Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Żużel. Toromistrz Jan Choroś – człowiek, który nakaz roszenia ma ukryty w nazwisku

Wojciech Koerber
Jan Choroś i jego cacko - prezent od sponsora klubu, Chemeko System. Stary sprzęt zarekwirował konserwator zabytków...
Jan Choroś i jego cacko - prezent od sponsora klubu, Chemeko System. Stary sprzęt zarekwirował konserwator zabytków... wts
Proszę pana, najważniejszym składnikiem jest woda. Bez wody nie ma życia i nie ma jazdy – wykłada nam znany wrocławski toromistrz. Nawet nie próbujemy polemizować. Nakaz roszenia ma bowiem ukryty w nazwisku: Cho-roś!

W ubiegłym roku Jan Choroś obchodził 25-lecie pracy w roli toromistrza. Chociaż wielkiego polewania nie było. Ot, stuknęło i tyle.

- Motocykle kochałem od dziecka, a w tę profesję toromistrza wprowadził mnie kolega, Tadziu Nowak, który najpierw sam jeździł, a potem został działaczem. Uprawnienia zdobyłem w 1989 roku, kiedy pracę trenera kończył Stanisław Sochacki, a zaczynał Henryk Żyto.

To kto kogo uczył zawodu toromistrza? Trenerzy Chorosia czy odwrotnie?

- Mnie to pokazał Henio Żyto, ale po miesiącu poszedłem swoim torem, swoim tokiem myślenia. I wyszło dobrze – uśmiecha się mistrz. - A później przyszedł pan Nieścieruk – dodaje.

Oj, za Nieścieruka musiało być duuużo pracy. Tzn. dużo polewania – zaczepiamy. - No tak, trener lubił przyczepne, namaczane tory. Później były one tylko dociskane tak, jak chcieli zawodnicy. Takie były czasy, robiło się dobrze dla naszych – wyjaśnia Choroś. Sławomir Drabik zwykł mawiać o takich nawierzchniach, że z toru wystają tylko kaski.

A gdy nastała era Marka Cieślaka, to zaczęła się wojna o kierownicę ciągnika? - Z Markiem byliśmy dobrymi kolegami i do dziś jesteśmy. Nie raz przerabialiśmy tor przed zawodami, a jak Marek się nudził, tośmy razem to robili. No a teraz jest Piotrek Baron, bardzo w porządku człowiek, wysoko go cenię – wylicza... szef teamu, lat 64. Bo dziś, podczas zawodów, równają też (do ojca) dwaj synowie: Hubert (25 lat) i Grzegorz (32).

- Synowie jeżdżą traktorami, a ja jeżdżę polewarką. Kiedyś robiłem tylko ja z Hubkiem. Najpierw obaj jeździliśmy ciągnikami, potem on robił jeszcze kółko wkoło, kończąc równanie, a ja wskakiwałem w polewarkę. Później weszły jednak przepisy, że każdy jeden sprzęt musi być obsadzony innym człowiekiem. I znalazła się praca dla dwóch synów. No, ja tam może przy bandzie lepiej to jeszcze zrobię, ale chłopaki też mają wyczucie – zaznacza senior. A czy jakieś warzywka w życiu uprawia?

- Oczywiście! Mamy koło domu i truskawki, i drzewka owocowe, ziemniaki, pomidory, fasolę... Ale polewam wodą z kranu. Toromistrz jak najbardziej musi się znać na uprawie roli, to się wiąże jedno z drugim. Nie można być człowiekiem, który spadł z Księżyca. A najważniejszym składnikiem toru jest woda. Wiadomo, że materiał może być różny: glinka, granit czy sjenit, ale kluczowa jest woda. Bez niej nie ma życia i nie ma jazdy na torze. Kurzy się i ślizga – zaznacza Choroś. Od pewnego czasu nie musi już z zazdrością zerkać na błyszczący sprzęt w Lesznie, gdzie na roli znają się wybornie, czy w Toruniu. Firma Chemeko-System, nowy sponsor Wrocławskiego Towarzystwa Sportowego, wsparła klub nie tylko żywą gotówką, ale i nowiutkim sprzętem.

- No, sponsor zainwestował w nowy, drogi i niezawodny sprzęt. Scania jest wspaniała, spod igły. Stare polewaczki miały i po trzydzieści kilka lat – mówi Choroś, na co dzień także pracownik Chemeko-System. A stary sprzęt? Podobno zajął go konserwator zabytków...

Trzeba jeszcze zaprzeczyć pewnej spiskowej teorii. Otóż część kibiców pamięta, jak to sędzia nakazywał raz we Wrocławiu opuszczenie przez polewaczkę toru, tymczasem mistrz, nic sobie z nawoływań spikera nie robiąc, wciąż polewał. Jak w transie. Bo dyrektywy z parkingu były inne? - Nic z tych rzeczy. Ja tego celowo nie robiłem. Gdy się dowiedziałem o rozkazie sędziego, to zjechałem od razu, wcześniej nie byłem po prostu świadomy. Szyby zamknięte, ludzie klaszczą, nie wszystko słychać w kabinie – usprawiedliwia się mistrz. Wierzymy!

- Jakie tory lubię? Może nie aż tak przyczepne, ale takie do jazdy. Widowiskowe i bezpieczne zarazem. Takie, które pomogą wygrać, nie zapominając o bezpieczeństwie – tłumaczy. A czemu ta paskudna orbita nie chce we Wrocławiu nieść? To świadomy zabieg, czy przeszkadza „półka” w okolicach środka, zły profil łuków? - Tak jest zwłaszcza ten drugi łuk skonstruowany. Jeśli pojedziesz szerzej, to trafiasz na sypką nawierzchnię, koło przekręca i się zakopujesz – mówi, lecz czujemy, że pełnej receptury zdradzić nie chce. A przeniesienie startu pod wieżę, pod trybunę wschodnią? Czy to może być atut gospodarzy? - Dojazd do łuku, jeśli chodzi o odległość, będzie taki sam. A czy ta zmiana w czymś pomoże? Hmm, stary start był bardziej twardy, lejący. A teraz? Zobaczymy. Chłopaki nie narzekają – mówi Choroś. Gdy chodzi o ulubieńców, wymienia Piotra Świderskiego, Tomasza Jędrzejaka, Macieja Janowskiego. - I bardzo cenię młodych, jeżdżących odważnie, ryzykancko, mimo że umiejętności i myślenie jeszcze nie to – dodaje.

Choć syn Hubert, jak mówi tata, też przy układaniu toru czuje bluesa, to z ulubionej profesji ani myśli się senior Choroś wycofywać. Zatem roś, Panie Janek, roś! Bez wody nie ma żużla. A jak wody za dużo, to... też nie ma.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska