Według danych Centralnej Ewidencji Pojazdów i Kierowców, we Wrocławiu jest zarejestrowanych i aktywnych 551 378 samochodów. Więcej ma tylko Warszawa - prawie 1,6 mln. Ta liczba obejmuje nie tylko samochody osobowe, ale także motocykle i ciężarówki. Wrocław dla takiej masy aut oferuje zaledwie 4223 miejsca parkingowe. Natomiast po odjęciu nawet 400 dodatkowych miejsc zajętych od tego miesiąca przez samochody miejskiej wypożyczalni aut - jedynie 3823 (200 miejsc z nielegalnie wymalowanymi zielonymi kopertami służy jedynie samochodom z wypożyczalni, auta te w praktyce parkują jednak wszędzie, a na zielonych kopertach bardzo rzadko - zajmują więc w rzeczywistości nawet 400 miejsc w centrum). To oznacza, że jedno miejsce postojowe we Wrocławiu przypada na 144 samochody.
A liczba aut wjeżdżających i wyjeżdżających z miasta w ciągu doby przekracza 200 tysięcy. Tak wynika z przeprowadzonych w 2011 r. Kompleksowych Badań Ruchu. Po kilku latach można być pewnym, że jest ich jeszcze więcej.
Dobra informacja jest jednak taka, że miejsc parkingowych będzie więcej. Obecnie w stolicy Dolnego Śląska funkcjonuje 7 parkingów park&ride na 475 miejsc. Mieszczą się przy ul. Królewieckiej, Lotniczej, Grabiszyńskiej (przy pętli tramwajowej i parku), Snycerskiej, dworcu PKP Wrocław Psie Pole oraz Ślężnej. Kolejny etap obejmuje budowę 12 parkingów na 800 miejsc.
- Biorąc pod uwagę minimalne wymiary miejsca postojowego, czyli 5x2,3 m, w sumie samochody we Wrocławiu potrzebują około 6,35 km kw. powierzchni zajmującej 2 proc. powierzchni całego miasta. To ok. 850 boisk piłkarskich - czytamy w raporcie "Parkingi a transport zbiorowy w miastach" opublikowany przez Zespół Doradców Gospodarczych TOR oraz Polską Organizację Branży Parkingowej.
Najwięcej aut na 1000 mieszkańców w Polsce jest w Olsztynie (1094), Sopocie (1081) oraz Warszawie (922). Wrocław z liczbą 878 aut znajduje się na czwartej pozycji. Ma jednak najmniej miejsc parkingowych - zaledwie jedno na 144 auta. Prawie dwa razy więcej miejsc postojowych ma Szczecin (7905).
Szacuje się, że w korkach w centrum miasta wrocławianie spędzają od 8 do 9 godzin miesięcznie. To jednak nie wszystko. Według wyliczeń TOR, dojeżdżanie z mniejszych miejscowości do centrum miasta lub z jego obrzeży, często pochłania łącznie trzy godziny dziennie. To strata cennego czasu, który można spożytkować zupełnie inaczej. Zdaniem TOR czas poświęcony na dojazdy to utrata od 590 do 2050 zł miesięcznie. Są to wyliczenia, ile mógłby zarobić kierowca, gdyby nie siedział w samochodzie. Do tego należy doliczyć koszt paliwa. Szacuje się, że nawet 30 proc. ruchu w śródmieściu generują kierowcy, którzy krążą w poszukiwaniu parkingu. Polacy i tak mniej korzystają z aut niż kierowcy z innych krajów UE.
- W Unii Europejskiej 41 proc. osób wybiera samochód, a 32 proc. komunikację miejską. W polskich miastach średnia jest inna. W Warszawie najczęściej wybieramy transport publiczny (47 proc.), a nie samochód (32 proc.) - mówi Adrian Furgalski, wiceprezes TOR.
Liczba samochodów w Polsce rośnie w wielkim tempie. Jeszcze w 1990 r. zarejestrowanych było 9,41 mln pojazdów. W 2015 r. ta liczba wzrosła do 27,4 mln.
Kiepska komunikacja na obrzeżach
Autorzy raportu podkreślają, że jednym z powodów coraz większych korków jest tzw. "rozlewanie się miast". Duże ośrodki, tak jak Wrocław, rozrastają się w niekontrolowany sposób. Deweloperzy budują osiedla na obrzeżach, często w polu, gdzie nie ma rozwiniętej infrastruktury. Tak jest np. na wrocławskim Jagodnie, Lipie Piotrowskiej czy Stabłowicach. Tam nie ma tramwaju i kursuje niewiele linii autobusowych. Miasto od lat mówi o budowie torowiska na Jagodno, ale nie należy się spodziewać tej inwestycji w ciągu kilku najbliższych lat. Jednak obrzeża to łakomy kąsek - kupując tam mieszkanie płaci się nawet kilkaset złotych mniej za metr kwadratowy.
- Najczęściej dopiero po tym jak deweloper postawi budynek na środku pola, mieszkańcy zaczynają domagać się stworzenia odpowiedniej infrastruktury, również komunikacyjnej. Na początku, czasem przez wiele lat, jej nie ma, co zmusza do korzystania z samochodu - podkreślają twórcy raportu i dodają, że nawet po zmianach musi minąć trochę czasu zanim przyzwyczajeni mieszkańcy zostawią wygodne samochody na rzecz często zatłoczonej komunikacji miejskiej.
Zdaniem autorów raportu rozwiązaniem dla miast jest rozbudowa systemu park&ride, sieci dróg rowerowych (prawie 350 km dróg razem z wałami nad Odrą - stan na koniec 2016 r.) i ceny biletów komunikacji miejskiej, które będą niższe niż godzina parkowania. We Wrocławiu za pierwszą godzinę parkowania w każdej strefie zapłacimy 3 zł. Tymczasem od stycznia 2018 r. cena normalnego biletu jednorazowego zostanie podniesiona z 3 zł do 3,4 zł. Miasto broni się twierdząc, że w innych miastach jest drożej.
– Po planowanych zmianach taryfa wrocławska nadal pozostanie jedną z najniższych w kraju. Dla przykładu koszt zakupu biletu jednorazowe w Lublinie to 4 zł, w Krakowie 3,80 zł, a Warszawie 4,40 zł (bilet jest biletem 75 minutowym) – mówił w rozmowie z portalem GazetaWroclawska.pl Arkadiusz Filipowski, rzecznik urzędu miasta.
TOR zwraca uwagę, że w miastach powinny powstawać prywatne parkingi kubaturowe, których we Wrocławiu zbyt wiele nie ma. Autorzy raportu zauważają, że kolejnym rozwiązaniem może być system car-sharingu. Miasto podjęło już taką próbę otwierając wypożyczalnię aut elektrycznych, ale to i tak za mało. Jednym z przykładów jest amerykański stan New Jersey, który z powodu przepełnionych parkingów park&ride częściowo finansuje kursy realizowane przez Ubera. Kilka osób zamawia jeden kurs Ubera do najbliższej stacji metra. W przypadku Wrocławia może to być pętla tramwajowa. Wtedy zamiast czterech aut na drodze pojawi się jedno.
Zobacz też: Parking Aquaparku już nie dla wszystkich za darmo
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?