Z dzikimi kotami naprawdę jest tak źle, że trzeba je ratować przy pomocy metod vitro? Które gatunki są najbardziej zagrożone?
Zagrożonych jest bardzo wiele gatunków dzikich kotów, w tym np. tygrysy, lamparty, ryś iberyjski żyjący w na krańcach zachodnich naszego kontynentu, ale także nasz ryś euroazjatycki – jego populacja na całym świecie to około 6 tysięcy osobników, a w Polsce około 285. Bardzo mała jest też populacja pantery śnieżnej i wielu innych gatunków. Dramatyczna jest również sytuacja, jeśli chodzi o gepardy. Na szczęście w Polsce udało się je w ostatnich latach rozmnożyć metodami naturalnymi w ogrodach zoologicznych, np. w Opolu. Wydaje mi się jednak, że metody in vitro są prospektywne, a więc dobrze rokujące na przyszłość, bo dają nam alternatywę dla metod naturalnych. Te ostatnie wymagają wieloletniej, ciężkiej pracy związanej ze staranną opieką nad zwierzętami, nad ich rozmnażaniem naturalnym. Są stosowane w miejscu, gdzie żyją te zwierzęta, a więc w parkach narodowych czy rezerwatach, oraz poza tym miejscem – w zamkniętym środowisku ogrodów zoologicznych. My chcemy ściśle współpracować z obydwoma tymi środowiskami.
Co jest w takim razie zaletą techniki in vitro?
Pobieramy materiał, który zostaje uwieczniony w ciekłym azocie – zarówno fibroblasty (czyli aktywne metabolicznie komórki tkanki łącznej), jak i oocyty (a więc komórki jajowe), plemniki czy embriony, które można uzyskać metodami zapłodnienia in vitro. Później zarówno my, jak przede wszystkim następne pokolenia, a więc nasze dzieci, wnuki i prawnuki przez dziesiątki, a nawet setki lat będą miały możliwość wyszukiwania odpowiednich samic nie tylko np. kota czarnołapego (żyjącego w południowej Afryce), ale choćby kota domowego (który ma podobny cykl rozmnażania) i płodzić tą techniką nowe osobniki. To daje nam swego rodzaju oddech czasowy.
Mówiąc krótko, da szansę na to, że te gatunki nie znikną, bo w przyszłości będziemy dysponować lepszymi technologiami?
W naszej dziedzinie jest taka zasada: „mroź, mroź, mroź!”, a więc robimy doświadczenia związane z optymalizacją mrożenia tych cennych genów, mamy uwieczniony materiał genetyczny ginących gatunków zwierząt w takiej naszej „zamrożonej arce Noego”.
Czyli Pański zespół jest swoistym bezpiecznikiem – gdy natura zawiedzie, zostaje jeszcze inna szansa na podtrzymanie gatunku przy życiu?
Właśnie tak – kiedy te techniki będą za jakiś czas stosowane na szerszą skalę, pewnie nie staną się głównym nurtem, ale na pewno na świecie pojawi się więcej miotów tych rzadkich zwierząt.
O tym jak naukowcy zdobywają materiał genetyczny i jaką rolę w tym procesie mogą odegrać koty domowe przeczytasz w sobotnim, papierowym wydaniu "Gazety Wrocławskiej".
CBŚP na Pomorzu zlikwidowało ogromną fabrykę „kryształu”
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?