Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

W Muzeum Narodowym można oglądać wystawę malarstwa niemieckiego

Katarzyna Kaczorowska
Dr Piotr Łukaszewicz: - Na tej wystawie wiele obrazów zaskoczy widzów
Dr Piotr Łukaszewicz: - Na tej wystawie wiele obrazów zaskoczy widzów Paweł Relikowski
Z dr. Piotrem Łukaszewiczem, kuratorem wystawy prezentującej malarstwo niemieckie ze zbiorów wrocławskiego Muzeum Narodowego, która zostanie otwarta 2 kwietnia, rozmawia Katarzyna Kaczorowska.

Przygotowanie wystawy to zawsze spore przedsięwzięcie logistyczne. Ilu czasu zajęła Panu ta praca?
Najpierw zająłem się przygotowaniem katalogu prezentującego nasze zbiory i ta praca trwała kilka lat. Wymagała wielu wyjazdów, kwerend, poszukiwań. Wystawa, która zostanie otwarta w przyszłym tygodniu, to właściwie rodzaj wisienki na torcie i nie była już tak czasochłonna.

Czym kierował się Pan, wybierając te, a nie inne obrazy?
Ich jakością i wartością. Nasze zbiory, choć trzecie w kraju po poznańskiej kolekcji Raczyńskich i zbiorach warszawskiego Muzeum Narodowego, zawierają trochę prac przypadkowych, interesujących dla badaczy w jakimś konkretnym kontekście, ale już mniej ciekawych dla zwykłego widza, a niektóre z obrazów czekają jeszcze na renowację. Dlatego też wybrałem obrazy najlepsze i najbardziej reprezentatywne z tego, czym dysponuje nasza kolekcja europejskiej sztuki.

Te zbiory to w jakiejś części dziedzictwo niemieckiego Śląskiego Muzeum Sztuk Pięknych.
Ale tylko w jakiejś części. Charakter tych zbiorów w pełni poznaliśmy stosunkowo niedawno, kiedy dostaliśmy kopie niemieckich inwentarzy wywiezionych stąd, kiedy zbliżał się front. Poza tym trzeba pamiętać, że zbiory muzeum ewakuowano do różnych mniej lub bardziej ukrytych składnic. Już po zakończeniu działań wojennych niektóre z nich odkryli Rosjanie, po Śląsku jeździł też słynny historyk sztuki, prof. Stanisław Lorenz, który…

…wywoził stąd, co się dało do Warszawy. To taka forma reparacji wojennych za to, co zniszczyli i ukradli nam Niemcy?
Lorenz pewnie by powiedział, że czasy były niepewne i ratował zabytki przed grabieżą. Kiedy w latach 60. ubiegłego wieku zapadła decyzja, że we wrocławskim muzeum zostanie utworzona kolekcja sztuki europejskiej, część z tych wywiezionych zbiorów dostaliśmy z powrotem, a część kupowaliśmy sami. Tak na przykład muzeum stało się właścicielem jedynych w Polsce pejzaży Dahla.

Wystawa ma układ chronologiczny, ale czy któryś z prezentowanych na niej obrazów jest Panu szczególnie bliski?
Lubię, czy też może raczej cenię kilka. To klasycystyczny pejzaż Josepha Antona Kocha pokazywany w pierwszej sali, poruszająca i wymową, i urodą detali "Adopcja" Ferdinanda Georga Waldmuellera. W tym obrazie, przedstawiającym ubogą matkę oddającą swojego synka na wychowanie bogatej, mieszczańskiej rodzinie, widza nie tylko uderza wymowa społeczna, rozpacz matki i smutek i niepewność dziecka, ale też niezwykła dbałość o każdy szczegół. Waldmueller był miniaturzystą i ta miłość do szczegółu jest widoczna również w innych dziełach. Kolejny wart uwagi obraz to "Naganiacz" Ferdinanda von Rayskiego, uchodzący za szczytowe osiągnięcie tego malarza, porównywane z dziełami Gustave'a Courbeta. Rayski często jeździł do Paryża, więc może mieli okazję się poznać, choć dokumenty tego nie potwierdzają.

Na tej wystawie można też zobaczyć malarstwo propagandowe.
Tak, późniejszy cesarz Niemiec Wilhelm, jeszcze jako król Prus, stoi przy grobowcach swoich rodziców i myśli. Za chwilę wyruszy na front, jest rok 1870. Albo Fryderyk Wielki słuchający Te Deum po wygranej bitwie. Ale takie obrazy zamawiali wszyscy wielcy ówczesnego świata, a malarze malowali je i z pobudek finansowych, i patriotycznych.

Malarstwo niemieckie jest w Polsce mało znane. Jest coś, co je wyróżnia w Europie?
Dbałość o rysunek. Powstał tam nawet gatunek nazywany Kartonkunst. Rysunki, często wielkoformatowe, były skończonymi dziełami artystycznymi, a nie studiami prowadzącymi do obrazu. Tę różnicę widać też w czasach impresjonistów - ci niemieccy nigdy nie odeszli od wyraźnego zarysu postaci czy obiektu, jak ich francuscy koledzy. Poza tym w tym malarstwie, zwłaszcza w pejzażach, widoczny jest romantyczny mistycyzm, tak charakterystyczny dla niemieckiej muzyki czy poezji.

Jak zachęciłby Pan widzów, by przyszli zobaczyć najnowszą wystawę w muzeum?
Powiedziałbym im, że warto poznać sztukę najbliższych sąsiadów i że czeka ich tu trochę niespodzianek.

Jak choćby Kandinsky? Zamiast kolorowych kresek i kropek zobaczą...
...jedynego Kandinsky'ego w polskich zbiorach, z czasów, gdy jeszcze się uczył, i o kropkach, kreskach i feerii kolorów nie było mowy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska