Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zalety parlamentaryzmu wirtualnego

Andrzej Górny
Brunon T. chciał dokonać zbrodni potwornej, ale postępował na wzór socjalistycznej gospodarki planowej, która, jak wiadomo, nie wypaliła.

Jedni pękają ze śmiechu, ale są i tacy, którzy ronią łzy przerażenia, bo co by było gdyby jednak…? Pojawiają się postulaty, aby Sejm ogrodzić, straże uczulić i uzbroić, agentów ochronnych pomnożyć. Chciałem zaproponować ponadto pola minowe, zasieki z drutu kolczastego i gniazda ckmów.

Jest i prostsze wyjście - przenieść obrady Sejmu do internetu. W mieszkaniu każdego posła ustawić mównicę (na wypadek gdyby go sparło na gadkę), w rękę dać mu pilota, i wio! Nawet jeśli co drugi będzie podczas sesji czytał gazety i słał esemesy, toć przecież nic innego teraz na posiedzeniach nie robią. Opustoszały gmach przerobić na teatr, najlepiej absurdu, co by się ładnie komponowało z historią tego miejsca. Aha, Senat oczywiście zlikwidować, jak obiecują od lat wszystkie partie. Pierwszy w Układzie Słonecznym parlament wirtualny - świat zatrzęsie się z zazdrości. A jaki poziom bezpieczeństwa - już nie da się za jednym zamachem (sic!) ubić większej liczby VIP-ów.

Gdy mowa o bezpieczeństwie, wypada wspomnieć o agencie Tomku, który tej kwestii poświęcił półćwierci życia, śledząc i prowokując, a ciężki to kawałek chleba, jeśli wszystkie obiekty były tak płaczliwe jak ostatnia jego ofiara. Toteż chłopina musiał się odprężyć, pozując do zdjęcia obok sakwojaża pełnego paczek banknotów. A i te służbowe porsche i jaguary szczęścia mu nie przyniosły, skoro wylądował tam, gdzie obecnie. Znam dwie panie pełne zachwytu, że Tomek podobny do Rudolfa Valentino, a tylko jedną, która grymasi, że jego uroda bardziej buraczano-ziemniaczana. W każdym razie u kobiet ma wciąż branie. Warto go wysłać do Brukseli - Frau Angeli może i nie usidli, ale niech popracuje, by eurodeputowane przyznały nam kasę o kilka miliardów większą.

Prezes Piechociński też niby kawał chłopa (sic!), ale charakter ma niezdecydowany jak dziewica, co to i chciałaby, i boi się. Tak się zaklinał, że nie chce być wicepremierem ani ministrem, że doszedłem do wniosku, iż oba te zaszczyty przyjmie z pocałowaniem ręki. Niestety, nie zdążyłem obstawić tej wersji u bukmachera. Teraz opowiada o swym ciężkim dzieciństwie, cierpiał z powodu wielkiej głowy, długich uszu i czegoś tam jeszcze. Eksperci zachodzą w głowę, po co mu te lamenty potrzebne, ale jeszcze nic nie wymyślili. Ale że taki cwaniak niczego nie robi bez celu, prawda kiedyś wyjdzie na jaw.

Innych obsmarowałem, pora wyznać i własne winy. Tak, w poprzednim felietonie pomyliłem Opanię z Gajosem. To ten pierwszy, a nie drugi odmówił zagrania w filmie roli Lecha Kaczyńskiego. Niedawno wytknąłem pewnemu politykowi, iż Kiemliczowi z "Potopu" przypisał czterech synów, zamiast prawidłowych dwóch. Może los się na mnie mści? Już mi tego Gajosa red. Malak, a może i kilku innych pryncypialnych kolegów nie darują. Aliści powiadam wam - nie śmiej się dziadku z cudzego przypadku.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska