Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Stanisław Szelc: Chcę, by Wrocław wrócił na kabaretową mapę Polski

Robert Migdał
Stanisław Szelc i Janusz Domin
Stanisław Szelc i Janusz Domin fot. Jarosław Jakubczak
Ze Stanisławem Szelcem, satyrykiem kabaretu Elita i Studia 202, i Januszem Dominem, restauratorem, właścicielem Kawiarni Literatka, którzy są pomysłodawcami Wrocławskich Spotkań Kabaretowych, rozmawia Robert Migdał

Skąd pomysł na Wrocławskie Spotkania Kabaretowe?
Janusz Domin: Zaczęło się od spotkań "Gadki-szmatki" w Literatce, które mają się u nas świetnie już półtora roku. Dotychczas było 13 spotkań. Pomysł wzięliśmy z Krakowa, gdzie takie spotkania nazywają się "Gadający pies". Pomysł jest prosty: zaprasza się kilku ludzi z różnych branż - bo przychodzą i pisarze, i wariaci, i naukowcy - każdy ma pięć minut, by coś przedstawić, pokazać, zaśpiewać. Dla człowieka dowcipnego to wystarczająco dużo, by zabawić publiczność, a dla największego nudziarza za mało, by zanudzić. Pięć minut się sprawdza.

Teraz będą też Wrocławskie Spotkania Kabaretowe?
J.D.: Zauważyliśmy, że bardzo wiele osób swoje występy kieruje w stronę kabaretu. I nawet kiedy mają jakiś tekst poważny, to starają się znaleźć w nim jakiś element komiczny, żeby publiczność rozbawić.

Czyli w ludziach drzemie wielki kabaretowy potencjał.
Stanisław Szelc: Nie tylko we Wrocławiu, ale i na Dolnym Śląsku jest sporo ludzi zdolnych i dowcipnych, którzy mam nadzieję, że się sprawdzą. 17 września ruszamy z pierwszym spotkaniem. Na początek występ filozofa Iliasa Brazasa, Greka, który śpiewa, Tomka Pissa, psychiatry, który śpiewa swoje rzeczy, Jasia Węglowskiego, radiowca, i Jurka Tomaszewskiego, który był znany dotychczas jako znawca starych przedmiotów - a wiem, że pisze fajne wierszowane rzeczy. No i profesor Bogusław Bednarek, który jest gwiazdą "Gadek-szmatek". Prezentuje teksty naukowe. Np. analizę wiersza, którą robi w sposób tak zabawny, że jest ulubieńcem publiczności. A po przerwie planujemy występ gwiazdy. Jako pierwszy będzie Krzysiek Daukszewicz. Potem: Krzysiek Piasecki, Artur Andrus, który, nie chwaląc się, wyrósł na gwiazdę, lansowany przez Studio 202, a w grudniu - Andrzej Grabowski.
Gwiazdy sporo kosztują...

J.D.: Niektóre bardzo się cenią, a my sami nie bylibyśmy w stanie sfinansować ich wizyt. Na szczęście hojnie nam pomógł Radosław Mołoń, wicemarszałek województwa.

Znani z Wrocławia też będą?
S.S.: Na pewno uda mi się na-mówić kolegów z Elity - Jurka Skoczylasa i Leszka Niedzielskiego, żeby tu wystąpili.
W nazwie spotkań kabaretowych jest "Wrocławskie". Ale nie tylko wrocławianie będą mogli stanąć na scenie?
S.S.: Zapraszamy ludzi z całego Dolnego Śląska. W połowie września rusza "Dolnośląska Liga Talentów". Będziemy się starali wyłowić utalentowanych ludzi z terenu i zaprosić ich do nas na scenę. Jest np. Grzesiek Żak w Zgorzelcu, piekielnie zdolny człowiek, który świetnie pisze.

Robicie to za darmo.

S.S.: Bo ja się prywatnie bardzo nudzę, mam dużo czasu i chciałem coś z tym czasem zrobić. Poza Wrocławskimi Spotkaniami Kabaretowymi robimy z tych nudów gazetę satyryczną "Jak rzyć?" - pisane inaczej, czyli przez "rz".

Jesteś jej naczelnym?
S.S.: Nie ma redaktora naczelnego, tylko "Goniec naczelny". Będzie to gazeta niecykliczna - wyjdzie wtedy, gdy nam się uda zgromadzić materiał. Do pierwszego numeru miniaturki napisali Krzysiek Daukszewicz, Rafał Bryndal, Agnieszka Hamkało, jeden z lekarzy ginekologów wrocławskich. Będzie rozdawana za datki "co łaska". Robimy to, bo chcemy być nieformalnym wrocławskim ośrodkiem kultury. Już mamy w dorobku jedną bardzo udaną imprezę.

Jaką?
S.S.: Moje imieniny. Pół Rynku balowało.
J.D.: Wracamy do tradycji dobrego kabaretu. Z mądrym tekstem, który niekoniecznie śmieszy, ale daje do myślenia.
S.S.: Chciałbym, żeby kabarety skończyły z przebierankami, bo się boję, że niedługo będą pokazywały kobiety z brodą albo garbatego Chińczyka i to będzie ludzi śmieszyć. Jest taka tendencja, by kabaret służył rechotowi. A to nie na tym polega. Choćby stara Egida z Jonaszem Koftą, z Janem Stanisławskim, z Kazimierzem Rudzkim. Bywałem na ich występach, bo się serdecznie przyjaźniłem z Koftą. U nich niekiedy nie było śmiechu na widowni. Jurek Dobrowolski, z kabaretów Owca i Koń, opowiadał, że Cyrankiewicz chodził na występy kabaretu i prosił, żeby wydać mu certyfikat, że on jest człowiek inteligentny. Bo oni wydawali takie zaświadczenia. My też będziemy dawać certyfikaty: "jego posiadacz jest człowiekiem inteligentnym, wrażliwym i z poczuciem humoru".
J.D.: Można go powiesić nad kominkiem, a kto nie ma kominka, to nad kaloryferem.
S.S.: Niech sobie oprawi. Ja kilka miesięcy temu wydawałem takie certyfikaty, napisane po rosyjsku, że jego posiadacz jest "wor po zakonu"... To znaczy: "Złodziej najwyższego lotu". Bardzo to sobie ludzie chwalili. Mają to w domu, z tym, że mniej chętnie się ich teraz zaprasza do siebie.

Wstęp będzie darmowy.
J.D.: Tak, ale mam nadzieję, że ludzie kupią kawę czy herbatę, czy też inny napój, bo wtedy są skłonniejsi do współpracy.
S.S.: Tylko nie wodę, bo wiadomo, co ryby w wodzie robią... Poza tym chcemy się zwrócić do publiczności z prośbą o datki, bo w trakcie występu będzie puszczona taca czy też jakiś inny koszyk. I te pieniądze przeznaczymy na szczytny cel.

Na co?
S.S.: Na wykorzystanie w barze.

Pojawią się tłumy...
S.S.: A w Literatce liczba miejsc jest taka, jak ja, czyli mocno ograniczona. "Na duś" wchodzi 100 osób. Więcej nie może, bo wtedy jest impreza masowa i trzeba zatrudnić dwóch ochroniarzy i czterech strażaków. A na to nas nie stać.

Może Wrocław wróci na kabaretową mapę Polski.
S.S.: Chcielibyśmy tego. Tradycje mamy potężne - i Elita, i Studio 202, i Krzysiek Piasecki się stąd wywodzi, i Janusz Rewiński, i Tadek Drozda. A i jeszcze Kabaret Ojców z Markiem Gołębiowskim i Bogusiem Klimsą, i Kalambur, który wygrywał FAMĘ.

To dlaczego to w pewnym momencie "siadło"?

S.S.: Może dlatego, że kabarety kiedyś były silnie związane z ruchem studenckim. Koń i Owca, STS, Hybrydy, Egida, Piwnica pod Baranami - oni bazowali na twórcach akademickich. W Piwnicy pod Baranami, poza Piotrem Skrzyneckim, który studiował życie - to wszyscy byli z ruchu studenckiego: i Marek Grechuta, i Ewa Demarczyk, Andrzej Sikorowski. A i Wojciech Młynarski, Janusz Kofta, Jerzy Pietrzak... Oni funkcjonowali głównie dzięki mecenatowi Zrzeszenia Studentów Polskich - pozwalało się młodzieży robić kabaretowe rzeczy, bo to był dla młodych taki rodzaj wentyla. A teraz tego nie ma. Nie wiem, na czym to polega. Czy im się nie chce?

Jeden wieczór, kilka występów - to będzie można później zobaczyć, usłyszeć?

J.D.: Wszystkie występy będą zarejestrowane i umieszczone w internecie. Poza tym jesteśmy, nieformalnie, uznani, za kabaretową scenę Trójki i niewykluczone, że fragmenty będą puszczane w Programie Trzecim Polskiego Radia i w Radiu Wrocław.

Liczycie na sukces?
S.S.: Trochę to nas przeraża, ale nie robi błędów ten, kto nic nie robi. Moglibyśmy, my ludzie z bardzo poważnymi rentami, sięgającymi niejednokrotnie 1300 zł, siedzieć sobie i uprawiać traumatyczny alkoholizm. Ale my wolimy coś robić. Nam się jeszcze chce.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska