Zobaczcie nasz subiektywny ranking najgorszych transferów WKS-u w ciągu ostatnich 10 lat. DO KOLEJNYCH PIŁKARZY PRZEJDŹ ZA POMOCĄ STRZAŁEK

Najgorsze transfery Śląska Wrocław w ostatniej dekadzie [TOP 20]

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska