- Mamy szczyt zachorowań - przyznaje dr Ewa Maria Kochańska, ordynator oddziału pediatrycznego w szpitalu przy ul. Kamieńskiego. - Aż boję się myśleć, co będzie w poniedziałek. Pewnie wiele dzieci wróci z ferii z infekcjami dróg oddechowych.
O ile poza sezonem zimowym na izbę przyjęć zgłasza się po 12-15 małych pacjentów dziennie, o tyle teraz jest ich dwa razy więcej. Podobnie w szpitalu na Brochowie. - Mamy troje dzieci i wszystkie się rozchorowały. Przyjechaliśmy z nimi do szpitala w niedzielę. Na izbie był tłum rodziców z pociechami - wspomina Marek Kotkiewicz, tata miesięcznego Leona. Starsze dzieci wracają do zdrowia w domu. Najmłodszy syn musiał zostać w szpitalu.
Sale na Brochowie przystosowane są dla dziecka i rodzica. - Musieliśmy jednak dostawiać łóżka i z sali dwułóżkowej robiła się czterołóżkowa - opowiada dr Joanna Puławska, ordynator oddziału pediatryczno-reumatologicznego. Zdarzało się też, że maluchy z infekcjami leżały w pokoju do rehabilitacji.
- Kładziemy dzieci w świetlicy, a w skrajnych przypadkach - nawet na korytarzu. Są dni, gdy nie mamy innego wyjścia. Przecież nie odmówimy pomocy choremu - twierdzi Krystyna Kańska, kierownik oddziału pediatrycznego zamiejscowego szpitala przy ulicy Koszarowej. W najgorszych okresach szpitale wstrzymują przyjęcia matek, które chcą leżeć z dziećmi. Mogą wtedy siedzieć na krzesłach. - A najgorsze, że podobno epidemia grypy ma dopiero przyjść - dodaje Kańska.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?