Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Z polskiego na nasze - Osobliwości naszego charakteru

Andrzej Górny
Polskapresse
W wieku niedojrzałym przekonany byłem, iż pochodzę z narodu wybitnego, honorowego, walecznego itp.; ciągnąć listę zalet można w nieskończoność. Tak mnie ukształtowały patriotyczne lektury oraz rodzinne sagi sięgające powstania warszawskiego, a nawet powstań śląskich (dom moich przodków w pobliżu Katowic niemieckie bojówki obrzucały granatami).

Tej błogiej świadomości nie zakłócała ani spora ilość alkoholików i awanturników w okolicy, ani to, że w szkolnej szatni zdarzały się kradzieże, ani owocująca czasem krwawo, wrogość między poszczególnymi dzielnicami, a nawet ulicami Wrocławia. Nieciekawej prawdy lepiej nie zauważać lub ją umniejszać; nawet częsta kiedyś forma rabunku na zasadzie "kup pan cegłę" trafiła do filmu "Ewa chce spać" w złagodzonej, prawie lirycznej wersji.

Z czasem bulwersujących plam na nieskazitelnym obrazie narodu przybywało. W opracowaniu dotyczącym Warszawy w latach hitlerowskiej okupacji wyczytałem, że liczba donosów wysyłanych do gestapo i policji szła co miesiąc w tysiące. Polacy Polaków "nadawali" wrogowi, dla korzyści, z zawiści, z czystej złośliwości? Władze podziemne tworzyły w urzędach pocztowych komórki do wyłapywania donosów i niszczenia ich. Wątek ten pojawia się w serialu "Polskie drogi", ale chyba mało kto zastanawiał się nad jego implikacjami.

W Niemczech spotykałem Polaków, którzy pod pozorem załatwienia pracy, naciągali rodaków na kilkusetmarkowe "zaliczki". Poznałem też dwóch przyjaciół, którzy administrowali kamienicą niemieckiego właściciela. Ściągali opłaty, wykonywali drobne naprawy. Po miesiącach współpracy jeden ze wspólników złożył szefowi ofertę, aby ten zwolnił jego kumpla. Podjął się sam wykonywać całą pracę za dwóch, za niewielką podwyżkę; właściciel i tak zyska. Zwolniony dowiedział się o krętactwie i wielka przyjaźń skończyła się ciężkim mordobiciem.

Znajomego mieszkającego w Austrii wezwano na policję i pokazano donosy oskarżające go o przekręty. - Mamy tu różne grupy napływowe: turecką, rosyjską, wietnamską - powiedział urzędnik. - Trudno do nich przeniknąć, są hermetyczne i lojalne wobec swoich. - Tylko wy, Polacy, kapujecie na siebie nawzajem. - Niech mi pan powie, dlaczego tak się nienawidzicie? - dopytywał się gliniarz. No właśnie, też chciałbym wiedzieć. Do tych dywagacji skłoniły mnie głosy potępiające prof. Bartoszewskiego za wypowiedź, że podczas okupacji miał powody bardziej niż niemieckiego żołnierza bać się polskiego sąsiada. Teraz się musi tłumaczyć, że to jego osobiste odczucia sprzed 70 lat.

W Niemczech spotkałem Polaków, którzy pod pozorem załatwienia pracy, naciągali rodaków na kilkusetmarkowe zaliczki

Moje obserwacje pochodzą sprzed lat 20, może też już nieaktualne? Istniał kiedyś problem - słoń a sprawa polska. Najpierw dotyczył odzyskania niepodległości, potem tłumaczono, abyśmy zarozumiale nie uważali swego kraju za małego słonia, a co najwyżej za sporą mysz. Idąc tym tropem, dobrze by było przyjąć do wiadomości, że wśród nas nie sami tylko Skrzetuscy i Emilie Plater, ale trafiają się też łachudry.

Na pytanie o program partii (socjalistycznej) Piłsudski odrzekł: - Najprostszy. Bić kurwy i złodziei, panie hrabio! Ta wizja, niestety, się nie sprawdziła. Hrabiów nam wojna i komuna przetrzebiły, pozostałe gatunki miewają się wciąż nieźle.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska