Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Władza nie boi się drogiej pietruszki, bo ludzi na nią stać

Janusz Michalczyk
archiwum polskapress
Każdy rozsądny ekonomista powie, że jest dobrze, gdy ceny rosną. Oczywiście, jeśli rosną w sposób umiarkowany, nie gwałtowny. Według powszechnie przyjętego poglądu, niewielka inflacja ma takie znaczenie dla gospodarki, jak olej dla smarowania silnika spalinowego. Po prostu wszystko się lepiej kręci. Odmienny pogląd może mieć żona rozsądnego ekonomisty, gdy wybierze się do sklepu spożywczego.

Ceny żywności są bowiem bardzo wrażliwym barometrem. W przeciwieństwie do problematycznego zakupu nowej kanapy czy żyrandola każdy potrzebuje jeść i łatwo dostrzega wszelkie zmiany na półkach. Wkurzamy się na rosnące ceny chleba, masła czy pietruszki, a raduje nas banan tani jak barszcz.

„Rząd nie jest w stanie narzucać ceny pietruszki” - zauważył ostatnio słusznie marszałek Senatu Stanisław Karczewski. I ma rację, mimo że to z wykształcenia lekarz, a nie ekonomista. Nawet dziecko wie, że w gospodarce rynkowej ceny są wynikiem gry między podażą i popytem. Jeśli z jakiegoś powodu akurat pietruszki jest mniej, to trudno się dziwić wysokiej cenie, nawet gdy przebija luksusowe owoce czy schab. Marszałek ma rację, ale nie do końca. Jego diagnoza jest co najmniej dyskusyjna.

Rząd nie ustala konkretnych cen, ale jego decyzje mogą mieć pośredni wpływ. To dlatego rząd rękami i nogami powstrzymuje uzasadnioną ekonomicznie podwyżkę energii elektrycznej. Premier zdaje sobie doskonale sprawę, jakie wrażenie na wyborcach zrobiłaby galopada cen, przecież prąd jest potrzebny do wszelkiej produkcji. Co innego po wyborach. Wtedy znów głos zabierze marszałek i słusznie przypomni, że sztuczne zaniżanie cen energii musi w dłuższej perspektywie zrujnować sektor energetyczny.

Inną strategię niż marszałek zastosowała minister przedsiębiorczości i technologii Jadwiga Emilewicz, która zauważyła, że wzrost cen żywności rekompensują Polakom „rosnące wynagrodzenia i dochody dyspozycyjne gospodarstw domowych”. I znów racja, choć nie do końca. Nie wszystkim tak dynamicznie, jeżeli w ogóle, rośnie płaca czy emerytura i nie każdy dostaje co miesiąc 500+ od rządu.

Tymczasem GUS podał, że drożeje nie tylko żywność (ok. 7 proc. w skali roku), ale na przykład domowa chemia. O 16 proc. droższy jest proszek do prania, płyn do naczyń podrożał o 26-29 proc., o 32 proc. - pasta do zębów, o 39 proc. - papier toaletowy. Takie wydatki - podobnie jak żywność - również dotyczą każdego, bogatego czy biednego.

Klasyczna odpowiedź na pytania typu „jak żyć, panie premierze?” brzmi: bardziej się starać w pracy, ewentualnie zadbać o dodatkowe dochody. Istnieje też odpowiedź bardziej brutalna: mniej jeść, kupować najtańszy asortyment, biec do sklepu, gdy ogłoszą promocję. Zresztą strategie przetrwania nie są wiedzą tajemną, każdy myślący człowiek szybko wpadnie na jakieś rozwiązanie, a gdyby nie wpadł, to jest jeszcze opieka społeczna.

Nie narzekajmy zatem na rosnące ceny, chyba że od tego narzekania poprawia się nam nastrój. Jak wiadomo, wielu Polaków narzeka nawet wtedy, gdy nie ma obiektywnych powodów. Na wszelki wypadek wolą nie wyróżniać się z tłumu. A czy koniecznie trzeba jeść pietruszkę?

od 7 lat
Wideo

Uwaga na Instagram - nowe oszustwo

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska