Wprawdzie w sprawie ACTA szef rządu zmienił zdanie wskutek swej lawinowo rosnącej wiedzy o problemie, ale to przecież tylko marginesik, dotyczący marnych kilku milionów internautów.
Stadionowe, autostradowe, receptowo-apteczne i emerytalne zawirowania to również drobiazgi niewarte wzmianki, bo ważny jest całokształt. Ten zaś wskazuje, twierdzi premier, że Polska mieści się w pierwszej szóstce głównych krajów UE. Kto ten ranking ustalał i jaką punktację stosował, jeszcze do mnie nie dotarło. Jeśli dotrze, nie jestem pewien, czy zrozumiem, a jeśli nawet zrozumiem, to wątpię, że w to uwierzę.
Już prawie 40 lat temu towarzysz Edward Gierek w przemówieniach entuzjazmował się naszym czołowym miejscem w Europie. Nie pamiętam tylko, czy zajmowaliśmy miejsce siódme czy dziesiąte i czy uczeni statystycy liczyli to w tonach wyprodukowanej stali, w wydobyciu węgla albo w cenach lokomotyw. Ciekawe, czy za kolejne 40 lat ktoś będzie pamiętał o przewagach obecnego wybitnego rządu. Którego notowania mają zresztą ostatnio tendencję spadkową; ufa mu coraz mniej Polaków.
Niektórzy znawcy sceny politycznej zarzucają Donaldowi Tuskowi, że zamiast poważnie zająć się rozwiązywaniem najbardziej palących krajowych problemów, ekshumował Wałęsowe hasło o targaniu po szczękach i zafundował swoim towarzyszom czystkę, aby mu który nie podskoczył, ze szczególnym uwzględnieniem Grzegorza Schetyny. Toteż rząd uformował przeważnie z miernych, ale wiernych, którzy niewiele potrafią, poza parciem na stołek ministerialny, za który gotowi są zapłacić nawet własnym ośmieszeniem.
Kilka dni temu przybył do mnie z wizytą stary kumpel, który zdecydował się zmienić miejsce zamieszkania na Wyspy Brytyjskie. Siedzi tam ledwie niecały rok, a już się od rodzimych klimatów zdążył odzwyczaić i wiele rzeczy go tu dziwi. Szczególnie biurokracja, trzy do pięciu razy bardziej uciążliwa od angielskiej. Tam, mimo że specjalnie obrotny nie jest i język zna powierzchownie, pozałatwiał sobie od ręki wszelkie niezbędne formalności, łącznie z zarejestrowaniem firmy. Tak się ucieszył, że nawet dał się namówić znajomym tubylcom na spróbowanie budzącego powszechny postrach szkockiego przysmaku haggis. - Nic takiego - bagatelizuje - dość podobne do kaszanki.
U nas co i rusz dostrzega nonsensy typu kwiatek do kożucha. Np. w toalecie centrum handlowego w jednym z dolnośląskich miasteczek funkcjonariuszka klozetowa wręczyła mu dwie papierowe chusteczki do nosa, z przeproszeniem, że papier toaletowy "wyszedł". W charakterze rekompensaty podsunęła mu talerzyk z cukierkami, namawiając, by się częstował ową służbową słodyczą. Żaden kabaret by tego nie wymyślił.
W innym supersamie agent ochrony pilnie go śledził, jak przy kasie pakował zakupy i płacił. Po chwili go zatrzymał groźnym pytaniem: - Alkohol, OCZYWIŚCIE, jest? - Jest. - Proszę o rachunek.
Po drobiazgowym sprawdzeniu strażnik coś mruknął i władczym skinieniem dłoni pozwolił odejść. - A przecież widział, że płacę. I dlaczego ten alkohol był tak oczywisty? Przecież nie wyglądam na menela? - żalił się poniewczasie urażony przyjaciel.
Pojęcia nie mam, o co tu się obrażać. Polak to brzmi dumnie, dlaczego więc tak łatwo się on przyzwyczaja do jakichś angielskich fanaberii?
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?