Nasi zachodni sąsiedzi od samego początku prezentowali się lepiej. Dość szybko wypracowali sobie kilkubramkową przewagę, lecz mimo to nie tracili koncentracji i w dalszym ciągu ją powiększali. Ich motorem napędowym był Tobias Reichmann. Prawoskrzydłowy grający na co dzień w Vive Tauronie Kielce trafiał do siatki zarówno z gry, jak i z rzutów karnych.
Węgrzy bardzo słabo radzili sobie w ataku pozycyjnym, a kontrataków właściwie nie wyprowadzali. Całą pierwszą połowę kończyli swoje akcje albo rzutem ze środka, albo dograniem - najczęściej niecelnym - do obrotowego. Ani razu (!) nie zdecydowali się na podanie do któregoś ze skrzydłowych. Niemcy szybko się w tym połapali i praktycznie uniemożliwili „Madziarom” dochodzenie do pozycji rzutowych.
W drugich 30 minutach nic się zmieniło. Wspierani przez ponad 100-osobową grupę kibiców Węgrzy byli tylko tłem dla rozpędzonych szczypiornistów zza Odry. Co gorsza, w ich postawie wyraźnie brakowało wiary i zaangażowania. Najżywiej reagującą postacią w węgierskiej kadrze był… trener Tałant Dujszebajew. Hiszpan nie mógł uwierzyć w to, co wyprawiał jego zespół.
Ostatecznie Niemcy wygrali 29:19 i dopisali sobie kolejne 2 „oczka”. Kolejne, ponieważ awansowali do II fazy dzięki zajęciu drugiego miejsca w grupie „C” i zmagania na tym etapie rozpoczęli z 2 pkt. Węgrzy do Wrocławia przyjechali z Gdańska, gdzie swoje mecze w I fazie rozgrywała grupa D. Zajęli w niej trzecie miejsce, więc do zmagań w Hali Ludowej przystąpili z zerowym dorobkiem. Porażka sprawiła, że nie mają już szans na awans do półfinału.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?