Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Truskawki na Grenlandii

Aleksander Malak
Jedyna wiadomość mijającego tygodnia, która mną wstrząsnęła, to informacja o dojrzewających na Grenlandii truskawkach. Wreszcie, po tysiącu latach, ta duńska wyspa zasłużyła na swoją nazwę. Wprawdzie islandzki rozbójnik Eryk Rudy, który Grenlandię odkrył, bardziej marketingowo niż prawdziwie nazwał odkryty ląd "zielonym krajem", ale - późno, bo późno - okazało się, że prorokiem był. Zresztą tysiąc lat temu klimat w tamtych stronach był zdecydowanie łagodniejszy, więc może Eryk już wtedy trochę racji miał.

Jedyna wiadomość mijającego tygodnia, która mną wstrząsnęła, to informacja o dojrzewających na Grenlandii truskawkach. Wreszcie, po tysiącu latach, ta duńska wyspa zasłużyła na swoją nazwę. Wprawdzie islandzki rozbójnik Eryk Rudy, który Grenlandię odkrył, bardziej marketingowo niż prawdziwie nazwał odkryty ląd "zielonym krajem", ale - późno, bo późno - okazało się, że prorokiem był. Zresztą tysiąc lat temu klimat w tamtych stronach był zdecydowanie łagodniejszy, więc może Eryk już wtedy trochę racji miał.

I jak tu teraz grenlandzkie truskawki skojarzyć z sukcesami Polaków na londyńskiej olimpiadzie (uwaga: igrzyska i olimpiada to w naszych czasach synonimy!)? W porządku, rozumiem, że sukcesy powinienem (na życzenie publiczności) opatrzyć cudzysłowem. Ale przecież olimpijski medal to jednak sukces, więc cudzysłów raczej nie przystoi. Owszem, są one niemal tak samo rzadkie, jak owe dojrzałe truskawki, nie zmienia to jednak faktu, że są. Stwierdzenie to atoli nie przeszkadza mi oznajmić, że medale zdobyte przez naszych w Londynie w żadnej mierze nie przysłaniają nędzy polskiego sportu. Chociaż słuchając wylewnych i w gruncie rzeczy kretyńskich komentarzy naszych panów Szaranowiczów, Jóźwików i Babiarzy, zdawać by się mogło, że jest akurat odwrotnie.

Nie jest, o czym najlepiej świadczy nawet nie miejsce Polski w klasyfikacji medalowej (teraz połowa trzeciej dziesiątki z tendencją spadkową), a raczej liczba zdobytych medali w przeliczeniu na liczbę mieszkańców kraju reprezentowanego przez medalistów. W tej klasyfikacji jesteśmy pod koniec szóstej dziesiątki, co dobitnie podkreśla nasze miejsce w olimpijskim szeregu. Wiem, że nie możemy równać się z Grenadą (jeden medal na 100 tysięcy mieszkańców), ponieważ z tymi wysepkami nie może się równać nawet Jamajka. Ale z Nową Zelandią, tym bardziej z Węgrami, Włochami czy Holandią - dlaczego nie? O Kazachstanie nie wspomnę.

Kończą się igrzyska i po raz czwarty (bo jeszcze o Atlancie z 1996 roku mogliśmy mówić, że była ta udana dla nas olimpiada - 17 medali, w tym 7 złotych) ze smutkiem możemy odnotować, że polski sport jest w nieustającym odwrocie. Cóż bowiem znaczą te dwa-trzy złote medale? Posłuchajcie zresztą, co mówił po zdobyciu jednego z nich nasz mistrz w ciężarach Adrian Zieliński. Z jakimi przeciwnościami we własnym (!) związku sportowym musiał walczyć, żeby w ogóle na igrzyska pojechać! Zresztą, jeżeli się zastanowić, to tak naprawdę polski sport wisi nie tylko sportowym związkom, wisi przede wszystkim państwu, szanowna pani ministro!

Zieliński pojechał i medal zdobył. Takoż jedyny prawdziwy mistrz Tomasz Majewski. Co jednak powiedzieć o 95 procentach naszej olimpijskiej wycieczki? Że sportowcy pojechali po naukę? Że nie liczy się zwycięstwo, tylko udział? Że olimpijskie wyróżnienie to zaszczyt? Włóżmy te komunały między bajki… Ze zdumieniem słuchałem wielu przedolimpijskich wypowiedzi naszych sportowców. "Tym razem jadę po medal! Oczywiście, że złoty! Mam formę, jak nigdy w życiu!". Przecierałem oczy ze zdumienia. Takiego "profesjonalizmu" jeszcze nie było. To znaczy był. Raz. W 1976 roku, kiedy Hubert Wagner powiedział przed Montrealem, że interesuje go tylko złoto. I złoto z siatkarzami zdobył.

To chyba jakiś znak czasów, że sportowcy mówią o medalach, po które jadą. Wiedzą praktycznie z góry, że ich nie zdobędą, bo kontuzje, urazy, lepsi rywale, przeciwny wiatr, ale wiedzą, że tak należy mówić. By potem panowie Szaranowiczowie nieustannie, w każdej minucie relacji bez reklam mogli podbechtywać narodowy bębenek.

Podobno truskawki na Grenlandii dojrzały dlatego, że ocieplił się klimat. Czy kiedykolwiek ociepli się klimat wokół polskiego sportu? Przypuszczam, że wątpię.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska