Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wenta już nie rozumie piłki ręcznej

Paweł Pluta
- Nie wiem, czy się cieszyć, czy płakać. Czegoś podobnego naprawdę nie przeżyłem. Coś podobnego chyba jeszcze się nie zdarzyło na imprezie na tym poziomi - mówił o niesamowitym meczu ze Szwecją trener polskich piłkarzy ręcznych Bogdan Wenta.

I rzeczywiście trudno znaleźć w annałach piłki ręcznej mecz, nie wspominając już o pojedynku na imprezie takiej rangi jak mistrzostwa Europy, w którym jeden zespół przegrywa pierwszą połowę 9:20, a drugą wygrywa 20:9, doprowadzając do remisu na 35 sekund przed końcem spotkania.
Polski selekcjoner, pytany, czym tłumaczyć to, że polska reprezentacja zaczyna mecze ospale, w wolnym tempie i dopiero później goni wynik, odparł krótko: "nie wiem" i dodał, że spotkanie trwa 60 minut. - Ja już nie rozumiem piłki ręcznej po tym, co wydarzyło się z Duńczykami i ze Szwedami. Nie wiem, jak to sobie wytłumaczyć - powiedział Wenta.

W sobotę Polacy zaczęli fatalnie. Trzykrotnie nie wyszła nam zagrywka z kołem, kilka piłek wypadło naszym zawodnikom z ręki, a Szwedzi wykorzystywali te błędy bezlitośnie i wygrywali 4:0 (7 min). Dopiero wtedy pierwszą bramkę dla Polski zdobył Patryk Kuchczyński. Jednak dalej gra się biało-czerwonym nie kleiła. Gdy w 8 min przegrywaliśmy 1:6, trener Wenta wziął czas, ale Polakom, mimo zmian na parkiecie, nadal najbardziej przeszkadzała w grze piłka. Brak ataku, beznadziejna obrona i dziurawa bramka. Zespół Trzech Koron punktował nas jak ekipę kelnerów. W 20 min przegrywaliśmy 5:13, w 25 już 8:18! - Gdy schodziliśmy na przerwę, Szwedzi obrzucali nas ironicznymi spojrzeniami, ale nie można mieć do nich pretensji. Nie musieli nic robić, tylko sobie biegać do kontry. Chyba się nawet nie spocili. A jak mieliśmy jakąś sytuację, to bronił Andreas Palicka - podsumował pierwszą odsłonę trener Wenta.

W drugiej połowie polscy kibice marzyli tylko o uratowaniu twarzy, tymczasem... Orły Wen-ty rzuciły się do walki i zdobyły cztery gole z rzędu. Efekty przyniosła podwyższona obrona oraz indywidualne pokrycie lidera Szwedów Kima Anders-sona. W 51 min przegrywaliśmy jeszcze 23:28. Agresywna obro-na, dobra postawa Marcina "Wichury" Wicharego w bramce, szybkie kontrataki przyniosły kolejne efekty. W 55 min było już tylko 26:28, jednak za chwilę Szwedzi zdobyli kolejną bramkę. Finisz był jak w programie "Nie do wiary". Gol Kamila Syprzaka i jest 27:29. Ostatnie dwie bramki w tym szalonym meczu zdobył Adam Wiśniewski.

Zdruzgotani Szwedzi mieli jeszcze pół minuty na zadanie Polakom decydującego ciosu, ale tego nie wykorzystali. Na 4 sekundy przed końcem to my mieliśmy jeszcze piłkę... - Gdybyśmy mieli trochę więcej czasu, to byśmy ich walnęli. Zabrakło kilku sekund, dlaczego jednak dopiero po meczu jesteśmy tacy mądrzy? - mówił Mariusz Jurkiewicz, który nie zdążył oddać ostatniego rzutu.
Aż strach pomyśleć, co czeka polskich kibiców dziś w meczu z równie nieobliczalną jak my Macedonią, z którą przegraliśmy 3 lata temu podczas MŚ w Chorwacji. Wówczas 13 bramek rzucił nam Leworęczny Bombowiec - jak mówi się o Kiryle Łazarowie.

Polska - Szwecja 29:29 (9:20)
Polska: Wichary, Wyszomirski - Jaszka 8, K. Lijewski, Kuchczyński 4, Tkaczyk, Bielecki 1, Wiśniewski 5, B. Jurecki, M. Jurecki 4, Tłuczyński 3/1, Jurkiewicz 2, Syprzak 2, Kwiatkowski, Zaremba, Orzechowski. Kary 8 minut
Szwecja: Andersson, Palicka - Lundstroem 6, Andersson 2, Jernemyr, Ekberg 7, Doder 1, Stenbaecken, Larholm 4, Karlsson 1, Jakobsson 2, Sjeostrand, Petersen, Ekdahl du Rietz 2, Barud, Nilsson 4. Kary 6 minut

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska