Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wrocław z licencją na maraton

Jacek Antczak
30. Hasco-Lek Wrocław Marato wystartuje 16 września.
30. Hasco-Lek Wrocław Marato wystartuje 16 września. Piotr Warczak
Z Jerzym Kosą, dyrektorem 30. Hasco-Lek Wrocław Maratonu, który wystartuje 16 września, rozmawia Jacek Antczak

Słyszałem, że ma Pan ciekawą definicję zostania prawdziwym mężczyzną.
Spłodzić syna, posadzić drzewo, zbudować dom i przebiec maraton. Wrocławski, oczywiście.

Zaraz, zaraz, przebiegł Pan już?
Nie, ale się poważnie przymierzam. Mam już nawet plan, że zrobię to w pierwszym roku po przejściu na emeryturę. Czyli już za kilka lat.

Na razie, jako szef maratonu, umożliwia Pan zostanie "prawdziwym mężczyzną" innym mężczyznom oraz kobietom. Postawił Pan sobie i innym organizatorom jakieś ambitne zadanie na 30., jubileuszowy maraton, który odbędzie się już za miesiąc?
Nawet kilka. Pierwszy to znaleźć się na podium największych maratonów w Polsce.

Na razie wrocławski maraton jest 97. na świecie i 4. w Polsce - po poznańskim, warszawskim i krakowskim.
Kilka dni temu nadaliśmy numer startowy 4000, a dojdzie do tego jeszcze 300 absolwentów naszego programu "I Ty możesz zostać maratończykiem". Liczę więc, że na starcie stanie około 4500 tysiąca uczestników, a ukończy go co najmniej rekordowe 4 tysiące, czyli o 1200 osób więcej niż przed rokiem. Podium jest blisko, bo krakowski maraton ukończyło w kwietniu około3 tysiący biegaczy. Ale moim marzeniem jest, by dogonić Warszawę i Poznań, by za trzy lata Wrocław miał największy i najlepszy maraton w Polsce.

A po co nam to? Przecież z tego wynikają same kłopoty: przez kilka godzin miasto wyłączone jest z ruchu, kierowcy przeklinają...
To nasz drugi cel, który nazwaliśmy "Przyjazny Maraton". Chodzi o to, by Wrocław i wrocławianie mieli do tej imprezy podobne podejście, tak jak w największych metropoliach świata: Paryżu, Londynie, Nowym Jorku czy Tokio. Tam też miasta są kompletnie zamknięte dla ruchu, ale mieszkańcy kochają maraton, czekają na niego i tłumnie wychodzą na ulicę, wspaniale kibicując biegaczom. My też staramy się robić wszystko, by mieszkańcy nie tylko podchodzili ze zrozumieniem do maratonu, ale wiedzieli, że tego wrześniowego dnia jest on najważniejszy. Że zostawiamy samochód w domu, pla-nujemy, by poświęcić czas na kibicowanie tym śmiałkom, którzy we Wrocławiu postanowili zmierzyć się z królewskim dystansem. By, jeśli dzień będzie chłodny, wyszli podać im ciepłą herbatę, a jeśli upalny - wodę mineralną. By przygrywali im na instrumentach, a nawet stworzyli grupy dopingujące, co z pewnością będzie fantastycznie przyjęte przez maratończyków, którzy wyjadą stąd w poczuciu, że to miasto zasługuje na miano europejskiej stolicy kultury. Bo takie przyjazne zachowania, okazywane naszym gościom na każdym kroku, będą świadczyły o gościnności i wysokiej kulturze mieszkańców Wrocławia.

Maratończycy mają już we Wrocławiu wielu kibiców, ale nie są to entuzjastyczne tłumy, jak w innych europejskich miastach.
Dlatego apelujemy, by wrocławianie wychodzili tego dnia na trasę i kibicowali naszym gościom, którzy przyjeżdżają do nas z 15 krajów świata i wszelkich zakątków Polski. By zachęcić do tego młodzież, organizujemy nawet konkurs z atrakcyjnymi nagrodami na najlepiej dopingującą grupę. Prosimy takie grupy o zgłaszanie się do biura maratonu. Będziemy im przydzielali określone "kilometry" trasy, co oczywiście nie zastąpi spontanicznie reagujących kibiców, którzy są wspaniale odbierani przez biegnących.

W ubiegłym roku na trasie były zespoły rockowe, bębniarze...
Doświadczenia pokazują, że wrocławianie mają niesamowite pomysły. Mieliśmy grupę dopingujących przebranych w stroje komandosów, którzy towarzyszyli maratończykom przez kilka kilometrów. Liczymy też na to, że na trasie znów pojawią się młodzi artyści z wrocławskich domów kultury i szkół. Kibice też będą mieli na co popatrzeć, bo wielu pomysłowych maratończyków nie biegnie w sportowych strojach. W ubiegłym roku konkurs na najfajniejsze przebranie wygrał ateński hoplita, a we Wrocławiu maraton biegają też anioły, diabły, a nawet wrocławianka w pasiaku więźniarki - z wielkim łańcuchem i kulą u nogi. Nie była chyba metalowa, raczej ze styropianu. Jeśli ktoś nie widział, to zachęcam do obejrzenia zdjęć na stałej wystawie na pergoli Stadionu Olimpijskiego. W tym roku z okazji jubileuszu będziemy mieli też maratońską wystawę w Rynku, a przy Świdnickiej historyczną, pokazującą przebieg 30 maratonów wrocławskich.

Intryguje mnie, jaki ta maratonka z kulą u nogi miała czas. Przecież maratończycy startują w zawodach...
Wśród tysięcy biegaczy może z 10 procent to ludzie biegający wyłącznie dla osiągnięcia najlepszego wyniku sportowego. A zawodowcy, którzy żyją z uprawiania tego sportu i nagród przyznawanych najlepszym, to co najwyżej 5 procent zawodników. Zależy nam, by gościć też najlepszych, więc pulę nagród dla zwycięzców we wszystkich kategoriach wiekowych zwiększyliśmy trzykrotnie - wynosi 123 tysiące złotych. Mamy już zgłoszenia od menedżerów znakomitych biegaczy, także kenijskich, których rekordy życiowe są lepsze niż rekord trasy. I liczymy, że na nowej trasie wszyscy startujący pobiją swoje rekordy życiowe.

A pozostałe 85 procent maratończyków?
Biega dla przyjemności i zdrowia. Bieganie, tak jak to się od dawna dzieje w Europie Zachodniej, staje się i u nas modą i stylem życia. Większość uczestników uprawia tak zwaną turystykę biegową, biegając co miesiąc w jakimś maratonie, półmaratonie czy innym biegu, których w Polsce jest już ponad 200. Ale tacy biegacze też mogą wylosować fajne nagrody. Każdy, nawet ostatni na mecie, może nawet wyjechać z Wrocławia bardzo dobrym samochodem ufundowanym przez sponsora maratonu - firmę Hasco-Lek. Wystarczy tylko przebiec... 42 kilometry i 195 metrów w czasie poniżej 6 godzin.

Maratończycy dostają nagrody albo pokonują swoją słabość. A co z tego maratonu ma Wrocław?
Maraton to znakomita okazja do zapromowania naszego miasta, pokazania jego walorów turystycznych, atrakcji kulturalnych, gościnności naszych mieszkańców. To naprawdę jest ważne dla uczestników - wielu z nich przyjeżdża przecież do nas na kilka dni. W tym roku w przeddzień maratonu na konferencji naukowej pod hasłem "Myślę, więc biegam" będziemy analizowali badania Akademii Wychowania Fizycznego, która zawsze ankietuje uczestników i pyta, dlaczego wybierają maraton wrocławski. Większość wskazuje atrakcyjną trasę, możliwość oglądania zabytków i kontakt z otwartymi, fajnymi wrocławianami. Pewnie chcą też sprawdzić, co to za miasto zostanie Europejską Stolicą Kultury w 2016 roku. Maraton jest świetną okazją, by udowodnić, że na to miano zasługujemy, że jesteśmy gościnni dla tego typu imprez.

Wielu z nich Pan sam do tego zachęcił, jako twórca programu "I Ty możesz zostać maratończykiem", który po 4 latach okazał się wielkim sukcesem, bezprecedensowym w skali kraju. Niektórzy żartują, że Wrocław sam trenuje tylu biegaczy, że na każdy trening trzeba uzyskać zgodę na organizację imprezy masowej...
To moja wielka satysfakcja. Wymyśliłem program, który pokazał zwykłemu obywatelowi, który siedzi za biurkiem i wstydzi się pobiegać po parku czy wokół swojego bloku, że dzięki silnej woli, systematyczności i wytrwałości po pół roku biegania można zostać prawdziwym maratończykiem. Już czwarty rok z rzędu udowadniamy, że jest to możliwe. Znam z widzenia większość uczestników i "absolwentów" tego programu. I widzę, jak teraz w towarzystwie znajomych, dzieci i przyjaciół biegają sobie po całym Wrocławiu. To niesamowicie przyjemne, że dostali od nas licencję na bieganie, pobiegli w świat i teraz wciągają w tę pasję innych.
Rozmawiał Jacek Antczak

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska