Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wrocławska Unia Akademicka - w istocie projekt polityczny?

prof. Leszek Pacholski
Marek Grotowski
W lutym 2010 roku rektorzy pięciu uczelni wrocławskich: Akademii Medycznej, Akademii Wychowania Fizycznego, Uniwersytetu Ekonomicznego, Uniwersytetu Przyrodniczego oraz Uniwersytetu Wrocławskiego wystąpili z inicjatywą powołania Wrocławskiej Unii Akademickiej - superuczelni zrzeszającej wszystkie uczelnie wrocławskie.

Później do inicjatywy przystąpiły Akademia Muzyczna oraz Akademia Sztuk Pięknych. Jesienią 2010 roku w zabytkowej sali wrocławskiego ratusza, w obecności prezydenta Dutkiewicza i wielu gości, przedstawiciele siedmiu uczelni podpisali umowę o utworzeniu Unii. Wiosną 2011 r. sprawa powołania Unii była przedmiotem obrad senatów. Senat Uniwersytetu Wrocławskiego nie zajął jasnego stanowiska i wydawało się, że oznacza to, przynajmniej na kilka lat, koniec inicjatywy. Prace nad powołaniem Unii jednak trwają.

Największe wątpliwości budzą deklarowane cele Unii oraz sposoby przygotowania inicjatywy. Jedno i drugie w zasadzie sprowadza się do tego samego: projekt Unii jest projektem politycznym, obliczonym na efekt propagandowy, a nie projektem o charakterze organizacyjnym, którego celem jest rozwiązanie ważnych problemów i wsparcie dla gospodarki.

W moim przekonaniu uczelnie to instytucje świadczące usługi na rzecz społeczeństwa, a w szczególności kształcące kadry dla gospodarki, kultury, administracji publicznej oraz rozwijające wiedzę i technologię, a także dostarczające wiedzy eksperckiej gospodarce, politykom i organizacjom pozarządowym.

Uczelnie są finansowane z pieniędzy publicznych, czyli z naszych podatków. To powinno zobowiązywać co najmniej do deklaracji, że wypełnianie zobowiązań wobec społeczeństwa jest jednym z naszych ważniejszych zadań. Wśród 22 postulatów, sformułowanych przez inicjatorów Unii, wszystkie dotyczą wewnętrznych problemów uczelni. A spraw publicznych, które powinny leżeć w zakresie zainteresowań rektorów, jest wiele: bezrobocie absolwentów szkół wyższych, ich niskie zarobki oraz niski poziom badań, a w konsekwencji mała innowacyjność polskiej gospodarki.

Przy odrobinie życzliwości można uznać, że deklarowanym celem powstania Unii jest utworzenie Wielkiego Uniwersytetu. Nie tylko liczbą pracowników i studentów, ale także wielkiego przez duże W. Ja też mogę śnić o Oxfordach i Harvardach, ale musimy odróżnić sny od marzeń, a tym bardziej od planów. Mały uniwersytet też może być doskonały. W małym łatwiej zadbać o jakość, a to jakość, a nie rozmiar decyduje o doskonałości. Maleńki Harvey Mudd College w Claremont w Kalifornii kształci około 750 studentów. Czyli około 180 na jednym roku.

Z tej małej grupy 40 proc. rocznie wybiera się na studia doktoranckie do prestiżowych uczelni, studenci zgłaszają rocznie od 8 do 12 patentów i publikują 40 prac w uznanych wydawnictwach. Harvey Mudd to szkoła elitarna, do której trafiają najlepsi. Szkoła, która nie kształci elit, też może być doskonała. W końcu nie każdy ma talent i ambicje, żeby być odkrywcą. 300 km na północ od Claremont, w San Jose, kształci się mniej uzdolniona młodzież, która dzięki programom studiów i metodom nauczania dostosowanym do jej możliwości zdobywa atrakcyjną pracę. Ma-ło kto wie, że 80 proc. programistów w Dolinie Krzemowej to absolwenci takich szkół. My chcemy mieć jeden, wielki uniwersytet dla całego regionu. Jaki? Taki jak Oxford, szkoła w Claremont, czy taki jak ta w San Jose? Trudno w jednym miejscu dobrze kształcić mniej ambitną młodzież i dawać możliwości pełnego rozwoju najzdolniejszym.

W San Francisco, na terenach portowych zniszczonych przez trzęsienie ziemi, powstaje nowy kampus Uniwersytetu Kalifornijskiego w San Francisco (UCSF). Budynki uniwersyteckie zajmą niecałe 20 proc. dawnych terenów przemysłowych. Reszta została przeznaczona dla firm gotowych zbudować tam swoje laboratoria. Mimo kryzysu ekonomicznego, po niecałych czterech latach cały teren został wynajęty. Czołowe firmy z całego świata chciały mieć za sąsiada mały uniwersytet medyczny. Oczywiście UCSF jest w pierwszej setce Rankingu Szanghajskiego i drugi lub trzeci w klasyfikacji wydziałów medycznych na świecie. Ma jednak niewielu studentów i można byłoby uznać, że to tylko wydział lekarski prawdziwego uniwersytetu.

Uczelnie, które wymieniam, powstały i są zarządzane zgodnie z zasadami ekonomii, zdrowego rozsądku i odpowiedzialności za decyzje. Kibicowałem powoływaniu instytucji akademickich oraz realizacji programów modernizacyjnych w kilku krajach. Zawsze pierwszym krokiem było przygotowanie dokumentu opisującego stan obecny, wskazującego wady, które chce się wyeliminować, cel, do którego się dąży, metody jego osiągnięcia, koszty, zagrożenia i tak dalej. Takiego dokumentu członkowie senatu Uniwersytetu przed podjęciem dyskusji na temat Unii nie widzieli, gdyż taki dokument nie istnieje. Mogliśmy się zapoznać z projektem statutu i tekstami publicystycznymi.

Wśród celów do realizacji wielokrotnie pojawia się slogan "unikatowe". Mają powstać: unikatowa infrastruktura, unikatowe kierunki studiów, unikatowe kierunki kształcenia i unikatowe studia doktoranckie. Nie wymieniono żadnej konkretnej propozycji, co może sugerować, że za tymi określeniami nic się nie kryje. Proponuje się ogłaszanie skoordynowanych przetargów na odczynniki i sprzęt specjalistyczny. To jest trudno zrobić nawet dla jednej uczelni. Ma powstać zintegrowany system kształcenia. Przywołany jest przykład zajęć sportowych na Uniwersytecie, które są prowadzone przez pracowników Akademii Wychowania Fizycznego.

To nie to samo, co zintegrowany system wychowania fizycznego dla wszystkich uczelni. Uniwersytet kupuje usługi, a niezadowolony z ich jakości lub kosztów może umowę zerwać, oczywiście zachowując zapisany okres wypowiedzenia. Zintegrowany system byłby utrzymywany ze składek uczestników, a usługi byłyby rozdzielane przez centralę. Wszyscy mamy złe doświadczenia z usługami oferowanymi centralnie i opłacanymi z podatków. Wolimy płacić i wymagać.

Inicjatorzy powstania WUA twierdzą, że powstanie związek uczelni wysoko notowany w rankingach i dzięki temu zjadą tu studenci z całej Polski. Nie wiem, co sprawi, że Unia, dla której wzorem jest między innymi Uniwersytet Kalifornijski, będzie traktowana przez Ranking Szanghajski jako jedna uczelnia, podczas gdy kampusy Uniwersytetu Kalifornijskiego: Berkeley, San Diego, Los Angeles występują w rankingach jako oddzielne instytucje. Więc jak to będzie z awansem w rankingach?
Po drugie, nawet jeśli po połączeniu wrocławskich uczelni nasz prestiż wzrośnie, to nie poprawi się przez to jakość kształcenia i poziom prowadzonych badań.

Będziemy więc mamić potencjalnych studentów złudą wysokiego poziomu? Czy to moralne? A poza tym kandydaci na studia są wystarczająco inteligentni, żeby nie dać się oszukać. Nie przyjdą na uniwersytet dlatego, że jest na 350. miejscu w Rankingu Szanghajskim. Jeśli chcą studiować japonistykę, psychologię, budownictwo lub prawo, to będą szukać uczelni, gdzie te kierunki mają dobrą opinię.

Celem Unii jest "integracja". Ludzie i instytucje muszą ze sobą współpracować. Do zbudowania domu potrzebny jest wysiłek wielu osób: architektów, geodetów, murarzy, elektryków, hydraulików, dekarzy… Podobnie bywa w badaniach naukowych - czasem do rozwiązania problemu potrzebni są specjaliści z różnych dziedzin. Nie oznacza to jednak, że oni wszyscy muszą pracować w jednej instytucji.

W budownictwie główny wykonawca zatrudnia podwykonawców, w badaniach na czas realizacji projektu powstają interdyscyplinarne konsorcja, często rezydujące daleko od siebie. Koordynator dobiera współpracowników na czas trwania projektu. Do budowy domów rzadko tworzy się uniwersalne firmy. Podzlecanie zwiększa elastyczność i obniża koszty.
Podobnie bywa w badaniach - nawet w ramach jednego dużego projektu zapotrzebowanie na kompetencje współpracowników mogą się zmieniać wraz z postępem badań.

Słowo "integracja" używane jest także, chyba nawet częściej, w innym sensie: "być razem", "tworzyć wspólnotę". Doceniam wartość wspólnotowego odczuwania. "Integracja" proponowana przez zwolenników Unii to integracja rektorów. Proponuje się na przykład "wspólną inaugurację roku akademickiego" dla całej Unii. W inauguracji na Uniwersytecie biorą udział osoby występujące w spektaklu (rektorzy i prorektorzy, dziekani, kilku prodziekanów, ważne delegacje). Zwykłego profesora trudno na inauguracji spotkać. Zresztą, wszyscy się w auli nie zmieszczą.

"Wspólna inauguracja", zapewne w Auli Leopoldyńskiej, byłaby więc uroczystością, w której mogliby uczestniczyć tylko rektorzy i dziekani. Trudno sobie wyobrazić, jak taka uroczystość integrowałaby niefunkcyjnych nauczycieli akademickich oraz studentów. Ale procesja pań i panów w gronostajach byłaby długa i niezwykle dostojna.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska