Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

„W Polsce rozlega się nieustanny hałas- wszyscy wciąż wrzeszczą: »cicho«”

Robert Migdał
fot. Paweł Relikowski
Kto to powiedział? No kto? Wiedziałem, że będziecie Państwo wiedzieć: profesor Hugo Steinhaus, znakomity polski matematyk, którego sława sięgała (i sięga) daleko poza granice naszego kraju. Rozsławiła go wielka wiedza, a nie błyski fleszy, celebryckie szoł czy plotkarskie portale.

Pan Profesor trafił po II wojnie światowej, jak wielu Kresowiaków, do Wrocławia. I tu pracował, wykładał, do końca życia. Życia, które kochał - jak wspomina jeden z jego znajomych: „To był człowiek z krwi i kości, który lubił dobrze zjeść i świetnie przyrządzał śledzie. Nie był zasklepiony tylko w matematyce, choć widział ją wszędzie dookoła”.

Jego stwierdzenia, powiedzonka, tzw. hugonotki zostały wydane w „Słowniku racjonalnym”. Stwierdzenie, które umieściłem w tytule tego felietonu, zaczerpnąłem właśnie stamtąd.

Jak i kolejną mądrość: „Warszawiacy nie wierzą w nic, co wymyśli prowincja - są ateistami, bo nie spotkali Boga na Marszałkowskiej”. Cudne, prawda? I jakie aktualne.

Przypominam Państwu sylwetkę profesora Steinhausa, bo trzymam właśnie w rękach najnowszy numer znakomitego miesięcznika „Nasza Historia”, z okładki którego zerka na mnie właśnie Pan Profesor. Zachęcam do przeczytania portretu matematyka, który w październikowym numerze nakreśliła Hanna Wieczorek. Polecam. Arcyciekawy.

Skoro jestem już przy świecie wrocławskich elit, tuż po II wojnie światowej, chciałbym zwrócić Państwa uwagę na kolejny tekst (tym razem napisany przez Małgorzatę Matuszewską) o początkach Opery Wrocławskiej. Czy wiedzieliście, drodzy Czytelnicy, że gdy Wrocław tonął w gruzach, w gmachu przy Świdnickiej, już 8 września 1945 roku odbyła się pierwsza operowa premiera! Wystawiono „Halkę” Stanisława Moniuszki, a - co ciekawe - w orkiestrze grali i Polacy, i Niemcy. Ba. Niemieccy tancerze nauczyli się z tej okazji... poloneza i góralskich tańców! Taka to nasza historia, wrocławska, polsko--niemiecka. Nawet po wojnie.

Ale nasza historia to nie tylko wyższe sfery, elita naukowa i kulturalna. To także zwykłe, codzienne życie.

Dlatego ujęła mnie rozmowa Macieja Sasa z panią Wandą Lewicką, była ona jednym z pierwszych osadników, którzy przybyli do Wrocławia w 1945 roku, gdy jeszcze nad miastem unosił się wojenny dym...

Pani Wanda, zwyczajnie, prosto, po ludzku, opowiada, jak się żyło w mieście, w którym życie rodziło się na nowo, po śmierci...

To opowieść o Niemcach, którzy przez wiele miesięcy byli jeszcze sąsiadami Polaków w jednej kamienicy. O złych Rosjanach („Najgorsi byli ci ruscy...” - opowiada Pani Lewicka), ale i o Polakach, którzy chcieli po prostu, zwyczajnie żyć. Kobieta opowiada o tym, gdzie się wrocławianie bawili (i jak), gdzie robili zakupy, jak spędzali wolny czas, gdzie pracowali... - wspaniały portret miasta i jego mieszkańców.

Zachęcam do przeczytania „Naszej Historii” - bo zajawiłem tylko wierzchołek góry ciekawych tekstów, które się w niej znajdują. Bo jest jeszcze m.in. opowieść Artura Szałkowskiego o Rajmundzie Niwińskim, jednym z największych mocarzy na świecie, który osiadł na ziemi wałbrzyskiej, czy sylwetka burmistrza Ottomara Oertela, który rządził Legnicą 40 lat! (napisał o nim Mateusz Różański). Polecam gorąco...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska